Emmanuel Todd wydał w Japonii książkę, w której ogłosił, że III wojna światowa już trwa. Uznał, że europejska publiczność nie jest jeszcze gotowa na przyjęcie oczywistości. Nie bez znaczenia jest fakt, że tak wybitny, bądź co bądź, intelektualista jest regularnie bojkotowany przez oficjalne media francuskie.
Warto dodać, że, bądź co bądź opozycyjna, francuska lewica też nie obnosi się z nim na sztandarach.
Skąd my to znamy?
Todd nie może być popularny, chociaż jego idee chyba najpełniej ujmują kompleks zjawisk politycznych, społecznych i filozoficznych naszej epoki. Nie gardząc przy okazji wypadami na pole ekonomii. Jak sam twierdzi, jako historyk (ze szkoły Annales) może się zdobyć na dystans w stosunku do bieżącej sytuacji. Na dystans wobec własnych preferencji cywilizacyjnych.
I tu rysuje się pierwsza różnica między nami a Emmanuelem Toddem, grająca, jak nieskromnie sądzimy, na naszą korzyść. Nie musimy, niczym bohaterowie sztuki Duerenmatta, z nieco gorzką rezygnacją patrzeć jak barbarzyńska witalność bezceremonialnie rozprawia się z przerafinowaną do perwersji cywilizacją rzymską. Nie musimy zachowywać dystansu i z pozycji Olimpu pokrywać homeryckim śmiechem zażenowanie wywołane żałosnym spektaklem, gdy zwykły geszeft zachodni jest przedstawiany jako walka o cywilizacyjne wartości.
Lewicowy, marksistowski i robotniczy wybór znosi sprzeczność między tzw. zachodnimi wartościami a wartościami świata niezachodniego. Takie postrzeganie rzeczywistości trwa w niewidzialnym ograniczeniu przez to, że wartości stojące naprzeciw siebie pozostają wartościami elit – zachodnich czy niezachodnich. Lud po obu stronach granicy międzycywilizacyjnej pozostawał zawsze poza wartościami szlachetnie urodzonych. Wartości ludu są zbieżne. Zachodnia cywilizacja nobilitowała ludzki wymiar wartości. Nobilitowała rozum i racjonalne myślenie nie odczuwające potrzeby, aby odwoływać się do ponadludzkiego autorytetu, bez którego owe wartości są ludowi wstrętne.
Mówiąc bez ogródek, dla intelektualistów typu Todda szkoda byłoby rezygnować z wartości, takich jak indywidualna wolność. W sumie to się do tego sprowadza. Możliwość wyrażania siebie bez ograniczeń, możliwość wolnej ekspresji wszelkiego rodzaju przekonań – te wartości są zazwyczaj ograniczane w innych cywilizacjach przez wymogi kulturowe, narosłe jako metody pozbawiania życia społecznego, wspólnotowego niepotrzebnych kantów, a więc i tarć.
Jeżeli społeczeństwo nie rozpada się w wyniku niemożności porozumienia dla wspólnego działania mającego na celu utrzymanie owego społeczeństwa, wówczas nie ma potrzeby, aby jednostka ograniczała eksplorowanie swoich potrzeb. Todd zwraca uwagę na fakt, że cywilizacja, z którą sam się utożsamia, obiektywnie jednak zatraciła poczucie sensu.
Trudno się temu zjawisku dziwić, skoro zachowanie człowieka, jego myślenie i odczuwanie są zrodzone z reakcji na zewnętrzne bodźce. Opór, jaki stawia rzeczywistość, jest dowodem, że świat zewnętrzny istnieje, nie stanowi tylko wytworu naszego umysłu. Nawet jeśli jest to bardzo kusząca myśl dla cywilizacji, która chętnie odmawia obiektywnego istnienia wszystkiemu, co znajduje się poza obrębem umysłu.
Efektem negacji istnienia zewnętrznej rzeczywistości jest poczucie bezsensu. Żaden wybór nie jest bowiem lepszy od dowolnego innego wyboru. Tolerancja dla odmienności staje się w efekcie negowaniem istnienia odmienności. Obiekty istniejące różnią się cechami trzeciorzędnymi, zaś w istocie są tożsame, jeśli drobne różnice nie mają znaczenia wartościującego. Nie jesteśmy w stanie poruszać się sensownie, jeśli nie potrafimy zdecydować, że dany wybór jest lepszy od alternatywnego. Skoro każdy wybór jest równie dobry, to jakie znaczenie ma dokonywanie jakiegokolwiek wyboru? To jest właśnie tracenie poczucia sensowności.
