Parę dni temu (13 kwietnia), na facebooku, Łukasz Moll podjął temat pracy dzieci. Podjął ten temat z pozycji zwyczajowo nowolewicowych, odkrywając Amerykę w konserwach, czyli to, że dzieci przecież pracują chodząc do szkoły. Ten rodzaj pracy nie odróżnia się, wedle niego, niczym od wakacyjnego dorabiania sprzedażą lodów, roznoszenia ulotek czy innych dorywczych zajęć.
Co więcej, jak na lewicowca przystało, Łukasz obnażył klasowe podłoże zjawiska: „Nad czym te dzieciaczki tak pracują – zapytacie? Co w tym jest produktywnego, by mówić tu o pracy (z wyjątkiem ulotek, majstrowania i lodów)? Pracują nad sobą, tzn. nad wytworzeniem dorosłego pracownika, który potrafi powściągnąć niesforne dziecko w sobie, a wspólnotę rówieśniczą zdradzić dla osobistego sukcesu i kariery”.
Takie postawienie sprawy wywołało spodziewany grad lajków i przychylnych komentarzy ze strony „klasowej lewicy” z Jakubem Żaczkiem na czele.
Co możemy na to odpowiedzieć?
Otóż, z metodologicznego punktu widzenia, opinia Molla niewiele ma wspólnego z marksizmem, co nie stanowi wszak – zdajemy sobie z tego sprawę – argumentu rozstrzygającego. Argument ten ma wszakże znaczenie w przypadku poglądów osoby, która za marksistę się uważa. No więc, trzeba tu wyraźnie stwierdzić, że nie przesądzając o trafności koncepcji Molla, z marksizmem nie ma to wiele wspólnego.
Marksizm podchodzi do badanych kwestii z pozycji historycznych. Należy prześledzić rozwój omawianych zjawisk w ich historycznej perspektywie, aby znaleźć ich istotne znaczenie, które kształtuje się w procesie historycznym, a nie – jak to ma miejsce w przypadku metodologii nowolewicowej – wnosić o sensie zjawisk na podstawie ostatnio najmodniejszych trendów kulturowych, tu: z perspektywy postmodernistycznej, czyli inaczej – z pozycji eklektyzmu.
W marksizmie, dostęp klas podporządkowanych do wykształcenia jest traktowany jako osiągnięcie, cenna zdobycz w walce o podniesienie samoświadomości owych klas. Sprawa nie jest tak jednoznaczna, jakby się jednak wydawało. W dużym stopniu znaczenie edukacji wynikało z faktu, że na progu epoki kapitalistycznej zmieniła się dramatycznie struktura społeczna. Pauperyzacji uległy pośrednie w stosunku do dwubiegunowej, klasowej relacji, warstwy społeczeństwa posiadające wcześniej swoje narzędzia produkcji oraz fachową wiedzę pozwalającą im na ich wykorzystanie w celach zarobkowych. Rzemieślnicy, wychowankowie kultury dawnych cechów, cenili sobie wykształcenie i znali jego wartość. Mieszając się z proletariatem (proto-klasą robotniczą), rekrutującą się z ludzi zepchniętych w obszar między światem zwierzęcym a ludzkim, wnieśli w kondycję proletariatu tęsknotę za wykształceniem dającym możliwość wyrwania się ze stanu, w którym człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że istnieje jakaś alternatywa dla jego półbydlęcej egzystencji.
Każdy ustrój społeczny po swojemu korumpuje wszelkie relacje międzyludzkie. Kapitalizm – jeśli tylko czytać Marksa ze zrozumieniem – skorumpował wszystkie relacje międzyludzkie, jak zaufanie małżeńskie, solidarność ludzką, poczucie przyzwoitości itd., czyniąc z tego wszystkiego wartość wymienną. Dynamika kapitalistycznej gospodarki opierała się i szczyciła tym, że potrafiła wykorzystać każdy zasób dla swoich celów. Dlaczego miałoby być inaczej z edukacją?
Rozwój przemysłu wymagał stałego wzrostu praktycznych i teoretycznych umiejętności. Początkowa edukacja dzieci proletariackich likwidowała ich analfabetyzm, a więc otwierała możliwość osobistego rozwoju. Wymogiem edukacji dla celów kapitału było natomiast kształcenie zawodowe. Czy w związku z tym, kształcenie zawodowe jest czymś nagannym?
Marksista mówi o wykorzystaniu wszystkich elementów życia społecznego dla celów kapitału, a nie o tym, że owe elementy, jak np. edukacja, są kapitalistyczne z natury. Nie ma takiego elementu życia społecznego, którego kapitał nie potrafiłby spożytkować dla realizacji swego podstawowego celu – pomnożenia zysków. Nowa Lewica sama udowodniła tę tezę po wielokroć, dochodząc niekiedy do skrajności. Problem w tym, że Nowa Lewica (i jej spadkobiercy) uczynili z owych elementów jako takich problem klasowy. W ten subtelny sposób, nawet tego nie zauważając, zdjęli odium z samego kapitalizmu i kapitału.
