O ile Frederic Asselineau z francuskiej UPR dostrzega w strategicznej grze USA taki cel, jak rozpad Federacji Rosyjskiej, o tyle Borys Kagarlicki, główny (jak lubi podkreślać) redaktor kanału Rabkor oraz profesor moskiewskiej wyższej uczelni, tzw. szaninki, kategorycznie zaprzecza tej możliwości. Wedle tego ostatniego, terytorialny rozpad Federacji jest niemożliwy, ponieważ taki rozpad, jaki zdarzył się w przypadku ZSRR, miał jako podłoże rozdział własności między oligarchów. Obecnie, twierdzi Kagarlicki, taki rozdział własności został już dokonany, zaś dalsza racjonalność systemu wymaga centralizacji.
Tu możemy się z Kagarlickim całkowicie zgodzić. Rozpad Federacji Rosyjskiej stanowi zagrożenie zasadnicze dla zapewnienia bezpieczeństwa posiadania przez oligarchię rozkradzionego po ZSRR bogactwa kraju. Faktem jest, że władza w Rosji stanowi gwarancję utrzymania przez oligarchiczny klan stanu posiadania. To zresztą tłumaczy fakt, że Putinowi udaje się od ponad 20 lat utrzymać władzę. System oligarchiczny, a dokładniej mówiąc – system oparty na gospodarce kierowanej przez burżuazję kompradorską, jest zbyt zależny od zewnętrznych układów, aby kierować się wspólnym interesem, którym w przypadku burżuazji narodowej jest interes gospodarki narodowej. Nawet jeśli ten interes narodowy jest realizowany kosztem podporządkowanej i wyzyskiwanej części tego samego narodu. System kompradorski nie stanowi więc gwarancji jedności i solidarności interesów narodowej grupy kapitałowej, ponieważ oligarchowie czują się bardziej związani z interesami zewnętrznych grup kapitałowych, które zapewniają im możliwość brania udziału w wymianie na rynku światowym i tam właśnie czerpania zysków. Jednocześnie, tylko i wyłącznie istnienie rządu krajowego ogranicza dostęp do bogactw kraju przez zagraniczne grupy kapitałowe. Mogą one to robić tylko za pośrednictwem współpracy z kompradorskimi elementami rosyjskiej burżuazji. W przypadku braku władzy państwowej, pośrednictwo w grabieniu bogactw naturalnych przez obcy kapitał byłoby niepotrzebne.
To tłumaczy więc, dlaczego mimo niezadowolenia wszystkich, Władimir Putin pozostaje jedyną opcją, albowiem fakt jego zasiedzenia u władzy jest jedynym powodem, dla którego status quo wciąż jeszcze trwa. Każda zmiana lidera, nawet na najlepszego z możliwych, byłaby brzemienna w destabilizację i rozpętanie się rywalizacji grup oligarchicznych, popychanych przez „swoich” zagranicznych promotorów do próby uszczknięcia więcej dla siebie, a więc i dla zagranicznego „partnera”.
Sprawa jest zrozumiała. Niemniej, Kagarlicki nie bierze pod uwagę tego, co ma przed oczami, całkowicie na powierzchni. Jego zaślepienie wynika z przyczyn ideologicznych, co postaramy się wykazać w niniejszym tekście.
W przypadku Rosji, z przywileju bliskości i naturalnych więzów ekonomicznych, z systemu kompradorskiego najwięcej korzyści mają kapitałowe grupy z Europy Zachodniej. Wystarczy uświadomić sobie zaangażowanie inwestycyjne kapitału niemieckiego w budowę gazociągu Nord Stream 1 czy inwestycje i zaangażowanie myśli technicznej francuskiej firmy Total, która stoi za nowoczesnymi metodami umożliwiającymi Rosji wydobywanie ropy naftowej. Ta wzajemna więź i współzależność tłumaczy uzależnienie gospodarki europejskiej od rosyjskich surowców. Jak wiadomo bowiem, gdyby Europa zdołała uniezależnić się od rosyjskich surowców, nieuchronnie wpadłaby w uzależnienie od innych państw, ponieważ sama nie jest położona na bogatych złożach, ani nie jest zainteresowana niszczeniem swego środowiska naturalnego w poszukiwaniu chociażby gazu łupkowego. Z wielu względów, w tym ze względu na bliskość i istniejącą infrastrukturę (jeszcze poradziecką), rosyjskie zaopatrzenie surowcowe było w swoim czasie i wciąż pozostają optymalnym rozwiązaniem dla Europy Zachodniej.
