Zgodnie z koncepcją socjaldemokratyczną (przyjętą wbrew teorii Marksa najpierw na Zachodzie, a następnie, dzięki pasowi transmisyjnemu – tzw. radykalnej lewicy – po upadku realnego socjalizmu, także przez lewicę rodzimą), stosunki socjalistyczne prawidłowo rozwijają się na bazie stosunków kapitalistycznych. Oczywiście, jak w epokach poprzednich, stosunki te obiektywnie ewoluują, prowadząc do dojrzewania wewnętrznych sprzeczności, które domagają się rozwiązania. Tak jak we wcześniejszych epokach, to rozwiązanie następuje niezależnie od naszej woli. Padają cywilizacje, zmieniają się systemy społeczno-ekonomiczne; w sumie jednak daje się zauważyć postęp polegający na wyzwalaniu się jednostki spod przyrodniczej konieczności ujawniającej się jako walka o fizyczny byt. Jednocześnie jednak walka o byt przenosi się na społeczeństwo. Przyroda staje się bardziej uległa, zaś stosunki społeczne przejmują w specyficzny sposób funkcję tej walki. Już Marks zauważał, że tylko w społeczeństwie, w warunkach obfitości bogactwa, obywatel może umrzeć z głodu.
Kapitalizm doprowadził do zderzenia między świadomością możliwości a nie przystającą do tego rzeczywistością.
Dla Marksa, narastanie sprzeczności wewnątrzkapitalistycznych było powodem do rewolucji prowadzącej do zmiany stosunków produkcji. To znaczy, materialne podłoże dla wolności jest uzależnione od relacji między społeczeństwem a światem zewnętrznym, przyrodniczym, ale jednocześnie stosunek człowieka do zewnętrznego warunku bogactwa jest zależny od relacji społecznych. Dla nowej lewicy kapitalizm ewoluuje i przekształca się w postkapitalizm. Oznacza to przyjęcie, że przyroda została ujarzmiona i dalej już nie odgrywa istotnej roli w tworzeniu bogactwa. Regulowanie stosunków społecznych w oderwaniu od podłoża produkcyjnego (relacji z przyrodą) zawiera całość zagadnienia. Konieczne jest uwolnienie się i zatwierdzenie owego uwolnienia się od świata przyrody, a wówczas z oślepiającą jasnością zostaną ukazane społeczne korzenie konfliktu i nieracjonalność rozwiązań tkwiących korzeniami w starym uzależnieniu od przyrody. W tym sensie, rewolucja jest tylko niecierpliwością serca, podczas gdy rozum podpowiada, że w długim okresie i tak nastąpi poszerzenie świadomości, która przesunie granice wolności jednostki o kolejny krok.
Marksiści w odpowiedzi mogą wskazać na fakt, że niezależnie od zmian historycznych i niezaprzeczalnego postępu w uniezależnieniu się od przymusu przyrodniczego, przez cały okres pisanej historii nie nastąpił postęp w jednej kwestii – w znoszeniu nierówności społecznych.
Tylko czy to jest duży problem, jeśli dzięki postępowi ludzie z niższych klas społecznych w sumie żyją lepiej niż arystokraci minionych epok? Czy ma znaczenie to, że ten postęp dokonywał się kosztem wyzysku? Czy ważne jest to, że właśnie ten klasowy charakter postępu społecznego sprawia, że za każdym razem reprodukuje się sytuacja nierówności – klasa panująca cieszy się zaawansowanym postępem, zaś klasy podporządkowane oczekują na swoją kolej, kiedy klasa panująca przejdzie już na kolejny etap podniesionego poziomu życia?
Oczywiście, lewica antykomunistyczna nie pozostaje bierna w sporach społecznych. Popiera i angażuje się w walki związkowe, walki kulturowe i wszystkie z tym związane. Granicą poparcia jest właśnie rewolucja. Rewolucja jawi się bowiem jako coś na kształt monopolu w gospodarce. Dopóki grają zrównoważone siły na wolnym rynku (idei), to żadna nie zyskuje takiej przewagi, która by eliminowała pozostałe. Pluralizm (decentralizacja rynku) jest warunkiem wolności i naturalności samego procesu.
Taki układ ma tę zaletę, że gwarantuje niejaką bezkarność globalną dowolnego działania jednostki czy grupy (organizacji) nie mającej przewagi na „rynku”. To znaczy, że każda jednostka może w pełni, bez zahamowań wyrażać swoją istotę, prawdę wewnętrzną, a istnienie „wolnego rynku” automatycznie sprowadzi każdy eksces (nadmiarowość) do statystycznych rozmiarów, akceptowalnych przez pozostałych graczy na tymże rynku.
Jednym słowem, ten socjaldemokratyczny projekt całkowicie opiera się na dyrektywie takiego samego wolnego rynku, który jest wyznaniem wiary (neo)liberałów. Rynek (gospodarczy lub idei) przemiele dobra wrzucane w jego obieg i zbuduje z nich substancję, która poprowadzi dalej nieustający postęp wolności jednostki. Zauważmy bowiem, iż jednostka w ramach „wolnego rynku” ma całkowitą wolność ekspresji. Zakaz totalitaryzmu polega na zakazie wykorzystania przewagi konkurencyjnej, ponieważ ta przewaga (monopol) niszczy wolny rynek. Wówczas jednostka – jak się okazuje – zyskuje nadludzką moc przekształcenia owego chaosu, który się wytworzył w sytuacji braku wolnorynkowych mechanizmów poskramiania ekstremów.
Dlatego też każda zdecydowana i skoncentrowana na swoim zadaniu jednostka ma zdolność zmiany biegu historii. Rewolucja jest bowiem tym prześwitem w doskonałym, wyrównującym mechanizmie wolnego rynku, w którym można zmienić coś istotnego, a nie tylko dostarczać nawozu historii (i postępu).
Dla marksistów, rewolucja jest uzasadniona zadaniem zakończenia epoki prehistorii ludzkości, czyli powielania schematu klasowego podziału społeczeństwa. To zadanie nie mieści się w ramach opisanego wyżej mechanizmu „wolnorynkowej” wolności jednostki, która może się samowyrażać do granic wyczerpania swego jednostkowego potencjału, i… nic się nie zmieni w skali globalnej.
Jest to problem do refleksji.