Oczywiście, mogą się bronić argumentem, że pewne relacje społeczne miały charakter opresywny także i w epokach poprzedzających kapitalizm. Jasne. Ale i tutaj metodologia nowolewicowa pozostaje w pułapce ahistoryzmu: ewolucja stosunków klasowych także nosiła w sobie pewien element postępu, stwarzając, dzięki rozwojowi sił wytwórczych, warunki dla emancypacji klas wywłaszczonych z dyspozycji naturalnymi środkami produkcji.
Warto zauważyć, przy okazji, że koncepcje nowolewicowe nie przeczą, a nawet w swej większości podnoszą zasługi kapitalizmu, a w szczególności burżuazji z jej heroicznego okresu, w dziele pchnięcia ludzkości mocno do przodu w ujarzmieniu przyrody i podniesieniu poziomu komfortu życia (abstrahując od kosztów tego postępu i obecnego jego przewartościowania z punktu widzenia ekologii, nie mówiąc już o colateral damage w postaci wyzysku tzw. otoczenia niekapitalistycznego).
Niezwykle trafne było więc określenie Nowej Lewicy i jej rewolty w połowie ubiegłego stulecia jako przejawu „buntu kwiatów przeciwko korzeniom”. „Kwiaty” kapitalistycznego rozwoju, rozkwitające w wysokorozwiniętych krajach kapitalistycznych, nadzwyczaj podobały się Nowej Lewicy, natomiast nie podobały się im „korzenie” tkwiące w różnych przejawach ucisku, stanowiących żyzne podłoże dla owego rozkwitu. Szczególnie nie podobało im się „przaśne”, „siermiężne” życie w demoludach pragnących w przyspieszonym tempie dogonić zachodnią konsumpcję, czego nie dało się zrobić bez koncentracji wyzysku klasy robotniczej w pigułce 80 lat przeciwko 5 stuleciom rozłożonego wyzysku stosowanego przez „kulturalny” Zachód.
Inną sprawą jest to, że nawet kolejne 500 lat nie dałoby tych samych efektów na Wschodzie z tego choćby powodu, że czas nie stoi w miejscu i że kapitalistyczny system produkcji osiągnął swój kres w momencie, kiedy demoludy zapragnęły do tego systemu dołączyć.
*
Jeżeli więc dziś Łukasz Moll ubolewa nad produkcją przez system edukacyjny pracowników potrzebnych kapitałowi, nie dostrzegając żadnych korzyści dla samych zainteresowanych, to ma rację o tyle, że system edukacji przestał być narzędziem samoświecenia, a stał się rozsadnikiem przesądów i antynaukowego myślenia. Jakie jednak rozwiązanie proponuje Moll i Nowa Lewica? Rozwiązań może być wiele, przynajmniej tyle, ilu samozwańczych reformatorów-teoretyków.
Z naszego punktu widzenia ważne jest stwierdzenie, które pada, a które determinuje już kierunek rozumowania i pozwala na jego analityczny rozbiór z pozycji marksizmu. Otóż Moll definiuje naukę w szkole jako „pracę”.
Warto zauważyć, że tym stwierdzeniem Moll wyraża zgodę na kapitalistyczne zawłaszczenie sfery edukacji. Jaka jest bowiem alternatywa? Zasada wolności pozostawiałaby rodzicom swobodę decydowania o tym, czy chcą posyłać dzieci do szkół prowadzonych przez zwolenników Nowej Lewicy, czy do szkół tradycyjnych, które stałyby się placówkami otwarcie o charakterze reakcyjnym. Zdobycie władzy politycznej przez Nową Lewicę mogłoby ujednolicić system edukacyjny w kierunku postępowym, ale odbywałoby się to kosztem wolności obywatelskiej. A to już przerabialiśmy, a Nowa Lewica oceniła ów eksperyment negatywnie. Może dlatego, że zamordystami byli „komuniści”, zaś teraz przymus będzie stosowany przez wielbicieli wolności jednostki.
W każdym razie, trudno usiedzieć na bagnetach… A w efekcie mamy powrót całego, starego Scheisse.
Nie w tym jednak zasadniczy problem. Nowa Lewica opiera wszystkie swoje projekty na założeniu silnego finansowania owych projektów przez państwo. W tym przypadku socjaliści pogodzili się z anarchistami, nie czując bluesa.
System kapitalistyczny wraz z jego stawką na uprzemysłowienie uczynił decydujący krok w kierunku „ucywilizowania” przyrody i uczynienia jej w tej postaci drugą naturą człowieka. W przeciwieństwie do marksistów, nowoczesna lewica, która przerobiła doświadczenie XX wieku, uznała system produkcji za neutralny politycznie, a więc i klasowo. Uprzemysłowienie gospodarki sprawiło, że obecnie to nie owoce świata przyrodniczego są uważane za podstawowy surowiec do przerobu przez gospodarstwo domowe, ale produkt wzięty z półki sklepowej. Nowa Lewica nie rozumie problemu pracy produkcyjnej, ponieważ kapitalizm skutecznie zaślepił ją na tę kwestię.