Politycznie, ta wzajemna zależność stanowiła gwarancję trwałości reżymu utrzymującego się w Rosji. Albowiem dla kapitału zachodnioeuropejskiego, trwałość systemu kompradorskiego (oligarchicznego), którego stabilność gwarantował reżym Putina (zdecydowana pacyfikacja wewnętrznych walk oligarchicznych, odzwierciedlających wpływy obcych grup kapitałowych), ma znaczenie zasadnicze. Na zaufaniu do tej trwałości zasadzała się ekonomiczna racjonalność zachodnioeuropejskich inwestycji w Rosji. Podobnie, jak w przypadku postawy wobec innych reżymów „niedemokratycznych”, Europa Zachodnia miała zawsze w głębokim poważaniu stosunek władz Rosji do instytucji demokratycznych. Oczywiście, dopóki reżym gwarantuje interesy jej kapitału.
Problem w tym, że obecny kryzys ekonomiczny, którego pierwszą fazę nieudolnie tuszowała pandemia, ujawnił tajemnicę Poliszynela, a mianowicie to, że Europa jest amerykańskim dominium począwszy od zakończenia II wojny światowej. Dopóki amerykańska hegemonia globalna nie podlegała kwestii, dopóty Europa Zachodnia mogła się cieszyć ograniczoną suwerennością, a nawet reprezentować interesy zachodniego kapitału w różnych miejscach na ziemi, jak np. francuski postkolonializm w Afryce francuskojęzycznej. Nieoczekiwana ekspansja Chin zmieniła to w miarę spokojne status quo, dla którego utrzymania wystarczały kolejne amerykańskie inscenizacje „walki z osią Zła” na różnych scenach świata.
Ameryce bardzo jest potrzebne odbudowanie zachwianej hegemonii, a perspektywa powstania silnego rywala w postaci mocnej gospodarki pod egidą chińską – od Lizbony do Władywostoku i Pekinu sprawia, iż ta hegemonia staje pod dużym znakiem zapytania. Współpraca kapitału chińskiego z silnym technologią kapitałem zachodnioeuropejskim i silną gospodarką europejską, gwarantowaną przez ekonomiczne zdrowie gospodarki niemieckiej, która jest lokomotywą gospodarki europejskiej, przechodzi przez rosyjską gwarancję. Jeśli siła i dynamika gospodarki zachodnioeuropejskiej jest warunkowana dostępem do tanich surowców rosyjskich, których paleta zaspokaja niemal w pełni zapotrzebowanie nowoczesnego przemysłu, to w interesie USA leży rozbicie tej współpracy. Kapitał europejski przestaje bowiem reprezentować interesy kapitału amerykańskiego, a zaczyna podporządkowywać się interesowi kapitału chińskiego.
Siła aparatu państwa rosyjskiego gwarantuje jednocześnie monopol na współpracę z rosyjską oligarchią tych grup kapitału, które są rosyjskiemu reżymowi przyjazne. Dlatego, nawet jeśli Kagarlicki słusznie widzi racjonalność oligarchów i racjonalność utrzymywania jedności Rosji (chociaż nie wiąże tego z racjonalnością kapitału zachodnioeuropejskiego), to nie dostrzega tego, co wyszło przy okazji wojny rosyjsko-ukraińskiej – kapitał zachodnioeuropejski został zmuszony przez biurokrację europejską i jej reprezentantów na poziomie krajów członkowskich do rezygnacji z własnej racjonalności na rzecz racjonalności hegemonii amerykańskiej i kapitału amerykańskiego.
Stąd przypadki, wcale nie tak odosobnione, buntu przeciwko nakazom Komisji Europejskiej w kwestii wycofywania się kapitału zachodnioeuropejskiego z Rosji. To wycofywanie się jest działaniem na szkodę interesu owych kapitałów narodowych i zdają one sobie z tego w pełni sprawę. Rzecz nie da się sprowadzić ani do rusofobii, ani do rusofili. Sprawa leży tylko i wyłącznie w interesie ekonomicznym. Media głównego nurtu usiłują robić ludziom propagandową sieczkę w głowach począwszy od stronniczego tłumaczenia przyczyn konfliktu ukraińskiego aż po pozorowaną frazeologię demokratyczną, którą lewica skądinąd bez trudu obnażała i skutecznie wyśmiewała przy okazji innych sytuacji implikujących amerykański imperializm w różne zbrodnicze wojny pod sfalsyfikowanymi pretekstami. Opinia publiczna mimo to nie specjalnie daje się prowadzić za nos, choćby dlatego, że społeczeństwa same dotkliwie odczuwają na własnej skórze skutki wiernopoddańczej wobec amerykańskiego imperializmu polityki swych rządów.