Lewica nowoczesna właśnie w ten sposób definiuje wolność i cel rozwoju, a przy okazji cel walki klasowej. Dzięki spontanicznym ruchom społecznym, podlewa się i pielęgnuje socjalną składową ewolucyjnego procesu postępu dziejowego. Możliwość, wynikającą z kolejnego etapu uwalniania się od przymusu przyrodniczego, zamienia się w ten sposób w rzeczywistość, w realny wektor ruchu. I nie trzeba nic więcej.
W kapitalizmie marksiści dostrzegają więc szansę na zmianę treści ewolucji społecznej. Socjaldemokraci uważają postęp ewolucyjny za wartość samą w sobie, za przysłowiowego wróbla w garści, który jest lepszy od marksistowskiego gołębia na dachu, czyli naruszenia naturalnego mechanizmu gwarantującego dotychczas powolne, ale stałe poszerzanie granic wolności indywidualnej.
Jeżeli jednak kapitalizm jest epoką wyjątkową, faktycznym ślepym zaułkiem rozwoju ludzkości, to możemy się domyślać, że dotarliśmy do pewnego zapętlenia dialektycznego procesu historycznego. Nasza, ludzka, gatunkowa, samoświadomość sprawia, że dostrzegamy ułomność dotychczasowego, żywiołowego mechanizmu postępu. Od tego, w jaki sposób odpowiemy na tę samoświadomość, na zadania, które z niej wynikają, zależy dalszy los ludzkości.
Odpowiedź socjaldemokratyczna jest ostrożna, ale w procesie dialektycznym naraża społeczeństwo ludzkie na katastrofę. W miejscu i momencie węzła, który wymaga decyzji co do wejścia na poziom wyżej, trzymanie się „bezpiecznego” mechanizmu, który do tej pory gwarantował trwanie (i kumulowanie się problemów) jest złym wyborem. Poziom rozwoju sił wytwórczych jest taki, że może przetworzyć wszystkie zasoby naturalne planety. Taki stan rzeczy prowadzi do sytuacji, w której wysiada mechanizm „wolnorynkowy”. Wolny rynek zakłada bowiem na tyle szerokie otoczenie, które jest zdolne zneutralizować pełną ekspresję woli i działania jednostki. Jednak globalne społeczeństwo przestało być skupiskiem jednostek. Działanie globalnego społeczeństwa na przyrodę nie może zostać zneutralizowane. Brak zapasów, brak nadmiaru, który był tego mechanizmu warunkiem. Stąd pomysły, aby rozszerzyć problem na sąsiednie planety, na galaktykę.
Pomysł, jak pomysł. Problem w tym, że ponieważ będzie się zaczynała jakaś ekspansja na zewnątrz, osiągnięcia postępu społecznego będą musiały w jakimś zakresie zostać cofnięte. Nastąpi regres społeczny. Potrzebna będzie mobilizacja zasobów ludzkich, podobnie jak w okresie przechodzenia od życia jaskiniowego do życia w skupiskach miejskich. Czyli nastąpi zaostrzenie sprzeczności społecznych, ba, klasowych. Mechanizm postępu będzie, oczywiście, działał, ale poziom wyjściowy jakby się wyzeruje.
O tym świadczy dokonujący się na naszych oczach proces proletaryzacji niedoszłej klasy średniej. Obserwujemy regres socjalny i społeczny.
W tej sytuacji wagi nabiera alternatywa rewolucyjna, czyli odpowiedź na problemy węzła dialektycznego w kodzie marksizmu. Zmieniamy mechanizm. Wymaga to zmiany naszego stosunku do przyrody. Ten właśnie stosunek jest objawem i świadectwem, że wciąż tkwimy mentalnie w poczuciu uzależnienia od przyrody, którą postrzegamy jako ograniczenie, jako przymus.
Ale, jak pokazaliśmy wyżej, ten przymus, to ograniczenie jest konstytucyjną cechą ludzkiego, gatunkowego rozwoju. Jesteśmy ukształtowani jako gatunek przez to uzależnienie. Ten przymus jest więc jednocześnie warunkiem koniecznym wolności jednostkowej. Od tego, że przyroda wyniośle ignoruje naszą nieposkromioną wolność posiadania i neutralizuje jej konsekwencje – dla nas nieprzyjemne, zależy możliwość praktycznej realizacji owej jednostkowej wolności. Bez neutralizującego otoczenia przyrody jako środka przymusu, zderzenie wolności jednostkowych stawia nas w permanentnym konflikcie międzyludzkim. I ten konflikt nas czeka, jeśli nie zmienimy naszego podejścia do przyrody.
Ta zmiana oznacza tym samym zrozumienie, że dla postępu społecznego zasadnicze znaczenie ma ta sfera działalności społecznej, która odnosi się bezpośrednio do przyrody, a więc sfera produkcji materialnej.
Docelowe ograniczenie liczebności pracowników zatrudnionych w tej sferze, zmiana ich roli z bezpośrednich robotników na nadzorców i organizatorów produkcji, wymusza zmianę stosunków społecznych. Zawężenie liczebne jest związane z elitaryzacją tej części społeczeństwa. Jaki jest argument ekonomiczny za udziałem reszty społeczeństwa w podziale dóbr wytwarzanych w produkcji materialnej? A więc wymaga to ustosunkowania się do problemu, który socjaldemokracja (lewicowy antymarksizm) odsuwał w przyszłość na zasadzie, że mechanizm „wolnego rynku” sam załatwi sprawę.
Jak na razie, załatwianie sprawy wygląda na proces żywiołowej proletaryzacji warstw pośrednich.
Nie ma potrzeby przesądzać o tym, jak będzie wyglądało owo przesilenie dialektyczne, przejście ilości w jakość. Ważne, by zrozumieć, że żyjemy właśnie w takim momencie.
*
Czy w postkapitalizmie następuje zmiana stosunków produkcji? Wedle zwolenników nowolewicowego nurtu, który jest kontynuatorem koncepcji II Międzynarodówki po I rewizjonizmie i antymarksistowskiej socjaldemokracji, w wyniku przejścia do postkapitalizmu następuje zmiana paradygmatu i stosunki produkcji przestają odgrywać swoją dotychczasową rolę. Ze względu na przesunięcie ciężaru produkcji ze sfery materialnej do sfery informatycznej, sfery wiedzy, to te ostatnie stanowią faktyczne pole rozwijania futurystycznej gospodarki.
