Można zgłupieć. Jedni mówią, że należy dawać ludziom pieniądze, to będzie się rozwijała gospodarka. No bo jak jest popyt, to przedsiębiorcy inwestują i zwiększają produkcję. No to skąd się bierze ta inflacja? Jest popyt, to niech producenci zwiększają produkcję! I załatwione! No, ale skoro mamy inflację, to znaczy, że produkcja nie nadążą za popytem. W ogóle jakieś to niemożliwe. Przecież przedsiębiorcy powinni się cieszyć, że jest popyt. Zwiększają produkcję, zwiększają zyski i wszyscy się cieszą. Jak Pan Bóg przykazał.
Wychodzi na to, że – z jakichś przyczyn – przedsiębiorcy nie chcą lub nie mogą zwiększyć produkcji. Jak to wytłumaczyć? Pewnie nie chce się im robić i wolą wyjechać na Bali. No ale przecież to nie oni zasuwają, tylko ich pracownicy. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zwiększyć produkcję. W końcu jest bardzo dużo niezaspokojonych potrzeb ludzi, szczególnie tych, którzy stracili na transformacji kapitalistycznej.
Leszek Balcerowicz przecież powiedział: „Dopiero zasadnicze rozszerzenie wolności gospodarczej rozpoczęte na Zachodzie, począwszy od schyłku XVIII w., dało wolnorynkowy kapitalizm i dzięki temu – systematyczny rozwój gospodarki, który ogromnie zmniejszył zakres nędzy wszędzie tam, gdzie ten ustrój przez dłuższy czas się utrzymał” (Odkrywając wolność. Przeciw zniewoleniu umysłów, Zysk i ska, Poznań 2012, s. 24). Rzecz jasna, 30 lat transformacji nie jest wystarczająco długim czasem, aby korzyści kapitalistycznego rozwoju ujawniły się dla wszystkich.
Pewien problem pojawia się z chwilą, kiedy zauważamy, że globalny system kapitalistyczny akurat się chwieje i istnieje zasadna obawa, że system ten zawali się, zanim dziejowa sprawiedliwość dokona swego dzieła na korzyść tych samych, co zawsze, przegranych. Empiryczne doświadczenie poucza nas także o tym, że społeczeństwa, które podlegały uciskowi i wyzyskowi w ramach kolonialnego podporządkowania od kilku stuleci, także nie doczekały się owego szczęśliwego obrotu koła fortuny, który tak zachwala Balcerowicz.
Zasadniczą kwestią w polemice między liberalizmem (neoliberalizmem) a socjalizmem pozostaje kwestia wolności. Wolność jest tym warunkiem, który sprawia, że możliwe jest stałe odnawianie się mechanizmu wolnorynkowego, w którym nie następuje monopolizacja i wypieranie drobnych przedsiębiorców przez wielkich. Rynek wymaga istnienia wielu konkurujących między sobą podmiotów, aby prowadził do poszerzania produkcji, co z kolei prowadzi do spadku cen, a więc jest korzystne dla konsumentów.
Przede wszystkim, mechanizm rynkowy przez sam fakt swego działania prowadzi do zróżnicowania sytuacji podmiotów biorących w nim udział. Wzrost jednych przedsiębiorców kosztem innych jest wliczony w koszty funkcjonowania rynku kapitalistycznego. Inaczej jest w przypadku rynku niekapitalistycznego, na którym wymienia się nadwyżki w czasie rzeczywistym. To znaczy, na którym rozliczenia rynkowe są zamykane w określonym przedziale czasu. Wówczas wartość rynkowa danego produktu odzwierciedla relacje czasu pracy niezbędnego dla produkcji danego dobra.