Podsumowując tę część wywodów: interes imperialistyczny kapitału zachodnioeuropejskiego wymaga stabilności reżymu Putina. To tłumaczy upór, z jakim Putin usiłuje przeczekać „nieporozumienia między partnerami” i nie prowadzić do eskalacji niechęci. Stąd jego wzbranianie się przed silnymi retorsjami w odpowiedzi na europejskie sankcje, wręcz jego polityka łagodzenia (kosztem własnego społeczeństwa, ale co to jest za przeszkoda dla oligarchy?) skutków strzelenia Europy sobie w brzuch. Racjonalnie bowiem nie ma żadnego, ale to żadnego powodu, aby gospodarka zachodnioeuropejska miała przejść od taniego i wygodnego, a przede wszystkim od służalczo stabilnego gwarantowania dostaw surowców niezbędnych do odrodzenia potęgi przemysłowej Europy, na drogi i uzależniony od kaprysu hegemona tor dostaw z USA.
Kagarlicki nie zauważa więc, przede wszystkim, sprzeczności interesów między mocarstwami kapitalistycznymi Europy Zachodniej i Ameryki Północnej, która prowadzi do zdecydowanej, wręcz egzystencjalnej (jak by powiedział prof. J. Mearsheimer) woli USA, aby rozbić zachodnioeuropejską gwarancję stabilności reżymu Putina. Dostrzeganie woli USA, aby podzielić Federację Rosyjską na części niezdolne do zagwarantowania kontroli nad własnymi bogactwami naturalnymi, wynika z postrzegania własnego interesu narodowego przez zachodnich Europejczyków. A że interes narodowy w obecnej dobie nie jest gwarantowany przez żadną formę, choćby zdegenerowaną, alternatywy wobec kapitalistycznej własności, to interes narodowy społeczeństwa utożsamiają z „własnym” kapitałem.
A to już jest kardynalne, zbrodnicze więc z perspektywy walki klasowej, „przeoczenie”.
Uwadze Kagarlickiego umyka więc fakt, że stabilność Federacji Rosyjskiej pozostaje od rozpadu ZSRR tworem niezwykle kruchym i gwarantowanym przez interes zbiorowy klasy oligarchicznej (wbrew interesom partykularnym poszczególnych grup kapitału oligarchicznego w Rosji), ale pod warunkiem, że jest wspierany przez interes klasy kapitalistycznej państw sprawujących funkcję „protektora” zdominowanego terytorium, czyli od interesu zachodnioeuropejskiego kapitału.
Jeżeli ten interes jest sabotowany przez własne państwa narodowe, które są tylko komitetem zarządzającym interesem klasy kapitalistów jako całości, to decyzje owego komitetu zarządzającego (tu: Komisji Europejskiej) wynikają z błędnej strategii politycznej, spowodowanej sytuacją politycznej zależności aparatu biurokratycznego Europy od amerykańskiej klasy panującej w skali globalnej. Taka hierarchia biurokratyczna, którą trudno obalić, kiedy raz zostanie ustanowiona.
Szczególnie, jeśli ta hierarchia posiada ideologiczne uzasadnienie.
Niestety, w tym przypadku, niezależnie od krytyki amerykańskiego imperializmu, co stało się przebrzmiałą melodią od upadku ZSRR i zwycięstwa idei demokracji w skali globalnej, nosicielką tego ideologicznego uzasadnienia jest i pozostaje nowoczesna lewica.
Dla Kagarlickiego liczy się stosunek sił wewnątrz państwa, wewnątrz Federacji Rosyjskiej. W pewnym sensie pozostaje on niewolnikiem wielkorosyjskiego szowinizmu nie potrafiącego przyjąć do wiadomości, że potęga Rosji niekoniecznie przeważa wszelkie uwarunkowania zewnętrzne. Dla niego konsekwentnie więc na sytuację w Rosji nie może wpłynąć zmiana sytuacji politycznej w świecie. To trochę sposób myślenia w styku wielkorosyjskiej arogancji. Ale mniejsza…
Wydaje się, że Putin ma w tej kwestii lepsze rozeznanie, kiedy stawia na utrzymanie siły zachodnioeuropejskich elit opozycyjnych wobec Brukseli w jedynej nadziei na utrzymanie całości Federacji, a więc i kontrolowania przez rosyjską oligarchię bogactw Syberii. Sprzeciw tych elit, bynajmniej nie lewicowych, wobec unijnego dyktatu przeprowadzanego przede wszystkim jako dyktat NATO pozostaje jedyną nadzieją na niedopuszczenie do rozbiorów Rosji. Jako Polacy powinniśmy zdawać sobie sprawę, jak łatwo jest stać się ofiarą niekorzystnej konfiguracji zewnętrznej, szczególnie, jeśli system wewnętrzny jest rozdzierany przez sprzeczności immanentne temu systemowi i unicestwiającemu suwerenność państwa.