Stosunki między właścicielami a pracownikami ulegają zmianie. Rewolucyjna zmiana zaszła już w trakcie tzw. rewolucji menedżerskiej, kiedy to faktyczne zarządzanie przedsiębiorstwami przejęli menedżerowie, wypychając formalnych właścicieli na pozycję rentierów, właścicieli decydującego pakietu akcji firmy. Upowszechniając akcjonariat, menedżerowie właściwie upublicznili (ba, uspołecznili) przedsiębiorstwa znosząc w nich w ogóle problem relacji klasowych. Jeśli pracownicy byli jednocześnie akcjonariuszami, to ich pozycja klasowa stawała się co najmniej dwuznaczna. W efekcie – przestawała mieć znaczenie.
Biorąc pod uwagę, że zmieniła się sama klasa robotnicza, że delokalizacja przemysłu zasadniczo zniosła ten problem w krajach kapitalistycznego Centrum i że dzięki akcjonariatowi pracowniczemu rozmyto resztki relacji klasowych w społeczeństwie kapitalistycznym, lewica o bardziej ortodoksyjnych poglądach mogła się bronić jedynie jeszcze przez krótki czas i, faktycznie, ewoluowała, aby w latach 90-tych, pod wpływem ostatecznego tryumfu nad zacofaną ortodoksją, przejść ostatecznie na pozycje nowolewicowe. I z zapałem zeloty propagować nowoprzyswojone koncepcje tubylcom tkwiącym wciąż jeszcze w kulcie starych idoli.
Ten proces spowodował, że robotnicy, którzy byli motorem ruchu antybiurokratycznego, wyszli na transformacji niczym Zabłocki na mydle. Było jednak za późno, ponieważ transformacja polegała między innymi na demontażu przemysłu, co było wschodnioeuropejskim odpowiednikiem wcześniejszej, zachodniej delokalizacji. Oczywiście, miało to charakter modelowego kultu cargo. Bez korzyści komparatywnych płynących z przewagi ekonomicznej wynikłej z kilkuwiekowej przewagi jako potęgi przemysłowej było to strzał w stopę.
W międzyczasie okazało się, że akcjonariat pracowniczy, filar społecznej gospodarki rynkowej, padł zanim zdążył to zauważyć Tadeusz Mazowiecki. Zauważył dopiero, jak go ocucili, a koledzy-partnerzy-liberałowie (neoliberałowie) dali mu do zrozumienia, że społeczna gospodarka rynkowa jest taką samą utopią, co realny socjalizm. A ściślej mówiąc: atrapą agitacyjną opartą na działaniach hybrydowych prowadzonych w trakcie Zimnej Wojny, czyli bezczelne kłamstwa forsowane z pewnością siebie godną propagandy III Rzeszy i z poparciem naukowych autorytetów.
Mimo tego doświadczenia, radykalna lewica nadal trwała w dogmatycznym śnie o minionych latach powojennych. Żeby nie było niejasności – lewica komunistyczna, marksistowska, wywodząca się z tradycji Rewolucji Październikowej, bynajmniej nie dokonała ideowej wolty w sposób nieświadomy. Tracąc grunt pod nogami i tradycyjną bazę społeczną (wielkoprzemysłową klasę robotniczą) dokonała kapitulacji ze swoich pozycji. Powód był więc pragmatyczny. Jednocześnie, dalsza ewolucja nurtu radykalnolewicowego opierała się na mobilizowaniu społeczeństwa wobec władzy burżuazji. Kapitał w pewnym sensie przestał być problemem, ponieważ upowszechnił się. Wszystko stało się kapitałem, w tym ludzkim, kulturowym itd. Pozostała konserwatywna burżuazja. Ostrze protestu zostało tym samym skierowane przeciwko burżuazyjnemu konserwatyzmowi. Dając temu ostatniemu broń do ręki przeciwko „lewakom”.
Rzecz w tym, że trockistowska lewica włączyła się w ruch radykalnolewicowy, który wcześniej służył demontażowi na lewicy wpływów komunistycznych, niesłusznie utożsamianych ze stalinizmem. Dopóki istniała tendencja trockistowska, trudno było jednoznacznie dokonywać takiego utożsamienia. Rozpłynięcie się trockizmu w tzw. nowej radykalnej lewicy uprościło pracę ideologiczną burżuazji i ułatwiło utożsamienie nurtu komunistycznego ze stalinowskim. Trockizm przekształcił się w posttrockizm i przestał sprawiać kłopoty. Posttrockizm okazał się wtórny wobec neomarksizmu, który już w okresie przedwojennym dawał wewnętrzny odpór zwolennikom marksizmu kontynuowanego przez Lenina w opozycji do antykomunizmu socjalistów i późniejszych socjaldemokratów. Nie ma mowy o dobrej woli w sytuacji, kiedy zmutowany posttrockizm wmawia, że samemu Marksowi chodziło o współczesny nam desygnat pojęcia klasy robotniczej. Nie różniącej się od dzisiejszego nowotworu pojęciowego – „klasy pracowniczej”.
Aby nie było wątpliwości – „klasa pracownicza” jest nieuprawnionym terminem, w którym ujęte są różne grupy społeczne, o różniących się interesach. Bardziej adekwatnym pojęciem byłoby tu „proletariat”, które to pojęcie łączy w sobie różnorodne grupy społeczne, zmieniające się, niknące i krystalizujące się w niestabilnych czasach. I faktycznie, współczesna „klasa pracownicza” staje się coraz bardziej odpowiednikiem niegdysiejszego proletariatu – w okresie zmiany, przyspieszonej ewolucji niezakłóconego kapitalizmu, grupy nadbudowy ulegają przyspieszonej proletaryzacji (jak to przewidywał Marks).
W tej sytuacji, nurty polityczne odzwierciedlające świadomość takiego proletariatu („klasy pracowniczej”) mogą utworzyć tylko utopie społeczne, nie oparte na naukowej analizie. Dzieje się tak dlatego, że podobnie jak w przypadku proletariatu poprzedzającego powstanie wielkoprzemysłowej klasy robotniczej współczesny proletariat („klasa pracownicza”) jest konglomeratem różnorodnych grup społecznych o bardzo rozbieżnych interesach.
Podstawowe potrzeby człowieka są zaspokajane w relacji z przyrodą. Możemy sobie, oczywiście, wyobrazić syntetycznie produkowaną żywność, ale współcześnie istnieje silny trend przeciwstawiający się tej ewolucji żywienia. Prowadzi on bowiem do osłabienia gatunku ludzkiego, co niekoniecznie jest hamulcem dla klasy panującej. Niemniej, przed kapitalizmem istniało kilka typów społeczeństw opartych na rolnictwie. Kapitalizm jako system, którego kryterium wartościowania oparte jest na maksymalizacji zysku, odszedł od rolnictwa podporządkowując je temu samemu kryterium. Wydaje się, że tylko to kryterium jest uzasadnieniem i możliwością dalszego odchodzenia od przyrody.
