Ekonomia liberalna buduje swoją heroiczną opowieść na twierdzeniu, że solidna gospodarka opiera się na tym, że każdy posiada jakiś rodzaj własności, której może użyć w celu osiągnięcia dochodu. Nie są możliwe zawirowania koniunkturalno-kryzysowe, ponieważ każdy ma własne źródło utrzymania. Tę prostacką tezę precyzyjnie sprowadziła do realnych wymiarów pandemia koronawirusa.

Najbardziej dotknięci restrykcjami związanymi z pandemią są drobni właściciele prywatnych interesów, głównie w sferze usług. Okazuje się bowiem, że poza posiadaniem prywatnego kapitału, trzeba jeszcze istnieć w środowisku powszechnym, które charakteryzuje się stabilnością i przewidywalnością. Właściciele kawiarni czy salonów kosmetycznych nie mogą, na wzór samodzielnego rolnika, w razie ogólnych problemów zamknąć się w swojej zagrodzie i przetrwać czasy zawieruchy. Samodzielność i niezależność posiadacza kapitału nie jest więc także obojętna na rodzaj działalności gospodarczej, z którą jest związana. Okazuje się więc, że realną samodzielność i niezależność daje działalność produkcyjna w sferze materialnej. Jej prototypem jest działalność rolnicza epoki przedkapitalistycznej. Samodzielny rolnik co prawda z biegiem czasu stał się chłopem, czyli niewolnikiem pana posiadającego tytuł własności do całości ziem uprawnych i innych. Ten mechanizm jest opisywany jako wywłaszczenie, prowadzące do powstania klasowej relacji antagonistycznej, która wywodzi się właśnie ze stosunku między wywłaszczonym podmiotem a wywłaszczycielem. Cechą charakterystyczną tego antagonizmu jest to, że nie ulega zmianie charakter wytwarzania, ale w rolę właściciela środka produkcji – ziemi – wciela się osoba, która pozbawia tego tytułu pozostałe podmioty, sprowadzając je do roli swego narzędzia pracy.

Nadejście kapitalizmu, uprzemysłowienie i powstanie klasy robotniczej stanowi rozwinięcie tego wcześniejszego stosunku antagonistycznego, oddalające produkcję od jej pierwotnej, naturalnej sfery, jaką jest ziemia. W przemyśle, stosunki z ziemią, przyrodą, zostają bardziej zapośredniczone, ponieważ sam proces pracy staje się coraz bardziej zmechanizowany, zaś płody i surowce ziemi podlegają wielostopniowej obróbce, która nierzadko pozwala zapomnieć o ich pierwotnym pochodzeniu. Niemniej, istota relacji antagonistycznej pozostaje niezmieniona.

Robotnik przemysłowy jest efektem wydestylowania z klasy chłopskiej zbędnego nadmiaru, którego wieś przechodząca na kapitalistyczny rozrachunek ekonomiczny nie jest już w stanie utrzymywać. Do tej grupy proletariatu dołączają inne grupy społeczne, które wraz z nadejściem kapitalizmu utraciły swoje zasiedziałe w minionych stuleciach nisze dochodowe. Razem stanowią one potężniejące masy proletariackie, które tworzą solidną armię rezerwową pracy i mięso armatnie dla globalizującego się kapitału i jego imperialistycznych aspiracji.

Pozostałość klasy chłopskiej, która nie dołączyła do proletariatu, a odzyskała w wyniku długotrwałego rozpadu stosunków feudalnych własność działek ziemi, stanęła w oczywistej kontrze do rodzącego się proletariatu. Jej celem było powiększenie stanu posiadania, co jest możliwe już tylko na nowych, kapitalistycznych warunkach. Stąd reakcyjność chłopstwa w okresie Rewolucji Francuskiej, w odniesieniu do radykalnego skrzydła środowisk rewolucyjnych, postulujących idee egalitaryzmu także w odniesieniu do gospodarki. W tym okresie, miejsce chłopstwa w antagonizmie klasowym europejskich społeczeństw zajął proletariat manufakturowy, a następnie fabryczny.

Nowe, przemysłowe społeczeństwo z czasem obrosło we własne grupy społeczne, które nie wpisywały się w antagonizm klasowy, a utrzymywały się z obsługi potrzeb klas bezpośrednio produkcyjnych. W miarę rozwoju poziomu sił wytwórczych, te potrzeby stawały się większe, a to pozwalało na pęcznienie owych grup usługodawców. W proces ten włączyło się aktywnie państwo, które zajęło miejsce możnowładców i dworów królewskich czy książęcych, roztaczających mecenat nad kulturą, potęgując zjawisko proporcjonalnie do poziomu bogactwa, jakie był w stanie wytwarzać kapitał.