Jest to całkowite zaprzeczenie tego, co się rozumie pod pojęciem rynku kapitalistycznego, na którym spotykają się produkty wytworzone w innym czasie niż są sprzedawane. Masowość produkcji powoduje, że wartość towarów dąży do zera. Popyt na towary jest określony przez zachłanność produkcyjną innych kapitalistów, którzy usiłują zmaksymalizować zyski, jakie można osiągnąć w najkrótszym czasie poprzez pomnażanie produkcji niezależnie od rzeczywistego popytu ludzi na dobra finalne, czyli spożywcze (w szerokim rozumieniu). Ceny są określane przez relacje wartości między producentami wytwarzającymi środki niezbędne innym przedsiębiorcom, którzy produkują dobra konsumpcyjne, znajdujące nabywcę spoza sfery produkcji. Potrzeby ostatecznego konsumenta są tą wielkością, która decyduje o opłacalności całego procederu. Nie jest bowiem celem samym w sobie produkcja środków produkcji dla nich samych. W przypadku rynku niekapitalistycznego, właśnie tak było – wymiana środków produkcji była sterowana przez zapotrzebowanie ostatecznego spożycia członków rodziny producenta. Na rynku kapitalistycznym obowiązuje ta sama zasada racjonalności – nieograniczone rozszerzanie się sił wytwórczych ma swoją granicę w ograniczonym poszerzaniu się popytu konsumenta dóbr finalnych. Do momentu, w którym kapitalizm posuwał swą ekspansję na świat zewnętrzny, dopóty istniała możliwość dotrzymywania kroku produkcji przez popyt. Tak naprawdę, społeczności, które wchodziły w orbitę ekspansji kapitalistycznej płaciły rzeczywistym bogactwem: swoją ziemią i przynależącymi do niej bogactwami. Ważne było także i to, że ludność tych społeczności również była dla kapitału czynnikiem produkcji – siłą roboczą, obok surowców. W istocie rzeczy, motywem produkcji kapitalistycznej było i pozostaje przejmowanie własności bogactw rzeczywistych, co dokonywało się za pomocą odbierania owego bogactwa elitom starego porządku ustrojowego. Dopóki to przejmowanie majątku na własnym obszarze, na Zachodzie, dokonywało się, dopóty rozwój przemysłowy Zachodu nie przybrał jeszcze form takiego biernego pasożytnictwa, jakie sobie przyswoił w późniejszym czasie, kiedy to wyzysk „otoczenia niekapitalistycznego” pozwolił Zachodowi na ignorowanie faktu wyczerpania się rezerw dynamicznego rozwoju we własnym Centrum.
Ekonomiści liberalni mają, oczywiście, dużo racji, kiedy postulują wolność w relacjach rynkowych. Nieuczciwość ekonomistów, nazywanych obecnie neoliberalnymi, ale w istocie sprawy nie różnią się oni od ekonomistów liberalnych, typu Balcerowicza, który tylko jest cieniem Hayeka czy Friedmana, polega na udawaniu, że nie istnieje fundamentalna niemożność zachowania wolności w sytuacji, kiedy jedna klasa osób posiada warunki wolności, tj. własność, a druga klasa jej nie posiada.
Kiedy rozpatrywaliśmy rynek przedkapitalistyczny, oczywistym jest, że biorą w nim udział równe i wolne podmioty. Są one takie właśnie, ponieważ są właścicielami środków, za pomocą których wyprodukowano określone towary przyniesione na rynek. Między tymi podmiotami zachodzą różne sytuacje rynkowe, ale ponieważ ich produkty są wymieniane na inne, służące konsumpcji własnej (środki produkcji lub dobra konsumpcyjne), to cała sytuacja ma tendencję do powrotu do równowagi za każdym razem, kiedy dokonuje się wymiana. Produkcja ponad potrzeby równoważone w danym odcinku czasu prowadzi do konieczności poszerzania skali produkcji i poszerzania wymiany rynkowej, ponieważ wszystkie towary usiłują się wzajemnie zrównoważyć, a skoro jeden z nich sprawia wrażenie nieograniczonego w swej ilości, to wszystkie dążą do tego, aby stać się nieograniczone ilościowo.
Normalnie, jeżeli dane dobro staje się dostępne w nieograniczonej ilości, logiczne jest, że opuszcza rynek, ponieważ w tendencji staje się darmowe. Równowaga popytu i podaży sprawia, że dobro dostępne w nieograniczonej ilości ma minimalną wartość w stosunku do innych dóbr dostępnych na rynku. Ale dobro nie może mieć wartości poniżej ceny zastosowanych do jego produkcji czynników. Zmniejszanie się wartości takiego dobra jest więc funkcją asymptotyczną. Dla podtrzymania wartości dobra choćby na poziomie pokrywającym koszty produkcji, niezbędne jest rozszerzanie rynków zbytu. Wówczas to dobro przestaje liczyć się w ilościach nieograniczonych i zaczyna odtwarzać swoją pierwotną wartość. To jest tajemnica niezwykłej dynamiki produkcji kapitalistycznej. Konieczność, aby wartość rynkowa nie spadła poniżej kosztów produkcji jest mechanizmem napędowym owej dynamiki. A ponieważ to zjawisko dotyczy zasadniczo wszystkich towarów produkowanych na skalę masową, więc mechanizm kapitalistycznej ekspansji jest zaiste imponujący i znoszący wszelkie możliwe bariery na swej drodze.