Ekstrapolując logikę ewolucji kapitalistyczną, mamy pełne prawo uznać, że system gospodarczy będzie coraz bardziej oddalał się od przyrody, od uprawy ziemi. Lewica uważa, przy całym ekologicznym podejściu, że rdzeń gospodarki przesuwa się na sfery całkowicie oderwane od przyrody, od wymiany z przyrodą. Ekologia jest w wydaniu lewicowym oderwana od gospodarki. W tym sensie, że należy ją oderwać od gospodarki, aby zachowała swe walory rekreacyjne. Lewica wierzy, że nauka uzasadni i umożliwi to oderwanie. Wykorzystanie zasobów przyrody będzie dla samej przyrody nieszkodliwe. Tymczasem obserwacja przekonuje nas, że wykorzystanie zasobów przyrody zmienia przyrodę, sprawia, że jest ona wypychana poza ludzki świat i zastępowana sztucznym otoczeniem, w którym ludzie rodzą się, wychowują i żyją aż do śmierci. Jednocześnie, resztki przyrody stają się coraz rzadsze i tym bardziej cenne, tj. tym bardziej kosztowne staje się korzystanie z nich. Co w sytuacji upowszechnionej proletaryzacji stanie się elementem klasowego wyróżnienia.
„Kapitalizm” ze swym kryterium wartości (wymiany rynkowej) pozostawał jako potencja na obrzeżach różnych, wcześniejszych systemów. W epoce nowożytnej zdołał wydostać się poza ten margines. Ten system produkcji stworzył nową klasę bezpośrednich wytwórców. Zasługą kapitalizmu było ukazanie wykorzystywanym warstwom i klasom społecznym, jakie jest ich rzeczywiste miejsce w systemie społecznym opartym na wyzysku. Jednocześnie, produkcja przemysłowa dla zysku, czyli przeradzająca się w samonapędzającego się molocha, pokazała swoje granice. W tym sensie, kapitalizm jest ślepym zaułkiem w ewolucji ludzkości zależnej od środowiska naturalnego. Kryterium wartości działania jest zysk, czyli to, co powstaje w wyniku stosunków społecznych, między ludźmi, gdzie przyroda odgrywa jedynie bierną rolę. Wiara w to, że można oprzeć przyszłość ludzkości na ewolucji postkapitalistycznej kłóci się z charakterem wyjątkowym systemu kapitalistycznego w naszej historii. Dalsze rozwijanie społeczeństwa w tym kierunku prowadzi do zbytniej nierównowagi między wolnością a koniecznością – rozłożoną nierównomiernie. Konieczność stwarza możliwość postrzegania świata jako czegoś obiektywnie istniejącego. Odrzucenie tego typu konieczności przejawia się w postmodernistycznym indywidualizmie, który skutkuje wewnętrznym brakiem poczucia wspólnoty, dyscypliny i rzetelności, na jakiej opiera się, m.in. skuteczna walka klasowa.
W pewnym sensie, taka ewolucja jest możliwa i jest ona wypełnieniem potencjału człowieka jako istoty przeciwstawiającej się przyrodzie, ale jednocześnie, jako proste, niezróżnicowane przeciwstawienie, istota gatunkowa człowieka spełnia się w tej opozycji i nie stanowi syntezy tego dialektycznego procesu. To oznacza, że rola człowieka wypełnia się w owym przeciwstawieniu, które ma obiektywny wyraz w kapitalistycznym sposobie produkcji. Ewolucja postkapitalistyczna, odrzucająca drugi człon dialektycznej całości (przyrodę), postuluje unicestwienie obu członów. Nie byłoby to nic nowego, choć z perspektywy człowieka trochę mało ambitne.
Uznanie, że kapitalizm jest pewnym wyjątkiem w ewolucji ludzkich społeczeństw i że jego racją bytu pozostaje zmiana relacji międzyludzkich, umożliwiona przez pewien racjonalny poziom uspołecznienia przyrody, bez jej niszczenia jako symbolicznej siły dławiącej człowieczą wolność, daje nam możliwość spojrzenia z dystansu na zadania stojące przed ruchem emancypacyjnym. Dlatego też, znaczenie otoczenia naturalnego zyskuje na znaczeniu jako jeden z elementów świadomego wyboru drogi rozwoju po kapitalizmie.
Kapitalizm przeniósł sferę gospodarki z rolnictwa na sferę przemysłu (oddaloną od rolnictwa), zaś postkapitalizm przenosi sferę gospodarki z przemysłu do sfery jeszcze bardziej oddalonej od rolnictwa, czyli do sfery wiedzy i informacji. Podobnie, jak w okresie przejścia od feudalizmu do kapitalizmu, przejście to oznaczało poszerzenie pola wolności indywidualnej, tak i przejście do ery postkapitalizmu powinno oznaczać kolejny stopień poszerzania indywidualnej wolności.
Problem w tym, że już kapitalizm rozszerzył wolność indywidualną na wszystkie grupy społeczne, z tym, że jest to wolność formalna. Przejście między epokami historycznymi nie polega na znoszeniu formalno-prawnego charakteru pewnych cech minionego ustroju, ale na przenoszeniu pola zasadniczego konfliktu społecznego.
Przejście od feudalizmu do kapitalizmu spowodowało, że udział rolnictwa w gospodarce stale malał, a zatrudnienie spadało. Było to możliwe dzięki mechanizacji prac rolnych, komasacji upraw w ramach wielkich gospodarstw farmerskich. Przy okazji jakość produktów rolniczych uległa degradacji, zaś zakres produktów spożywczych został poszerzony o takie, które w gruncie rzeczy nie nadają się do spożycia bez poważnego uszczerbku dla zdrowia.