Oczywiście, lewica jak to lewica, mogłaby odpowiedzieć, że nie jest żadną wartością utrzymanie przegniłego, oligarchicznego systemu rosyjskiego ani zresztą kapitalizmu w Europie. Rozumowanie nowoczesnej lewicy opiera się na przekonaniu, że chaos i destabilizacja globalnego systemu kapitalistycznego może tylko przynieść korzyść światowemu socjalizmowi.
Możemy podpisać się pod takim ogólnikowym hasłem. Problem w tym, że biorąc pod uwagę, co nowoczesna lewica uważa za system socjalistyczny, cały optymizm i wolę współpracy diabli biorą.
Przede wszystkim, idea socjalizmu (a przynajmniej systemu, który ma zastąpić obecny postkapitalizm) sprowadza się do pewnej formy postępowego, lewicowego keynesizmu w gospodarce, którego zwolennikiem pozostaje Borys Kagarlicki. Poza tym, dominującym akcentem zmiany systemowej ma być oparcie go na fundamencie instytucji demokratycznych, których wcieleniem i wykładnią są Stany Zjednoczone, albowiem to ten kraj daje w praktyce wykładnię tego, co na świecie jest kompatybilne z jego pojmowaniem demokracji, a co nie jest.
Nowoczesna lewica pokazała w pełnej rozciągłości, iż przynajmniej w odniesieniu do reżymu takiego jak Rosja, w pełni zgadza się z amerykańską definicją demokracji i z amerykańską koncepcją dozwalającą na wszelkie metody karania organizmów, które tej arbitralnej definicji demokracji nie spełniają. Mniejsza o to, czy z chęci, czy z niemożności. Nowoczesna lewica uznała, jak to wyraził elokwentnie Piotr Ikonowicz, że NATO i Zachód w przypadku Rosji bez cienia wątpliwości stanął po właściwej stronie.
Biorąc jednak pod uwagę, że mniej więcej dwie trzecie ludzkości nie podziela tej opinii, źle wróży to nowoczesnej lewicy, która dla ruszenia z posad bryły świata lubi mieć poczucie poparcia ze strony 99% społeczeństwa. Ale, jak się okazuje, w tej rozstrzygającej rozgrywce między globalnym poczuciem niesprawiedliwości a demokratycznym, postkapitalistycznym Zachodem, lewica uznała, że może raz odstąpić od aptekarskiej dokładności.
Taka postawa jest brzemienna w zasadnicze podziały na lewicy i w to, że przemiany w światowym porządku będą całkowicie pozbawione lewicowego aspektu. Przebudzenie się społeczeństw wyzyskiwanych odbywa się bowiem pod sztandarami nawet nie nacjonalistycznymi, co etnicznymi, a jeszcze bardziej, pod sztandarami różnic cywilizacyjnych, w czym ogromną rolę gra aspekt religijny. A ze skutkami lewicowego wtapiania się w te tendencje jako formy swoistej ekspiacji za nihilistyczne dewiacje myśli socjalistycznej mieliśmy już do czynienia przy okazji transformacji ustrojowej w naszej części Europy.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że jakże światła i nowoczesna lewica do tej pory nie złożyła samokrytyki za swoje błędy, które kosztują dziś społeczeństwo pauperyzację i brak perspektyw. Co więcej, nowoczesna lewica zagospodarowuje spauperyzowane segmenty społeczeństwa, które mają zakorzenioną od tamtej pory fobię na wszelkie idee socjalistyczne, w celu obnoszenia się z własnym humanizmem. Bez ich pracy na rzecz kapitalistycznej transformacji, nie mieliby możliwości obnoszenia się ze swą filantropią. Obecnie pragną rozszerzenia pola swojej działalności charytatywnej i pozostawienia go w stanie nienaruszonym dla swych spadkobierców. Cóż, pomoc ubogim to żyła złota!
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
19 września 2022 r.