Wielu marksistów podkreśla, że Marks nie był myślicielem utopijnym i nie wdawał się w szczegółowe rozważania dotyczące przyszłego kształtu społeczeństwa bezklasowego. W konkretnych, trudnych uwarunkowaniach Rosji radzieckiej przekładało się to praktycznie na rozumienie ideału społecznego jako państwa opiekuńczego, patriarchalnego w odniesieniu do najniższych warstw, które nie liznęły jeszcze doświadczenia samodzielności i upodmiotowienia, a oczekiwano od nich odpowiedzialności za sprawy państwowe i za majątek narodowy, o którym w ogóle w przeszłym doświadczeniu swoich przodków nie marzyły.
O ile dla klasy robotników przemysłowych ideał przejęcia odpowiedzialności za produkcję był czymś do ogarnięcia i wynikał z ich codziennego doświadczenia, o tyle pozostałe grupy społeczne odwoływały się do doświadczeń obalonych przez siebie klas i warstw społecznych, które wcześniej rządziły państwem i których metody były im znane. Niekoniecznie jako coś pozytywnego, ale też nie miały alternatywy. Robotnicy mogli budować obraz panowania klasowego na wzór panowania burżuazji, pozostawiając resztę struktury społecznej w sferze działania instytucji demokracji. Doświadczenie własne chłopstwa nawiązywało do starych i nierealnych marzeń utopijnych, przekreślonych prze rozwój kapitalizmu. Pozostałe grupy społeczne w ogóle nie miały do czego nawiązywać, poza złym doświadczeniem z opresyjnymi, autorytarnymi strukturami państwa carskiego.
W sytuacji, kiedy rolę dysponenta środkami produkcji zaczęła odgrywać biurokracja partyjno-państwowa, przed klasą robotniczą oraz przed pozostałymi grupami społecznymi stał już tylko obraz niedoskonałych struktur i instytucji państwowych. Skoro nie istniało panowanie ekonomiczne z silną funkcją właścicielską, całość uwagi skupiła się na arbitralnym i chaotycznym budowaniu owych struktur i instytucji w oparciu o różnorodne, nieadekwatne wzory, niedostosowane do własnych potrzeb.
W reżymie stalinowskim, interes państwa stał się racją nadrzędną, co spowodowało możliwość i konieczność odwoływania się do znanych wzorców nacjonalistycznych, maskujących brak własnego interesu klasowego. Interes klasowy został bardzo szybko zastąpiony interesem narodowym jako legitymizacją władzy biurokratycznej.
We współczesnej Polsce, gdzie ta nacjonalistyczna legitymizacja biurokracji bardzo szybko wspomogła argument siły Starszego Brata, poststalinowskie rządy PRL-u odwoływały się do tego argumentu. Ta maniera przetrwała w odruchu nowej nomenklatury, już potransformacyjnej, w Ukrainie i, jak dziś widać, także w Białorusi.
Podobnie jak ZSRR w okresie powojennym, tak i współczesne kraje obszaru poradzieckiego cierpią na syndrom nacjonalizmu jako spuściznę po okresie „realnego socjalizmu”. Z perspektywy poststalinowców, którzy legitymizują polskich nacjonalistów jako dopuszczalne skrzydło lewicy, problem alternatywy dla kapitalizmu jawi się jako problem zbudowania alternatywy dla sfery wpływów dotychczasowych hegemonów świata zachodniego.
W przeciwieństwie do lewicy „kosmopolitycznej”, która postrzega świat jako globalna wioskę, gdzie wszyscy mieszkańcy walczą wspólnie z lokalnym kacykiem ciemiężącym ludność okoliczną, patriotyczna prawica, powszechnie uchodząca za populistyczna lewicę, odwołuje się do poczucia regionalnego lub lokalnego wyzysku przez państwa wyżej rozwinięte gospodarczo i blokujące szansę rozwoju owym lokalnym krajom przejawiającym własne aspiracje.
Zarówno jedni, jak i drudzy, całkowicie nie zajmują się rzeczywistym celem lewicy, jakim jest wyzwolenie pracy z zachowaniem wysokiego poziomu sił wytwórczych (przestawionych na ścieżkę rozwoju jakościowego, a nie ilościowego), ale zajmują się pragmatyką szachowych rozgrywek na światowej szachownicy, gdzie cele klasowe są zastępowane w propagandzie jako cele narodowe, jako racja stanu, która usprawiedliwia wszelkie działania i antyrobotnicze sojusze – tak jak to miało miejsce w przypadku politycznej strategii Josifa Wissarionowicza i jego godnych następców.
Podobnie jak modelem państwa robotniczego (po stalinowsku zdegenerowanego) było państwo opiekuńcze siermiężnego typu, tak i dziś populistyczna prawica, zasiedlająca jedno ze skrzydeł lewicowej sceny, zyskuje swą legitymizację jako lewica dzięki odgrzewaniu modelu opiekuńczego państwa narodowego, gdzie reformy socjalne są możliwe dzięki rozwojowi uczciwej przedsiębiorczości polskiego drobnego biznesmena i uczciwemu, nieskorumpowanemu państwu, które działa w imieniu wszystkich swoich obywateli.