Problem wynika ze zbędnego łączenia wyboru z obiektywizmem. Z perspektywy ogólnej, wszystkie wybory są równoważne, jednak z perspektywy jednostkowej mogą mieć zasadnicze znaczenie. Jednostka nie jest Człowiekiem jako takim. Jednostka jest zaprzeczeniem ogólności. Praca uczłowieczająca polegała właśnie na oddzieleniu jednostki od kategorii ogólnej gatunku ludzkiego. Skoro już to zostało dokonane, to dialektyka procesu polega na odwrotnym przejściu od jednostki do gatunku. To wychylenie się wahadła w odwrotną stronę jest nieuchronne, ale pamiętajmy, że dialektyka działa po spirali, a nie w okręgu. Indywidualizacja subiektywna jednostki może służyć wzbogaceniu istoty gatunkowej człowieka, a niekoniecznie przekształceniu jednostki w statyczny okaz istoty gatunkowej.
Wadą naszej cywilizacji, która uświęca różnice, jest zglajszachtowanie różnic, czyli uczynienie z nich czegoś bezwartościowego. A więc osiągamy coś wręcz przeciwnego do założenia. Jeżeli pogłębione różnice między jednostkami nie służą niczemu, co je różnicuje, to stają się bezprzedmiotowe, bez znaczenia. Czyli znowu lądujemy w poczuciu bezsensu inwestowania emocjonalnego w coś, co jest tak naprawdę bez różnicy.
To świat zewnętrzny pozwala na różnicowanie naszych emocji i naszych reakcji na bodźce. To świat zewnętrzny narzuca nam uznanie czegoś za istotne lub nieistotne. Im bardziej człowiek odcina się od świata zewnętrznego, tym mniej ma możliwości obiektywnego, racjonalnego wyboru. Może dokonywać wyborów różnicujących, wyróżniających go na tle innych, ale tym mniej ma to sensu.
Zaczyna rządzić kaprys i upieranie się przy swoim wyborze, który nie szuka potwierdzenia w obiektywnym doświadczeniu. Nie bez kozery ci, którzy zachowują samodzielność myślenia i opinii, zauważają, że w mediach króluje jednomyślność, która boi się jakiegokolwiek zderzenia z odmiennym poglądem. Jeżeli wszystkie typu różnicy czy odmienności są równouprawnione, to nie ma możliwości przykładania racjonalnej argumentacji do żadnego z analizowanych zjawisk.
W życiu społecznym bowiem podejmuje się przecież ostatecznie konkretne decyzje, które ważą na życiu wszystkich. Przeciwnie niż w przypadku decyzji i wyborów dotyczących jednostek niejako prywatnie, decyzje kolektywne wpływają na rzeczywistość i, co ważniejsze, napotykają na reakcję ze strony obiektywnej rzeczywistości.
Najbardziej charakterystycznym przykładem takiej paranoi jest dla nas ubiegłotygodniowa dyskusja na jednej ze stacji francuskiej telewizji, kiedy to z jednej strony dyskutanci odgrywali maskaradę zgrozy przywołując ukraiński Hołodomor jako mord na Ukraińcach zorganizowany świadomie i celowo przez władze radzieckie, a z drugiej, bez żenady domagali się kolejnych transzy sankcji na gospodarkę rosyjską w upiornie radosnym przewidywaniu, że nędza i widmo głodu społeczeństwa rosyjskiego skłoni je wreszcie do obalenia Putina.
Nikomu nie przychodzi do głowy, że nieoczekiwana i wywołująca zniecierpliwienie Zachodu reakcja społeczeństwa rosyjskiego jest obiektywnym faktem, który powinien dać do myślenia. Jest to bowiem zderzenie z obiektywną rzeczywistością.
Ale stosunek do obiektywnej rzeczywistości jest niezgodny z zachodnimi wartościami, które opierają się na prawie jednostki do zaprzeczenia realności istnienia obiektywnej rzeczywistości.