Jeżeli proces historyczny ulega zahamowaniu, ponieważ zamiast zastąpienia kapitalizmu przez socjalizm pozwalamy na kontynuację ewolucji stosunków kapitalistycznych, to zmienia się pole oddziaływania dialektyki. Stosunki kapitalistyczne wymagają dialektycznej zmiany, przeobrażenia. Sprzeczność wewnętrzna kapitalizmu domaga się rozwiązania polegającego nie na zniesieniu podstaw owej sprzeczności, ale na takim dostosowaniu istniejących czynników kształtowania społecznych stosunków, które będzie odpowiadało potrzebie rozwiązania owej sprzeczności. To rozwiązanie jest możliwe kosztem niektórych z zaangażowanych czynników. A to dlatego, że nie znosimy samej sprzeczności w ramach szerszego procesu historycznego, tylko upieramy się przy rozwiązywaniu specyficznej (dla kapitalizmu) sprzeczności. To oznacza, że chcemy utrzymania danego układu stosunków produkcji, a więc musimy zmienić coś wewnątrz równania opisującego równowagę danego systemu. Mówiąc językiem klasowym, musimy zmienić klasowy stosunek sił na niekorzyść sił, które usiłują ten porządek podważyć. Albowiem naszym priorytetem jest utrzymanie kapitalistycznych (ewentualnie postkapitalistycznych) stosunków produkcji.
Na to nakłada się wątek krytyki gospodarki socjalistycznej – skupienie na sferze produkcji materialnej, na rozwoju produkcji sprzyjającej rozwojowi sił wytwórczych w znaczeniu ekstensywnym, a nie intensywnym (rozwijanie wysokich technologii itp.) W ten sposób, skupiając się na nadrabianiu zaległości, gospodarki socjalistyczne coraz bardziej odstawały od gospodarek kapitalistycznych, które przodowały w rozwijaniu wyższych technologii i wynalazczości. Dzięki temu mogły wykorzystywać przewagę komparatywną oraz mechanizm nadzwyczajnej wartości dodatkowej, która pozwalała na finansowanie podstawowych potrzeb społeczeństwa produktami importowanymi, ponieważ produkty eksportowane miały wyższą wartość ze względu na zawartość myśli technicznej.
Gospodarki socjalistyczne były zmuszone do wejścia w ową rywalizację ze względu na konieczność sprostania wymaganiom warstw pośrednich. Teoretycznie, rozwój kapitalizmu przewidywał pauperyzację i proletaryzację owych warstw. W rzeczywistej historii nastąpiło przesunięcie tego etapu, który uwidacznia się jako tendencja dopiero dziś. XX wiek jawi się jako wiek zamrożonych procesów także w przypadku gospodarki kapitalistycznej. Przymus gospodarek socjalistycznych, aby przystosowały się do reguł gry kapitalizmu wynikał z faktu, że – w przeciwieństwie do okresu Lenina – nie przywiązywano wagi do hasła dyktatury proletariatu. Nie rozumiano jego właściwego znaczenia, filozoficznego znaczenia. W literaturze realnego socjalizmu rozumie się pod tym hasłem bezpośredni wpływ robotników na zarządzanie zakładami produkcyjnymi i kontrolę przez nich owych zakładów. W przeciwieństwie do rewolucji menedżerskiej, która dawała wszystkim członkom społeczeństwa udział w zarządzaniu (choćby i fikcyjny) przedsiębiorstwem – a więc była faktycznym, realnym uspołecznieniem – dyktatura proletariatu ze względu na fikcję zdolności do kierowania produkcją przez ludzi nie wyszkolonych do tego celu (jak menedżerowie), sprowadzała się do iluzji. Dodatkowo, reszta społeczeństwa nie miała wpływu na funkcjonowanie i racjonalność przedsiębiorstwa.
Teoretycznie, socjalistyczny sposób produkcji powinien skupić się na innowacyjności, czyli na przestawianiu gospodarki kapitalistycznej na tory jakościowego wzrostu sił wytwórczych. Jednak w praktyce, gospodarka socjalistyczna musiała nadrabiać historyczne zaległości. Rola klasy robotniczej jako czynnika zarządzającego zakładami produkcyjnymi była sprowadzana do roli siły, która miała dbać o stały wzrost wydajności pracy i wzrost efektywności produkcji socjalistycznej. Całkowicie zeszło z pola widzenia to, że miałoby nastąpić jakieś przekształcenie stosunków produkcji. A dyktatura proletariatu postulowała wszakże to właśnie.
Lenin miał jeszcze tego świadomość (celu politycznego) i oceniał pociągnięcia władzy radzieckiej w odniesieniu do owego celu jako kryterium. Pewne pociągnięcia były konieczne, wymuszone przez okoliczności, ale nie miały statusu ideologicznego aksjomatu, jak to się stało za Stalina.
Z perspektywy stalinowskiej, bezpośredni wpływ robotników na zakłady produkcyjne był ustępstwem wobec koncepcji anarchosyndykalistycznej (niesprzecznej z akcjonariatem pracowniczym jako rozwiązaniem bardziej pragmatycznym), więc należało trzymać ten proces pod żelazną kontrolą aparatu państwa i partii. Antystaliniści, żądający powrotu do koncepcji leninowskiej, nie rozumieli dyktatury proletariatu jako ustępstwa wobec anarchosyndykalizmu i postrzegali ją w kategoriach zmiany samego ustroju polityczno-ekonomicznego. Klasa robotnicza miała, na wzór burżuazji, posługiwać się aparatem państwowym w celu realizacji swoich interesów i swoich decyzji. Interesem klasowym robotników jest zniesienie siebie jako klasy. Biurokracja uważała klasę robotniczą za odpowiedzialnego właściciela, który bierze na siebie winę za błędy swoich wykonawców. Bez zniesienia sytuacji klasy robotniczej, nie ma możliwości wybrnięcia ze sprzeczności, jaką rodzi system biurokratyczny. Biurokracja, jako wykonawca decyzji klasy robotniczej, ma władzę nad klasą robotniczą jako klasą bezpośrednio produkcyjną.
Lenin opierał się na klasie robotniczej, a politykę bolszewików – na interesie klasowym robotników. Celem politycznym było zniesienie klasy robotniczej, czyli przerwanie procesu historycznego reprodukującego społeczeństwa klasowe.
Koncepcje socjaldemokratyczne polegają na tym, że uznają taki cel za utopijny. W związku z tym za cel stawiają tylko łagodzenie skutków klasowego wyzysku, a to za pomocą mechanizmu demokracji. Dopóki system kapitalistyczny funkcjonował względnie bezproblemowo, mechanizm demokratyczny był wystarczający. Wejście kapitalizmu w okres kryzysów schyłkowego etapu sprawia, że mechanizm demokracji zaczyna szwankować. To powoduje wzrost znaczenia sił prawicowych, autorytarnych i, jednocześnie, populistycznych, bo odwołujących się do sił innych niż ten, na których opierała się demokracja. Te siły bowiem są celem tendencji proletaryzacyjnych. Muszą więc zostać spacyfikowane.