Niemniej, losy tych grup nadal i z koniecznością są związane z losem społeczeństw, które je wytwarzają, a następnie, w sytuacji trwałej destabilizacji gospodarki, bez większego żalu poświęcają na ołtarzu bezpośredniego interesu biznesowego. Szczególnie usługi świadczone klasie podporządkowanej idą na pierwszy ogień. Grupy te zyskują i opierają swoją prosperity na koniunkturalnej prosperity gospodarki, która przynosi jakieś extra korzyści także i klasie wyzyskiwanej. W XX wieku wydawało się, że odmiennie niż do tej pory, los warstw pośrednich, zawieszonych między klasami antagonistycznymi, stał się od owych klas niezależny. Było to związane z gwałtownym wzrostem znaczenia państwa burżuazyjnego, a wzmocnione doświadczeniem korzyści płynących z doktryny interwencjonizmu państwowego, który miał rzekomo oddalić na zawsze problem kryzysu kapitalistycznego. Państwo miało podtrzymywać popyt społeczny, co eliminowało rzekomo kryzysy nadprodukcji. W XX wieku, mimo tej optymistycznej doktryny, dla jej uwiarygodnienia, potrzebny był jednak w połowie stulecia taki sam konflikt wojenny, jak ten, który zmusił rządy do przyjęcia doktryny Keynesa, na jego początku.

Radykalna lewica na Zachodzie uwierzyła, że kapitalizm socjalny stwarza coś w rodzaju samonapędzającego się mechanizmu społeczno-gospodarczego, który uczyni warstwy pośrednie niezależnymi od podstawowych klas antagonistycznych i ich wzajemnej relacji. Lewica postmarksistowska bez zastrzeżeń przyjęła zrewidowaną koncepcję teorii wartości i uwierzyła, że wartość dodatkowa powstaje w sferze pozaprodukcyjnej. W rzeczywistości, sfera pozaprodukcyjna służy redystrybucji wartości dodatkowej powstałej w produkcji.

Faktem jest, że Marks pisał, iż wartość dodatkowa jest wynikiem pracy najemnej, nie różnicując sfer wytwarzania (dóbr czy usług). Pisał też, że dla kapitalisty jest obojętne to, w jaki biznes zaangażuje swój kapitał, aby tylko ten przynosił zysk. Dla kapitalisty, podkreślał Marks, wartość dodatkową przynosi praca najemna w dowolnej sferze. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że Marks pisał, iż tak jest z punktu widzenia kapitalisty, gdy tymczasem sami kapitaliści działają w sferze produkcyjnej lub nieprodukcyjnej. Działając w sferze nieprodukcyjnej zajmują się przechwytywaniem wartości dodatkowej wytworzonej w sferze produkcyjnej i dystrybuowaniem jej w sferze usług. Zastosowanie pracy najemnej pozwala kapitaliście przyswoić jakąś część wartości dodatkowej wytworzonej w produkcji, co w skrócie obrazuje się im jako fakt „tworzenia” owej wartości.

Oczywiście, kapitał zastosowany w sferze usług, nie przechwytujący wprost wartości dodatkowej ze sfery produkcyjnej, czyli w przypadku usług czysto konsumenckich, jak np. usługi kosmetyczne itp., faktycznie także dystrybuuje wartość dodatkową zamiast ją wytwarzać, ponieważ środki, którymi opłacany jest zakup owych usług, pochodzą ze sfery produkcyjnej. Nie są to transfery bezpośrednie, rzecz jasna. Niemniej, spora część klientów w naszych czasach to są osoby opłacane nie tylko przez prywatne firmy (bliżej lub dalej oddalone od pierwotnego źródła wartości dodatkowej), ale przede wszystkim osoby zatrudniane przez państwo. Abstrahując od finansowych sztuczek rządów, bogactwo konkretnych państw bierze się z siły ich ekonomicznego potencjału, czyli państwo wymusza na sferze produkcji daninę na rzecz swego utrzymania, a wraz z tym, na utrzymanie całej masy społecznej, zależnej od budżetu państwa. Oczywiście, pastwo wymusza daninę nie tylko na sferze produkcyjnej, ale i na dowolnej sferze działalności gospodarczej. Niemniej jakoś tak jest, że niezależnie od ideologii i propagandy państwa zaciekle walczą o jak najlepsze miejsce w gospodarce globalnej, walczą o surowce i pozycję „fabryki świata”, nie słuchając intelektualistów wieszczących, że można zbudować sprawną i silną gospodarkę pozbywając się całego tego roszczeniowego, „robolskiego” motłochu, stawiając na „społeczeństwo oparte na wiedzy”, czyli na tychże intelektualistów. Wraz z rozpadem dawnego, XX-wiecznego podziału pracy w skali międzynarodowej, „społeczeństwo oparte na wiedzy” przestało być na pierwszych stronach gazet, zastąpione werblami wojennymi domagającymi się dostępu do surowców i potencjału przemysłowego ewentualnych zwyciężonych w tym „pokojowym” wyścigu zbrojeń.