Mechanizm kapitalistycznego rynku nie polega na wyrównywaniu poziomu życia wszystkich członków społeczności, którym tylko wystarczyłoby żyć parę stuleci, aby doczekać przypływu, który podniesie wszystkie łodzie. Właśnie z tego powodu, że w miarę rozwoju kapitalizmu część społeczeństwa staje się czynnikiem produkcji, a jednocześnie nie staje się podmiotem kapitalistycznej produkcji, rynek kapitalistyczny opuszcza zrujnowaną gospodarkę, w której przejął już wszystkie rzeczywiste źródła bogactwa i przenosi się na nowe obszary eksploatacji, gdzie robi dokładnie to samo. A następnie, kiedy kierunków ekspansji zaczyna brakować, po prostu dusi się. Co mamy okazję obserwować aktualnie, na żywo.
Warto podkreślić, że ta część społeczeństwa, która nie jest podmiotem ekonomicznej suwerenności w kapitalizmie, nie jest częścią społeczności ludzkiej, ale czynnikiem produkcji. W związku z tym, tyrada o rzekomej wolności i doczekaniu sprawiedliwości ekonomicznej jej nie dotyczy.
Teoria liberalna pozostaje więc nienaruszona w swej dziewiczej czci, a przedstawiciele liberalizmu mogą wciąż głosić z podniesionym czołem swoje farmazony.
Powtórzymy, postulat wolności dotyczy wyłącznie podmiotów w sensie ekonomicznym, tj. takich, które mają tytuł własności środków produkcji. Jeżeli nie są właścicielami środków produkcji, to pozostają czynnikiem produkcji. Oczywiście, także te osoby mają swoje pięć minut chwały rynkowej, kiedy to udają się na rynek pracy. Wówczas mogą wystawić na sprzedaż swoją siłę roboczą. Ponieważ jest jej sporo, a w miarę rujnowania społeczeństwa przez kapitalistyczne stosunki produkcji rezerwowa armia pracy tylko rośnie, to jej wartość rynkowa zasadniczo spada. Poza może wyjątkami, kiedy chodzi o jakąś specjalizację zawodową, która jest akurat bardzo cenna lub o zaspokojenie potrzeb innych niż produkcyjne, szczególnie poszukiwanych i napędzanych modą, którą kapitalistyczne media pieczołowicie kształtują. W każdym razie, w tym mechanizmie nie chodzi o zwiększanie produkcji dóbr konsumpcyjnych, ale o rywalizację na rynku pracy, w warunkach zawężających się mocy produkcyjnych, delokalizowanych do innych obszarów ze względu na konieczność poszerzania skali odbioru wytworzonej oferty towarowej.
Mamy tu jeszcze jeden element – w centrach kapitalistycznego rozwoju, żyjących na wysokim poziomie, produkcja jest zmuszona zaspokajać potrzeby armii pracy, która jest zbędna z perspektywy kapitalistycznej ekspansji na tzw. otoczenie niekapitalistyczne. Wciąż z perspektywy kapitału, jeżeli społeczeństwo zachodnie utrzymuje luksusową konsumpcję pod hasłem, że w ten sposób stwarza popyt, to warto zauważyć, iż obie strony medalu: popyt i podaż, są utrzymywane przez kapitał produkcyjny. Wysoka technologia ma sens, jeśli pozwala danemu państwu wywalczyć w tzw. otoczeniu spory obszar ekspansji dla swojego kapitału. Wówczas dane społeczeństwo uzyskuje środki dla utrzymywania wysokiego poziomu życia.
Jak mówi pewien francuski specjalista w dziedzinie ekonomii, Charles Gave, relacje ekonomicznego centrum z surowcowymi peryferiami odbywa się na zasadzie, że kraje wysokorozwinięte kupują, np. ropę za kolorowe papierki, za które następnie sprzedawca ropy kupuje od rozwiniętego państwa jego obligacje, zabezpieczając w swoim mniemaniu uzyskane środki. W efekcie, nabywca ropy nie płaci nic za ropę, zaś jego kraj może kontynuować życie na kredyt. Oczywiście, do czasu.
Niemniej, w arsenale dłużnika zawsze znajdują się narzędzia przywoływania do posłuchu potencjalnie orientującego się w całej kombinacji partnera biznesowego. Najlepszym narzędziem jest zasianie chaosu, co skutecznie odwraca uwagę od rzeczywistego problemu współczesnego świata, jakim jest permanentny kryzys kapitalizmu jako takiego. Liberałowie usiłują nam jednak wmówić, że sami jesteśmy sobie winni, ponieważ nie zapewniliśmy ludziom wystarczającego poziomu wolności przedsiębiorczości. Nadal jednak nie odpowiadają na pytanie o to, jak tę wolność mieliby wykorzystać ci członkowie społeczeństwa, którzy nie pełnią w nim funkcji podmiotu, ale czynnika produkcji.