Prawica w swej konsekwentnej postawie także kwestionuje kapitalizm jako system liberalny. W praktyce bowiem czysty liberalizm jest modelem normatywnym, postulującym uwolnienie wszelkich sił, które działają w rzeczywistości, na polu ekonomicznym. Jest to narzędzie czyszczenia pola z korzyścią dla sił najmocniejszych w danej konfiguracji. Historia pokazuje, że liberalna gospodarka nadaje się tylko do niszczenia barier stawiających tamę nieograniczonej ekspansji silniejszego. Tak jest i współcześnie. Tuż za liberalną prawicą czai się prawica konserwatywna, której zadaniem jest zakonserwowanie tego, co uzyska polityka liberalna, i utrwalenie tego w konserwatywnym, sztywnym systemie społecznym, z określonymi ściśle rolami społecznymi poszczególnych grup i jednostek.
Koncepcja socjaldemokratyczna sprowadza się do dążenia do zafiksowania pewnego korzystnego układu społecznego, wynikającego z uzyskanej historycznie przewagi Centrum nad resztą świata. Rozmach polityki demokratyzacji innych obszarów globu traci na dynamice, ponieważ kapitalizm jako dynamiczny sposób produkcji wyczerpał się. A ponieważ socjaldemokracja nie jest samodzielna w kwestii systemu ekonomicznego, musi grać na konserwatyzm zgodnie z linią ekonomicznej bazy. Dopóki tendencja jest jeszcze niezbyt wyraźna, mogą następować zderzenia i różnice linii politycznych. Jednak z czasem wszystkie te zróżnicowania będą traciły ostre kontury. Tym bardziej, że w sensie politycznym tzw. lewica demokratyczna jest aktywnym czynnikiem politycznym, który nie kwestionuje konserwatywnej polityki gospodarczej. Konserwatywnej – czyli konserwującej przewagę Centrum. Dzięki protekcjonizmowi oraz polityce aktywnej „demokratyzacji” (utrzymania „wolnego rynku” gospodarczego i idei) w odniesieniu do reszty świata.
*
Założenia polityki gospodarczej po rewolucji rosyjskiej były oparte na racjonalnej koncepcji przejmowania i stopniowego przekształcania sektora kapitalistycznego: „to, co Lenin pisał o państwowo-kapitalistycznych formach rozwoju, o integracji sektora kapitalistycznego z gospodarką socjalistyczną, zakładając pokojowy rozwój procesu budowy socjalizmu, wszystko to prysło w okresie wojny domowej. (…) W Chinach droga sektora kapitalistycznego jest odmienna. Najpierw został on poddany kontroli państwowej, państwo bowiem stało się jedynym dostawcą i odbiorcą tego sektora. Nazwano to tam kapitalizmem państwowym. Następnym etapem było przyjęcie zasady udziału państwa w zyskach sektora kapitalistycznego. Podstawą tego było udzielanie przez państwo kredytów na rozwój gospodarki kapitalistycznej. (…) dawny właściciel przedsiębiorstwa z kapitalisty, pobierającego cześć zysku, zmienił się w rentiera, zaangażowanego zresztą na ogół w kierownictwie przedsiębiorstwa (dyrektor lub zastępca dyrektora), którego kapitał zostaje tylko oprocentowany” (O. Lange, Podstawowe zagadnienia okresu budowy socjalizmu, w: Zagadnienia ekonomii politycznej socjalizmu, praca zbiorowa, KiW 1959, s. 47).
Celem nie było rozbicie gospodarki, tak aby na gruzach dopiero budować coś od podstaw. Krytycy stalinizmu wskazywali, że upaństwowienie środków produkcji nie jest jeszcze socjalizmem. Dlatego też, nie mieliśmy do czynienia z sektorem prawdziwie socjalistycznym, który miałby oddziaływać na sektor kapitalistyczny. Sektor upaństwowiony został zmuszony do odgrywania roli czynnika łagodzącego skutki działania sektora kapitalistycznego, który skupił się w prywatnych usługach. Wysokie zyski tego sektora były pozytywem w oczach społeczeństwa, ale i dolegliwością, albowiem koszty tych zysków ponosiło społeczeństwo. Przeciwwagą nie była konkurencja ze strony usług sektora socjalistycznego, ponieważ – jak uważano – wynagrodzenia w sektorze socjalistycznym nie zachęcały do świadczenia usług na wysokim poziomie.
Tę sytuację odczuwali przede wszystkim robotnicy sektora państwowego. Sektor prywatny wydawał się zapewniać im same korzyści. Jednocześnie, robotnicy sektora państwowego byli szczególnie wyzyskiwani, ponieważ musieli nastarczyć nie tylko dla potrzeb rozdmuchanej sfery usług nieprodukcyjnej, ale i dla potrzeb monitorowania sfery kapitalistycznej, czyli odgrywania wobec niej roli „dobrego wujka”, aby zrealizować program pokojowego przekonywania przegrywających kapitalistów do systemu socjalistycznego.
Przewaga koncepcji Lenina polegała więc na konsekwentnym głoszeniu celu dyktatury proletariatu, czyli celu politycznego, jakim było zniesienie klasy robotniczej. Niemożliwość natychmiastowej realizacji tego celu wynikała z faktu izolowania rewolucji socjalistycznej w Europie. Niemniej, partia bolszewicka otwarcie głosiła, że jest to przymus, konieczność, brak realizacji własnego programu. Stalinizm dorabiał teorię do rzeczywistości. Stalin nie mógł bowiem budować swego autorytetu na przyznawaniu się do niepowodzeń. Musiał więc udawać, że wszystko idzie zgodnie z planem i zgodnie z programem bolszewickim.
Dlatego zdefiniowano dyktaturę proletariatu zgodnie z koncepcjami anarchosyndykalistycznymi. Jednocześnie koniecznością było narzucenie tej tendencji kontroli biurokratycznej, co służyło obiektywnie utrzymaniu jedności państwa, a więc zostało wykorzystane jako zarzut o ukrytej tendencji imperialnej ZSRR.