Warto zauważyć, że ta wartość ma znaczenie dla rządzących, którzy wykorzystują ją do skłonienia społeczeństwa do myślenia, że nie sposób przykroić racjonalnych działań do obiektywnej rzeczywistości, nie niszcząc kruchej wartości, jaką jest zachodni indywidualizm. Cóż więc robić?
Wyjście, jakie wprowadza skutecznie zachodnia elita, która doskonale zdaje sobie sprawę z rzeczywistości i z trudności, jaką sprawia manipulowanie nią i jej postrzeganiem, polega na oparciu stosunku do obiektywności na najbardziej prymitywnym instynkcie przetrwania i utrzymania korzystnej przewagi jeśli ją mamy lub zdobyciu jej wszelkimi środkami, jeśli jej nie mamy.
Przykro przyznać, ale wielu intelektualistów i publicystów, którzy całkiem racjonalnie postrzegają bieżący konflikt rosyjsko-ukraiński, faktycznie wspólnie z elitą rządzącą posługują się taką samą fundamentalną logiką: kierujemy się interesem tego kręgu, w którym przyszło nam się poruszać i który jest nam najlepiej znany i bliski.
W przypadku Todda, mamy to wyłożone w następujący sposób: gdyby Rosja wygrała, Todd byłby zasmucony, ponieważ jest wychowany i przywiązany do wartości zachodnich, w tym – przede wszystkim – do wolności jednostki. Todd wyobraża sobie, że w przypadku wygranej Rosji, mielibyśmy pewnie przeobrażenie się elit francuskich w jakichś brodatych bojarów w haftowanych strojach. Bo przecież z perspektywy dołów społecznych nadal trwałby dwór z jego faworytami i wszechwładną korupcją.
No ale istota przecież nie leży w tym. W przeciwieństwie do cywilizacji wschodniej, reprezentowanej rzekomo przez Rosję Putina, poddani cieszą się wolnością indywidualną. Co prawda, obecnie ulica i nie tylko strasznie pomstuje na brak wolności słowa, na brutalność policji w tłumieniu poważnych zamieszek, zagrażających trwaniu obecnej władzy (a przecież obecne protesty – wedle Canard réfractaire – muszą przerodzić się w przejęcie władzy lub są skazane na niepowodzenie), nierzadko odmawia systemowi francuskiemu lub nawet europejskiemu miana demokracji, ale w porównaniu z systemem rosyjskim różnica wydaje się zasadnicza. Tam, w Rosji, społeczeństwo nie zna dążenia do demokracji, jest przywiązane do wartości konserwatywnych i zupełnie jest pozbawione ducha oporu i ducha wolności.
No to powiedzmy sobie szczerze: Zachód nie tyle ma na pieńku z reżymem, choćby i samego Putina, ale z… narodem rosyjskim. Od Todda można usłyszeć, że zasadnicza opozycja wynika ze struktur rodzinnych. W Rosji mamy strukturę rodziny patriarchalną, dyktatorską, podczas gdy w społeczeństwie ukraińskim przeważa jednak zachodnia struktura rodziny nuklearnej, a więc zindywidualizowanej, prowolnościowej. I sprawa jest jasna.
W sumie elity rosyjskie, jak np. ta wynoszona pod niebiosa sprzedajna i gangsterska w typie elita Jelcyna (która wyniosła Putina do władzy), dziś kontynuowana godnie przez oświeconych oligarchów rosyjskich w rodzaju intelektualisty M. Chodorkowskiego, są w stanie przyswoić sobie zachodnie wartości. Na wzór i podobieństwo elit Rosji carskiej.
Ale, dodajmy, z drobną korektą: nie tyle przyswoić sobie zachodnie wartości, co przyswoić sobie przekonanie o wyższości zachodnich wartości, choć ze świadomością, że elita rosyjska na zawsze pozostanie młodszym, ułomnym bratem przyrodnim. Tak jak elity afrykańskie, nie przymierzając.