W okresie po II wojnie światowej, socjaldemokracja usiłowała wprowadzać pewien model hybrydowy, który miała zapewniać ludzkim czynnikom produkcji status podmiotu ekonomicznego… po godzinach pracy. Po zdjęciu kombinezonu, robotnik stawał się więc konsumentem i mógł korzystać z wolności konsumpcji. Ta ostatnia opierała się na wyzysku tzw. niekapitalistycznego otoczenia i była przyczyną oskarżania robotników o tendencję do burżuazyjnienia i stawania się robotniczą arystokracją. Oczywiście, nie była „arystokracją” inteligencja pracująca kreatywnie na zwiększanie możliwości kapitału, aby ten bardziej rozwijał swą ekspansję na kraje „otoczenia”. Przy okazji dając możliwość sztucznego utrzymywania standardu życia na poziomie nie odpowiadającym wkładowi „starego” społeczeństwa w zyskowność kapitalistyczną.
Wraz z kryzysem ujawniła się ta smutna prawda – emeryci stali się obciążeniem, podobnie jak cała niezatrudniona część społeczeństwa. Jeżeli można było prowadzić ekspansję na zagraniczne rynki swej produkcji, to nie było możliwe prowadzenie ekspansji taniej siły roboczej, której na innych obszarach było pod dostatkiem.
Czynniki produkcji są albo potrzebne, albo niepotrzebne. Emeryci są niepotrzebnymi czynnikami produkcji, inaczej – przestają być czynnikami produkcji. Gdybyśmy sobie wyobrazili możliwość sprzedawania i kupowania siły roboczej na takiej samej giełdzie towarowej, jak w przypadku innych towarów, to zrozumielibyśmy, że pracownik najemny pozostaje takim samym niewolnikiem, jak w czasach Platona. A skoro pozostaje niewolnikiem, to nie dotyczą go rozważania o wolności takich tuzów ekonomii, jak Mises czy Hayek. Nie mówiąc już o Balcerowiczu.
Współcześnie, wraz z kapitalistyczną transformacją, w zapomnienie poszły dawne koncepcje społecznej gospodarki rynkowej, w ramach których usiłowano jeszcze pogodzić nieschodzące się aspekty osoby ludzkiej jako siły roboczej. Obecnie jedynym rozwiązaniem wydaje się automatyzacja i robotyzacja. Problem jednak polega na tym, że jeśli to zastąpienie pracy ludzkiej zostanie dokonane za pomocą zatrudnienia sztucznej inteligencji, choćby w powijakach, to ta część ludzkości, która nagle zostanie uwolniona z kondycji niewolnika, niewolniczej siły roboczej przynoszącej zysk kapitaliście, to bynajmniej nie będzie znaczyło, że zacznie żyć w społeczeństwie jako w pełni zintegrowana osoba – podmiot ekonomiczny. Pozbawiona tytułów własności, które w międzyczasie (owych kilku stuleci cierpliwego oczekiwania na dopełnienie się przewidywania L. Balcerowicza, postulującego, aby dano kapitalizmowi czas) zawłaszczył sobie kapitał, ta część społeczeństwa stanie się zwyczajnie zbędna.
To oznacza, że kapitalizm w sposób naturalny przejdzie przez swoje naturalne stadia rozwoju i osiągnie dialektyczną pełnię w systemie, który będzie zarazem jego ukoronowaniem, jak i negacją. Rozwój technologiczny zostanie dialektycznie przetworzony w nowe społeczeństwo zrównoważone, które jest możliwe tylko na poziomie równowagi między społeczeństwem a przyrodą. Oznacza to zniesienie kapitalistycznego mechanizmu stałej, dynamicznej ekspansji tego systemu ekonomicznego. W ten sposób zostanie zarzucony mechanizm ciągłej pogoni za produkcją w coraz większej skali. Niedostępność środków technicznych dla większości ludzkości spowoduje, że ludzkość stanie w obliczu nagłego upadku systemu wyżywienia opartego na intensywnym gospodarowaniu.