I chociaż lewica tzw. internacjonalistyczna (która odeszła od alterglobalizmu jako utopijnego postulatu, długo utrzymywanego przy życiu, syntezy lokalnego z globalnym), trwa w niemożliwym do przezwyciężenia konflikcie z prawicowo-lewicowym populizmem, to ich wspólnym mianownikiem jest żądanie państwa opiekuńczego, czyli odrzucenie wariantu robotniczej dyktatury ekonomicznej. Tylko ten ostatni model jest w stanie zaproponować alternatywę wobec klasowego panowania burżuazji i odejście od postulatu ograniczenia wolności do sfery pozaprodukcyjnej.
Lewica poststalinowska legitymizuje więc prawicowy, nacjonalistyczny populizm jako legalny typ lewicowości. Z kolei ten nurt polskiej polityki (nie tylko zresztą polskiej), stanowi wsparcie dla nurtu poststalinowskiego w jego interpretowaniu pozostałości obszaru poradzieckiego jako kontynuacji tradycji i struktur byłego ZSRR. W ten sposób oba nurty spotykają się wpół drogi w poparciu dla Łukaszenki czy dla Putina jako dla ostatnich barier powstrzymujących nieograniczoną ekspansję USA czy Unii Europejskiej jako potęg gospodarczych blokujących rozwój obszarów nie wchodzących w skład swego rodzaju Centrum światowej gospodarki.
Jeżeli wsłuchać się w analizy Konrada Rękasa (Konrad Rękas: Łukaszenka – najlepszy (dla Polski) wybór Białorusi;
nie podającego się za reprezentanta lewicy i może dlatego mówiącego i piszącego otwartym tekstem, takim krajom, jak Polska, przypada rola sprytnego gracza, który wykorzystuje sprzeczności interesów dominujących partnerów dla prowadzenia własnej, względnie samodzielnej (w danych warunkach) gry politycznej. Przeciwwagą dla wpływów Zachodu może być w naszym regionie wpływ gospodarki chińskiej. Wiadomo – Chiny daleko, więc zanim połkną polską żabę, umrą z niestrawności z powodu połknięcia dużo większego kąska. Ale inny bocian zastanowi się zanim po tę polską żabę wyciągnie długi dziób.
Polska lewica miota się od jednej skrajności do drugiej, w poszukiwaniu kryteriów, które mogłyby najlepiej określić prawdziwie lewicową tożsamość. Czy będzie nią polska racja stanu, czy może obrona tęczowych sztandarów? A może pozytywistyczna praca u podstaw, przemieniająca świadomość tzw. zwykłych ludzi w świadomych beneficjentów państwowej polityki socjalnej? Czym to się różni od solidnej pracy u podstaw w związkach zawodowych?
Pragmatyzm aktywizmu na rzecz pokrzywdzonych zbliża różne nurty politycznego spektrum, które są sobie bliskie właśnie ze względu na kryteria polityczności.
Lenin pisał, w obliczu trudności rewolucji rosyjskiej, o konieczności podnoszenia poziomu kultury mas chłopskich. To konieczność ze względu na nieuchronność samoobrony przed biurokracją oraz na zrozumienie sensu sojuszu z klasą robotniczą. To zadanie miało przypadać rewolucjonistom oraz samej klasie robotniczej. Państwo opiekuńcze jako szczyt aspiracji współczesnej lewicy czyni z niej łatwego sojusznika populizmu i to nie tylko w wydaniu lewicy poststalinowskiej. Również lewica patriotyczna, „antytotalitarna”, z długimi tradycjami, znajduje się niedaleko.
W przypadku tych „sojuszy” populistycznych warto zdawać sobie sprawę z tego, że rzecz idzie o model społeczeństwa bezklasowego, jaki nosi w sobie marksizm. Wizja populistyczna, konserwatywna odwołuje się do konieczności zabezpieczenia każdemu (jeśli nie jednostce, to krajowi) takiego potencjału, żeby mógł sam siebie utrzymać nie wpadając w zależność od innej struktury państwowej czy ponadpaństwowej.
Jest to kwestia wyboru – marksizm stawia na kolektywne zabezpieczenie wspólnego bytu i wyzwolenie z przymusu redukowania całego swego horyzontu do kwestii zabiegania o przetrwanie, co stanie się problemem dla większości ludzkości w przypadku zwycięstwa modelu konserwatywnego. Model opiekuńczy oddaje dyspozycję funduszami spożycia w ręce biurokracji, w modelu konserwatywnym wolnym jest ten, kto posiada środki produkcji, zaś właściwa proporcja sfery usług do sfery produkcji zapewnia ludności pozbawionej własności środków produkcji możliwość przeżycia z dochodu za sprzedaż własnych umiejętności, które pozostają stosunkowo rzadkie.
Wszystkie te modele nie są alternatywą dla społeczeństwa klasowego, chociaż dają możliwość zbudowania statycznej i względnie stabilnej struktury społecznej. Są naturalną ewolucją systemu kapitalistycznego, dialektycznie rozwiniętego w swe przeciwieństwo, ale pozbawionego charakteru skoku jakościowego. To raczej cofnięcie cywilizacyjne, konieczne ze względu na społeczny i ekonomiczny impas, na jaki napotkał ten system.
Lewica, w tej sytuacji, naturalnie ewoluuje w nurt liberalno-demokratyczny lub populistyczny. Żaden z nich nie proponuje zniesienia kapitalizmu, a tylko przyswojenie sobie naturalnego kolapsu systemu kapitalistycznego w nowoczesny feudalizm.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
22 sierpnia 2020 r.