Lud rosyjski otrzymujący łaskę wiary (takie nowe metody chrystianizacji pogaństwa) otrzymuje Pismo-Konstytucję, w którym gwarantuje się mu wolność indywidualną i swobody demokratyczne. Istnieje niebezpieczeństwo, że podobnie jak dzikusy otrzymujące w podarku Biblię, będą usiłowały potraktować lekturę na serio. Problem bowiem w tym, że o ile elity rosyjskie (i inne) chętnie przejmują swobody obywatelskie i obyczajowe jako własne, zaś w kwestii interesów klasowych nie mają już z góry rozbieżności z elitami Zachodu, o tyle społeczeństwa nowoprzyjęte do zacnego grona będą domagały się wdrożenia demokracji tam, gdzie same odczuwają boleśnie jej brak – w respektowaniu ich interesów klasowych. Pal sześć prawa LGBT+!!!
Na tym polega walka wartości. W istocie rzeczy, nie toczy się ona między elitami skonfliktowanych społeczeństw, ale jako wyraz obawy, że w zderzeniu z nieskażonym jeszcze instynktem pierwotnym i klasowym społeczeństwa rosyjskiego, napiętnowanego niczym niezmywalnym grzechem pierworodnym rewolucji socjalistycznej, społeczeństwa zachodnie odkryją, że istnieje obiektywna rzeczywistość walki klasowej.
Nie tylko służalcze żądanie od miliarderów, aby podzielili się nadmiarem bogactwa…
Emmanuel Todd nie przechodzi całej tej drogi i zatrzymuje się na całkiem słusznym stwierdzeniu, że wartości zachodniej cywilizacji są wartościami nihilistycznymi. Z nich chciałby zachować wolność jednostkową, reszta nieco mu wisi…
Niczym Romulus Wielki Duerenmatta, Todd jest więc rozdarty.
A przecież, dzięki Rewolucji Październikowej, społeczeństwo rosyjskie odniosło się pozytywnie do dziedzictwa kultury zachodniej, do jej najlepszych tradycji racjonalizmu i wolności, a jednocześnie zachowało witalność cywilizacji, której jeszcze nie nadszarpnął nihilizm.
Wszystko wraca na swoje miejsca – Putin i reprezentowana przezeń oligarchia rosyjska znajduje się w akcydentalnym konflikcie z Zachodem, akceptując nihilistyczny system wartości Zachodu, tak jak nacjonalistyczny reżym ukraiński czy polski zaakceptował zachodni nihilizm jako sposób na przeforsowanie swoich obiektywnych, kapitalistycznych interesów.
Systemy wartości w systemach klasowych odgrywają drugorzędną rolę. Elity jako grupy żyjące w oderwaniu od stałego zagrożenia ze strony obiektywnej, przyrodniczej rzeczywistości, zgadzają się ze sobą ponad podziałami cywilizacyjnymi, ponieważ same ze względu na swoją obiektywną pozycję w społecznym podziale pracy dawno już oderwały pojęcie wolności indywidualnej od konieczności kolektywnego działania wobec zewnętrznego zagrożenia. Wszelkie indywidualne sposoby pojmowania wolności indywidualnej są im dostępne. Z tym zastrzeżeniem, że nie muszą i nie powinny stanowić wzoru dla mas.
DEEP PURPLE – Live Paris 1985 (Full)
Ale fakt upowszechnienia wartości danej cywilizacji na społeczeństwo w jego masie jest zagrożony przez samą elitę zachodnią, która nie relatywizuje fundamentalnej wartości interesu klasowego. Z elitą rosyjską nie zderza się jako z obrończynią wartości przeciwstawnych – skoro elita rosyjska jest gotowa przyjąć te wartości, tak jak przyjęła pozycję burżuazji kompradorskiej.
Należy zadać sobie pytanie, jakich to wartości przyniesionych na bagnetach rosyjskich karabinów obawiają się tak naprawdę zachodnie elity. I przed wpływem jakich wartości – jak wiedzą – nie będą w stanie uchronić własnego społeczeństwa.
Tych samych wartości obawiają się rosyjskie elity. Dlatego ich dążenie do pogodzenia się z Zachodem są szczere. W tym szczery jest też reżym Putina. Reżymy arystokratyczne XIX-wiecznej Europy były w stanie pogodzić się z wartościami cywilizacyjnymi Rosji carskiej, a nawet oprzeć się na niej przeciwko własnym ludom.
Elity zachodnie mają nie wartościowy, ale czysto interesowny powód dla konfliktu z Rosją. Taki wewnątrzrodzinny spór o to, kto będzie miał najwięcej z tortu.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
5 lutego 2023 r.