Styk przyrody z gospodarką pozostał niejako poza perspektywą życia społecznego. Obywatele idą do sklepu lub do knajpy w celu zaspokojenia podstawowych potrzeb, tak jak niegdyś sięgali po owoc z krzaka czy po wodę z rzeki.
Historycznie, był to przywilej klas panujących, z racji klasowego zaślepienia nie dostrzegających, ba, nie mogących mimo sporadycznych najszczerszych chęci, zrozumieć problemu. Obecnie „wielkopańskie” podejście do tematu upowszechniło się, podobnie jak upowszechniła się skundlona wersja dawniejszej arystokracji w postaci różnego rodzaju celebrytów i ich licznej świty.
Niezbędność arystokracji (i jej skundlonej pochodnej) najlepiej pojąć sięgając po przydatne lektury. Usłużnie dostarczają ich massmedia nowolewicowe – niedawno Krytyka Polityczna opublikowała tekst opisujący ciężką dolę arystokraty. Dążenie do szczęścia osobistego arystokraty jest rzeczą nieznaną w tym środowisku, całość swego życia położyli na szali obowiązku – wobec Ojczyzny, wobec bliźnich.
Z całych sił starają się ulżyć doli nieszczęsnych bliźnich, którym nie starczyło rozumu lub talentu, aby się wybić. Usiłują wykorzystać wszelkie możliwości, jakich dostarcza panujący system, aby polepszyć ich położenie. Oczywiście, w ramach istniejącego systemu. Nie dostrzegacie takich ludzi wokół siebie? A choćby Piotr Ikonowicz? Piękna dusza społecznika i samopoświęcającego się arystokraty na wzór rosyjskiego dekabrysty (boć to i rewolucjonista, a nawet więcej niż rewolucjonista). Uwielbienie trochę miarkuje przypomnienie sobie historii dekabrystów – samodzierżawca udzielił prawa łaski tym spośród buntowników, którzy sami uwolnili własnych poddanych chłopów, kierując się szczerym przekonaniem. Ciekawe, że kwalifikował się jeden delikwent.
Jeżeli wychodzimy z teoretycznego założenia, że o istocie danego zjawiska czy danej relacji decyduje charakter społeczeństwa, narzucony mu ustrój, to jedynym sposobem na zmianę (ewolucyjną) relacji społecznych jest zmiana struktury społecznej i logiki jego funkcjonowania. Dopóki nie zmieni się struktura społeczna, wyzyskiwani, którzy awansowali na drabinie społecznej, będą zastępowani przez innych, a sam procentowy rozkład wyzyskujących i wyzyskiwanych nie ulegnie zmianie ani na jotę. I o to właśnie chodzi w polityce arystokratycznego reformizmu. A obecnie lewica proponuje nawet nie socjaldemokratyczny reformizm, lecz właśnie taki reformizm arystokratyczny.
Marksista dociera do korzeni zjawisk społecznych, kierując się ich historią, a nie przepisywaniem historii z dzisiejszej perspektywy. Dialektyka poznania istoty zjawiska jest tu niezbędna. W pewnym sensie nowoczesna lewica analizując zjawiska historyczne z dzisiejszej perspektywy nie popełnia błędu, gdyż skutki zjawisk pozwalają nam dostrzec jego wcześniej przeoczane korzenie. Ale jednocześnie nowoczesna lewica zapomina o tym, że sama jest rezultatem procesu rozwojowego i że jej perspektywa została ukształtowana przez spontaniczny proces. Tymczasem lewica bierze współczesne przesądy za kryterium oceny przeszłości. I tu właśnie tkwi błąd metodologiczny.
Dialektyka nie oznacza dowolności, co usiłują nam wmówić krytycy marksizmu. Analiza procesu historycznego, długiego okresu, wytworzyła twarde jądro w kwestii dla nas zasadniczej – w kwestii relacji klasowych. Tutaj nie ma dowolności. Ta kwestia przejawia się w problematyce pracy produkcyjnej i nieprodukcyjnej. Nie polega to na stopniu wysiłku, ale na pierwotnie wytworzonej relacji międzyludzkiej, która stworzyła podstawę dla całego procesu narastania nierówności między ludźmi, przybierającej najbardziej różnorodne formy w dziejach. Istota jednak jest stała – jest to zawłaszczenie środków produkcji życia materialnego.
Współczesna lewica bada wstecz historię społeczną z punktu widzenia nadbudowy i konfliktów zachodzących w jej ramach. Taką analizą pozostaje także analiza uprawiana przez Łukasza Molla.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
15 kwietnia 2021 r.