Niemniej, można zauważyć, że przykład Chin, choć niejednoznaczny, wskazywał na to, że taka opcja kapitalizmu państwowego była możliwa. W odniesieniu do ZSRR nie dano socjalizmowi takiej szansy. Szansą było wzięcie na siebie trudnego obowiązku (po II wojnie światowej, na fali sukcesu) ukształtowania modelu dyktatury proletariatu, co dawałoby możliwość poparcia przez robotników we własnym kraju oraz w kapitalistycznych państwach. W każdym razie, nie dawałoby możliwości kapitalizmowi, aby się ustabilizował i przejął przewagę. W przypadku dyktatury proletariatu byłyby możliwości stopniowego rozmiękczania biurokracji realnego socjalizmu i popularności teorii konwergencji.
Realny socjalizm przyjął strategię dostosowywania się do otoczenia kapitalistycznego z nadzieją na przezwyciężenie wrogości, która przysparzała rzeczywistych trudności społeczeństwom socjalistycznym. Problem w tym, że była to polityka krótkowzroczna. Stały nacisk modelu dyktatury proletariatu, niezależnie od trudności, miałby ten plus, że nie dopuściłby do ustabilizowania systemu kapitalistycznego. Okres Wielkiego Kryzysu, a także okres po II wojnie światowej pokazały, że system ten był bardzo podatny na zachwianie. ZSRR wraz ze Stalinem wykorzystał jednak słabość kapitalizmu do wymuszenia na nim fałszywej deklaracji przyjaźni, która… nie zobowiązywała polityków ani kapitału do niczego.
System stalinowski był słaby wewnętrznie, nie miał oparcia w klasie robotniczej, która była wykorzystywana i wyzyskiwana nadal, jak za kapitalizmu, a jednocześnie była przedmiotem nienawiści innych grup społecznych za swą rzekomą dominację klasową i ideologiczną.
Prawa ekonomiczne socjalizmu są zależne od stosunków produkcji. Jeżeli nie zmieniono sytuacji robotnika w stosunkach produkcji, to nie ma mowy o jakościowo innych prawach ekonomicznych niż dotychczasowe.
Lange zakłada, że ustanowienie własności państwowej zmieniają się kryteria racjonalności, którymi społeczeństwo się kieruje. Tymczasem, mentalność nie ulega zmianie, zmieniają się tylko sposoby dostosowywania się do zmienionych warunków działania wedle tych samych, co wcześniej kryteriów wartości.
Jak pisze Lange: „… kiedy przymus pozaekonomiczny jako środek kierowania i zarządzania gospodarką socjalistyczną staje się niepotrzebny, kiedy gospodarka ta jest już ‘gotowa’ i opiera się na działaniu swoich własnych praw ekonomicznych, które przez kierownictwo gospodarki narodowej są umiejętnie wykorzystywane dla realizacji świadomie ustalonych celów społecznych, wówczas kończy się okres przejściowy” (s. 56). Lange rozumiał, zgodnie zresztą z wieloma lewicowcami, dyktaturę proletariatu jako zasadę „przymusu”. Jak jednak pokazało doświadczenie realnego socjalizmu, zasada przymusu nie uległa zniesieniu do końca trwania tego systemu, zaś dyktatura proletariatu nigdy tam nie zaistniała.
Lange chce przemiany gospodarki do tego stopnia, na którym będą działały jej własne prawa, odmienne od kapitalistycznych. Tu pojawia się problem rozumienia praw historycznych i dialektycznych. Gospodarka socjalistyczna ma zapewnić warunki dla kierowania się racjonalnością odmienną od racjonalności kapitalistycznej. Przezwyciężenie racjonalności kapitalistycznej nie oznacza przezwyciężenia racjonalności prowadzącej do ustanowienia racjonalności kapitalistycznej. O tym mówił Lenin, gdy odnosił się do mentalności drobnego posiadacza, niekoniecznie kapitalisty.
Socjalizm ma być przejściem do ustroju bezprecedensowego w historii pisanej ludzkości, a mianowicie do ustroju bezklasowego.
*
Nasze uwagi prowadzą do nieco, być może, zaskakującego wniosku.
W gruncie rzeczy, postulat dochodu gwarantowanego sprowadza się do postulatu wprowadzenia systemu socjalizmu realnego. Postulat dochodu gwarantowanego odnosi się bowiem do zagwarantowania podstawowych potrzeb obywatela. Podstawowych, to oznacza – materialnych. Jeżeli wszyscy mają mieć zagwarantowane zabezpieczenie materialne, niezależnie od pracy, od jej wydajności, od kreatywności itd., to mamy dokładnie to, co było w socjalizmie realnym.
Najważniejsze w tym spostrzeżeniu jest to, że w realsocjalizmie można było zapewnić realizację dochodu gwarantowanego dzięki temu, że podstawowy przemysł (bazowe dla funkcjonowania społeczeństwa gałęzie produkcji) były znacjonalizowane. W realnym socjalizmie oznaczało to własność państwową, natomiast w programowym wyobrażeniu socjalizmu powinna to być własność uspołeczniona. Jeśli uspołeczniona, to wymagana jest dyktatura proletariatu – dopóki istnieje klasa robotnicza.
Lewica socjalistyczna, antykomunistyczna i antytotalitarna, krytykowała własność państwową jako sprzeczną z własnością uspołecznioną. Lewica antykomunistyczna rozumie uspołecznienie na wzór nieco anarchistyczny (i socjaldemokratyczny jednocześnie), a mianowicie, że własność należy do całego społeczeństwa. Czyli – obywatele pracujący w sektorach innych niż produkcja podstawowych, materialnych dóbr zabezpieczających reprodukcję materialną społeczeństwa, mają decydować o wykorzystaniu i podziale dóbr wytworzonych w sektorze produkcji dóbr podstawowych.
Jest to zrozumiałe samo przez się, ponieważ dla pozostałych grup, np. pracowników sfery usług nieprodukcyjnych, nic się nie zmienia, jeżeli o podziale dóbr podstawowych decydują kapitaliści czy robotnicy. Z ich punktu widzenia nie ma tu żadnej różnicy. Dlatego ich komfort zabezpiecza kontynuacja sytuacji wyalienowania robotnika produkcyjnego – przeciwnie do reszty pracowników, którzy mają się cieszyć pełnym samorządem, czyli grupową własnością swojego zakładu pracy.