Idea społeczeństwa opartego na wiedzy była możliwa w sytuacji XX-wiecznego modelu, w którym gospodarka kapitalistyczna mogła liczyć na mechanizmy stabilizacyjne tzw. II świata i uzależnienie III świata, do tego stopnia zagwarantowane, że można było bezpiecznie delokalizować tam przemysł. Współcześnie jest to niekiedy uważane za sabotaż rodzimej gospodarki, zaś przykład Chin, które swą potęgę budują w bardzo tradycyjny, a jednocześnie nowatorski jak na XXI wiek sposób, świadczy sam za siebie. Wysokorozwinięte kraje kapitalistyczne usiłują odzyskać stracone na tej optymistycznej wizji wiecznej stabilności pozycje, co nieuchronnie pociąga za sobą przegrupowanie w światowym podziale pracy. Ten proces nie będzie bezbolesny. Wysiłek skoncentrowany na budowaniu przewagi militarnej i ekonomicznej powoduje, że nieuchronnie kurczy się pula do redystrybucji wartości dodatkowej na cele niezwiązane z interesami kapitału.

Wzajemna rywalizacja nie dopuszcza marnotrawstwa środków.

Dlaczego jednak nie może być, jak do tej pory?

„Lewica” (umowna nazwa dla nurtu radykalnej demokracji i „kapitalistycznego państwa socjalnego”) domaga się rozwiązań, które oderwałyby dochód podstawowy ludności od stosunku pracy. W ten sposób ludność zostałaby uchroniona przed skutkami koniunktury dotykającej daną gospodarkę. Rozwiązanie to może przybrać postać bardzo różnorodnych modeli, ale nietrudno zauważyć, że w swym najgłębszym, powszechnym zamyśle jest to rozwiązanie, które daje gwarancję przetrwania grupom pozaprodukcyjnym, choćby na minimalnym poziomie, natomiast grupom produkcyjnym (robotnikom) daje perspektywę spadku dochodów. Kapitalista ma bowiem wymówkę, że „robol” już żyje jak książę na koszt jego, kapitalisty, podatków, więc będzie mu płacił minimalną stawkę. Grupy pośrednie, których byt jako taki zostanie w ten sposób utrwalony – nie zasilą szeregów proletariatu, jak to miało miejsce w początkowym okresie kapitalizmu – będą mogły dorabiać na świadczeniu swoich usług jak dotąd. Rozwiązanie zapewni bowiem przetrwanie jakiegoś popytu na ich usługi. Zatrudnienie w sektorze państwowym daje wymierne korzyści (socjal, rekompensaty, dodatki, korzyści w naturze), natomiast freelancerstwo lub usługi konsumpcyjne są związane z poziomem merytorycznym usługodawcy, a już na pewno nie oznacza, że stawki ulegną obniżeniu.

Rozwiązanie to jest więc skrajnie niekorzystne dla robotników w dłuższej perspektywie i powoduje ich społeczną degradację zamiast podniesienie poziomu życia, czy podniesienie poziomu pewności utrzymania się.

Jednocześnie, „lewica” przyjmuje za oczywistość, że zachodni kapitał będzie kontynuował wysiłki w celu utrzymania fundamentu produkcyjnego rodzimej gospodarki poza granicami kraju, co będzie wymagało nieskończonego mechanizmu rozszerzania zakresu „demokracji” zachodniej na świecie, czyli – poszerzania politycznej dominacji nad innymi regionami świata. „Lewica” chce więc utrzymać XX-wieczny model ładu globalnego, który jest podstawą dla bezkonfliktowego społecznie modelu „kapitalistycznego państwa socjalnego”.

Ta wizja polityczna napotyka jednak od dłuższego czasu opór konserwatywnej prawicy, która uważa ów model za utopijny, przebrzmiały wraz z XX wiekiem.

Prawica przyjmuje do wiadomości rozpad starego świata i starego ładu oraz usiłuje uzbroić swoje państwa do walki o przyszły, nowy ład. Wracając do XIX-wiecznych koncepcji narodu i państwa, prawica oskarża „lewicę” o przyczynienie się do upadku zachodniej cywilizacji. Rozprzężenie moralne, indywidualizm, to wszystko prowadzi do niezdolności danego państwa do walki o swoje należne miejsce w globalnym ładzie. Ten wymarzony „nowy” ład ma do złudzenia przypominać „stary”, zamrożony na krótki XX wiek porządek. A ponieważ Rewolucja Październikowa „zamroziła” ów ład jeszcze w trakcie jego formowania się w wyniku planowanych krwawych starć między blokami sojuszniczymi, tak więc „odmrożenie” owego procesu również nie wróży mniej militarnych perspektyw niż w przypadku realizacji wizji „lewicy”.

Wybór między dżumą a cholerą należy do Ciebie!

A może warto przewrócić szachownicę i zaproponować nowy ład proletariacki?

W końcu i tak realizacja tej czy innej wizji będzie prowadzona rękami proletariatu. A do tego proletariatu stoczą się dzisiejsze warstwy pośrednie, ponieważ wizja odtworzonego ładu XX-wiecznego (kapitalistycznego państwa socjalnego w wersji 2.0, czyli podstawowy dochód gwarantowany), bez ZSRR i „obozu socjalistycznego”, jest po prostu śmieszną utopią.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
25 października 2020 r.