Społeczność międzynarodowa stale podnosi kwestie ekologiczne, a nie jest w stanie wyciągnąć z tego logicznego wniosku. Jeżeli Balcerowicz głosi, że nie można zatrzymać się wobec groźby katastrofy ekologicznej, ponieważ trzeba zapewnić przeżycie kilku miliardom ludzi, to tym samym zapewnia nas, że poza kapitalistycznym kontynuowaniem ekologicznie destrukcyjnego modelu gospodarczego nie ma dla nas wyjścia. Zakwestionowanie tego aksjomatu prowadziłoby do stwierdzenia, że nieefektywność modelu socjalistycznego jest nie tyle nieefektywnością, co porzuceniem kapitalistycznej gospodarki, opartej na prostej ekstrapolacji dotychczasowego trendu.
Tymczasem, spadek liczebności ludzkości jest zakodowany we wzroście powszechnego dobrobytu, bez konieczności odwoływania się do drastycznych metod zmniejszania populacji, typu wojna czy zaraza. Siermiężność realnego socjalizmu przestaje być z tego punktu widzenia jakąś wadą systemu, a staje się zrozumiałym samoograniczeniem, którego świadomości nie miało społeczeństwo tamtej epoki. I nie czyniło z tego narzędzia rozwijania czystej gospodarki. Była to nieświadoma cnota, która nie jest tytułem do chwały.
Wolność jest, poza wszystkimi definicjami, najlepiej określona jako takie działanie, którego nie ograniczają żadne względy na zewnętrzne uwarunkowania. Taka wolność jest właściwa organizmom, których wpływ na środowisko zewnętrzne pozostaje zasadniczo zerowe. Jeżeli wolność działania nieograniczonego żadnymi względami zaczyna sprawiać kłopoty samemu podmiotowi działania, wówczas pojawia się świadomość ograniczenia wolności. Czyli wolności już nie ma.
Liberałowie usiłują wybrnąć z kłopotu proponując samoograniczenie definiowania wolności do takiego działania, które nie przynosi szkody innym. To negatywne określenie jest sposobem na wybrnięcie z trudności, jakich by przysporzyło pozytywne zdefiniowanie wolności jako takiego działania, które działa na korzyść innych. Szkoda czy korzyść – w obu przypadkach mamy kłopot z tym, że to, co się może wydawać korzyścią lub szkodą w danym momencie może okazać się swoją odwrotnością w dłuższej perspektywie. Czy chodzi oto, co drugi podmiot uważa za swoją szkodę (ewentualnie korzyść), czy też o to, co my uważamy za korzyść bądź szkodę. Dylematy są nieskończone. Dla nas ważne jest, że jeśli w obrębie jednej klasy podmiotów możemy dość racjonalnie zdefiniować korzyści i szkody, to w odniesieniu do innej klasy takie wczuwanie się w psychikę jest narażone na nieadekwatność. W odniesieniu do nie-podmiotów, mamy tendencję do wyrokowania za nie, co jest dla nich dobre, a co złe. W odniesieniu do podmiotów o uznawanej przez nas podmiotowości, wiemy, że należy się odnosić z szacunkiem do cudzego wyobrażenia o dobru i złu. Przyjmujemy, że inny podmiot ma kompetencje do samodzielnego definiowania korzyści i szkód.
Już samo stwierdzenie, że kapitalizmowi trzeba dać czas, aby wykazał swą korzystną stronę mniej faworyzowanym uczestnikom gry społecznej jest wyrazem takiego paternalistycznego podejścia do sprawy. Nie-podmioty nie wiedzą, że w przyszłości opłaci się im cierpliwość. Mamy więc prawo do narzucenia im sytuacji, w której ich korzyści nie będą natychmiastowe. W zamian za akceptację systemu, w którym korzyści kapitalisty są natychmiastowe. Inaczej nie będą korzyściami i cały naród na tym straci. Nie ma nawet cienia podejrzenia, że odłożone korzyści nie-podmiotów są skazane z góry na brak spełnienia w dowolnej przyszłości. Oczywiście, pewność wynika z doświadczenia, co prawda ograniczonego do maleńkiego wycinka ludzkości żyjącego kosztem reszty świata, ale ma stanowić argument na rzecz utrzymania status quo kapitalistycznego wyzysku.
Wolność, fundament liberalnej teorii, doktryny i ideologii, jest cechą odnoszoną wyłącznie do podmiotu ekonomicznej suwerenności i nikogo więcej. Niestety, przeważająca, większość ludzkości nie jest suwerennym podmiotem ekonomicznym, ponieważ nie posiada własności środków produkcji, sama zaś jest czynnikiem produkcji.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
21 czerwca 2022 r.