Przyczyna jest prosta: towary sfery innej niż produkcja podstawowych dóbr materialnych pierwszej potrzeby (w tym żywności) nie cieszy się taką presją popytu, jak te ostatnie. Wręcz przeciwnie, popyt na dobra kultury tzw. wysokiej gwałtownie spada wraz z komercjalizacją życia społecznego. Wręcz degradacja owej kultury jest dowodem na to, że aby pobudzić słabnący popyt na te dobra, trzeba zaniżać ich jakość, poziom kultury. Prawdziwa twórczość, nie szmira, może się rozwijać tylko w sytuacji, kiedy twórcy mają zapewniony byt materialny.
W warunkach socjalizmu biurokratycznego, czyli braku dyktatury proletariatu, biurokracja decyduje o podziale nadwyżki ponad potrzebę utrzymania poziomu sił wytwórczych (w tym dochodów bezpośrednich producentów). Analogicznie do kapitalistów, biurokracja może (z większą jeszcze łatwością) zwiększać wyzysk siły roboczej. Okres odbudowy i intensywnej industrializacji kraju przeciągał się ze względu na narzucone przez kapitalizm zasady rywalizacji, które to zasady oraz samą rywalizację socjalizm miał z definicji odrzucać, przechodząc na ścieżkę wzrostu jakościowego, a nie ilościowego. Tymczasem kapitalizm narzucał wartościowanie w kategoriach ilościowych.
W rzeczywistości, niezadowolenie społeczne było w PRL zróżnicowane co do istoty. Robotnicy wyrażali niezadowolenie podobnie do robotników w systemie kapitalistycznym, a więc protestowali przeciwko wyzyskowi. Natomiast inteligencja i warstwy pośrednie wyrażały niezadowolenie, że system wyzysku robotników w realsocjalizmie nie był wystarczająco efektywny. Kreatywność pracowników twórczych była w kontekście tej wizji niewystarczająco wynagradzana w stosunku do odpowiedników (czyli twórców wysokiej kultury) na Zachodzie. Natomiast robotnicy byli w tej wizji wynagradzani relatywnie zbyt wysoko, ponieważ rozpiętość dochodów była w realsocjalizmie spłaszczona.
Trzeba sobie uzmysłowić fakt, że sami robotnicy mieli w tej atmosferze poczucie winy wobec inteligencji. O ile inteligencja nie żałowała sobie ostrych słów na temat dyktatury robola i jego uprzywilejowanej pozycji w systemie, to robotnicy uważali, że inteligencja faktycznie jest pokrzywdzona, ale jednocześnie oni sami są wyzyskiwani. Obie grupy społeczne godziła wspólna nienawiść do biurokracji, która zyskała ideologiczny wyraz w antykomunizmie, teoretycznie opracowanym przez inteligencję. Było to tym prostsze, że inteligenckie tradycje lewicowe miały swoje korzenie w antykomunizmie partii socjalistycznych, posiadających wpływy wśród robotników przed wojną.
Biurokracja, z różnych przyczyn, nie miała na to odpowiedzi ideowej ani propagandowej. Powoływanie się na marksizm-leninizm z całym jego bagażem teoretycznym w socjaldemokratycznej opcji II Międzynarodówki nie było tu żadną pomocą. W przeciwieństwie do bolszewików i Lenina, stalinizm nie miał świadomości znaczenia koncepcji dyktatury proletariatu. Podłoże tego niezrozumienia leży w sytuacji w ruchu robotniczym końca XIX wieku, kiedy to sam Marks usiłował skorygować nieprawidłowe rozumienie swojej koncepcji, ale było to w istocie rzucaniem grochem o ścianę. Nic się w głowach nie przylepiło.
Ruch socjalistyczny z definicji odrzucał dyktaturę proletariatu jako wyraz autorytaryzmu komunistów. Stalin, podobnie jak w przypadku zarzutu o mocarstwowości chętnie kupił pomówienie przeciwników marksizmu jako specyficznej teorii wartości, że dyktatura proletariatu jest wyrazem i narzędziem przymusu, a nie progiem, bez przekroczenia którego porewolucyjne społeczeństwo nie będzie się rozwijało w kierunku komunizmu.
Współczesna lewica uczy się na doświadczeniu własnym, na własnych błędach. W ponad 30 lat od upadku „komunizmu” dochodzi do praktycznego przyznania, że wszystkie jej postulaty były zasadniczo realizowane w ramach socjalizmu realnego. Zderzenie z kryzysem ekologicznym i społecznym uświadomiło lewicy, że przyszłość będzie polegała na świadomych wyborach, w których kryterium nie będzie się sprowadzało do kryterium efektywnościowego. A to kryterium było decydujące w wyborze drogi walki z systemem biurokratycznym w kierunku recydywy kapitalizmu raczej niż poszukiwania zmiany systemu biurokratycznego na socjalistyczny.
We współczesnym świecie, sytuację systemową (kapitalizm) określa od góry kryzys relacji na styku społeczeństwa z przyrodą – a więc ograniczenie najistotniejszego czynnika przewagi kapitalizmu nad poprzedzającymi ustrojami (i przyszłymi): jego dynamiki. W tej sytuacji kapitalizm traci przewagę nad realsocjalizmem – jego dynamika doszła do ściany, dalej jest tylko destrukcja. Socjalizm wskazywał na skrzyżowanie, na którym ludzkość mogła zmienić swoje relacje z przyrodą, utrzymując poziom sił wytwórczych, ale wiążąc ich rozwój z racjonalnością bezpośredniego producenta. Jest to najlepsze kryterium, albowiem nikt lepiej nie odpowie na pytanie, ile wysiłku warto jeszcze włożyć, aby uzyskać dodatkową jednostkę wartości. A może lepiej oddać się zajęciom spoza podstawowej, materialnej produkcji? Jeżeli ktoś nie jest włączony w tę produkcję, to jest mu obojętny wysiłek konieczny dla uzyskania dodatkowej porcji przyjemności, o ile tylko ten wysiłek jest wysiłkiem cudzym.
Z tego punktu widzenia dyktatura proletariatu nabiera znaczenia kategorii filozoficznej, a nie płaskiego politykierstwa i pragmatyzmu. Dlatego ważne są nasze dyskusje ze szkołą filozofii antropocentrycznej (z URALSKĄ FILOZOFICZNĄ SZKOŁĄ MARKSIZMU), albowiem ta ostatnia stanowi regres w stosunku do nabrzmiałej sytuacji, wymagającej nowatorskiego wyjaśnienia, odrzucającego powielanie i uzasadnianie przebrzmiałych przekonań zachodniej lewicy, przeflancowanych na tubylczy teren wschodniego marksizmu.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
20 stycznia 2022 r.