Praktyczny wniosek z naszych teoretycznych wywodów jest taki, że świadomość współczesnej lewicy znajduje się na poziomie tradeunionistycznym bez perspektywy podniesienia się na poziom wyższy. Klasa średnia, szeroko pojęta „klasa pracownicza” nie jest bowiem klasą w ścisłym tego słowa znaczeniu, pozostając na poziomie magmy, której elementy przechodzą do klasy wyższej lub spadają do klasy niższej, najczęściej utrzymując się jednak w pozycji owej niedookreślonej magmy.
Ten stan jest podstawą koncepcji socjaldemokratycznej, w której grupy niższe mają otwartą drogę do przechodzenia do grup wyższych, co skutecznie neutralizuje walkę klasową ku powszechnemu szczęściu i dobrobytowi całego społeczeństwa. Fundamentem tej ideologii jest minimalizowanie bazowego konfliktu między sferą produkcyjną a nieprodukcyjną w rozwijającym się społeczeństwie. Dlatego nasza pozycja teoretyczna jest nie do pogodzenia z pozycją zajmowaną przez współczesną lewicę. Tu różnica ma charakter fundamentalny, dotyczący samej istoty koncepcji walki klasowej. Dlatego odesłano nas do… poczekalni dusz.
Wedle filozofii i teorii Marksa, społeczeństwo organizuje się na bazie zasadniczego podziału pracy między wytwórcami bogactwa materialnego a grupą zawłaszczającą wartość dodatkową. Dzięki istnieniu materialnej wartości dodatkowej, może się rozwijać twórczość niematerialna: kultura i sztuka. Kapitalizm komercjalizuje i tę sferę, upodabniając jej funkcjonowanie do funkcjonowania sfery wytwórczości materialnej. Ale zewnętrzne podobieństwo nie jest tożsamością – możliwość istnienia kultury jest nadal pochodną istnienia bogactwa materialnego.
Poziom kultury (a także jej bezwartościowy, powierzchowny blichtr) może być jednak narzędziem podporządkowywania sobie społeczeństw, które trudnią się wytwarzaniem dóbr materialnych, ale ich kultura jest mniej ceniona na rynku światowym. Zostaje sprowadzona do rangi folkloru zabiegami medialnymi i propagandowymi. W ten sposób kultura staje się metodą wspomagającą przywłaszczanie sobie materialnej wartości dodatkowej krajów pozbawionych kultury wywindowanej przez zależne od kapitału media opiniotwórcze do rangi obowiązującego stylu życia. Kraje nie reprezentujące owej powszechnie uznanej kultury mogą uczestniczyć w podziale zagrabionej wartości dodatkowej na zasadzie członków stada podporządkowanych umownemu samcowi alfa. Na tym opiera się sławetna rola hegemona światowego. Wartość samca alfa decyduje o wartości stada, więc podporządkowane osobniki są zainteresowane dobrą kondycją hegemona, nie tracąc z oczu perspektywy, że jeśli samiec alfa osłabnie, to rozpęta się walka o zajęcie jego pozycji w stadzie. Póki pozostałe samce nie czują się przygotowane, utrzymują samca alfa w przekonaniu, że jest niezastąpiony.
Hegemonia USA słabnie w ostatnim czasie. Ukrywanie tego faktu jest na rękę pozostałym „sojusznikom”, którzy usiłują sobie wypracować jak najlepsze pozycje do startu o rywalizację o przywództwo. W tym kontekście należy widzieć sprawę sankcji przeciwko Rosji. Dęta propaganda wokół sankcji jest obliczona na zmylenie idiotów. Sankcje nie mają bowiem na celu Rosji jako takiej, ale są narzędziem płonnej chęci utrzymywania rywali z dala od gospodarki rosyjskiej, z chęcią zachowania wpływów w tym obszarze dla siebie na wyłączność. Destabilizacja sytuacji w Rosji jest celem USA, które chce przeszkodzić rywalom w zagospodarowaniu potencjału rosyjskiego, co byłoby gwoździem do trumny tego przebrzmiałego supermocarstwa.
Polityka demokratów, polegająca na chamskim penalizowaniu Rosji nie okazała się najskuteczniejszym działaniem. Trump usiłuje rozbroić rywali stosując metodę kija i marchewki wobec Rosji, czyli utrzymując ją w niepewności co do swych intencji, dzięki czemu Rosja nie czuje się postawiona pod ścianą i nie jest skazana na przyjęcie oferty niemieckiej czy francuskiej. Wszyscy muszą działać bardzo ostrożnie, żeby nie sprowokować otwartego wybuchu skrywanej, acz coraz mocniej buzującej wrogości, która w każdej chwili może się przekształcić w wybuch wojny o zasięgu światowym.
Podobnie jak w okresie I wojny światowej, sytuację może uratować wybuch rewolucji skierowanej przeciwko własnym, imperialistycznym reżymom. Doświadczenie Rewolucji Październikowej pokazuje jednak, jak ogromna może być cena braku jedności i solidarności w międzynarodowym ruchu robotniczym. Obecnie ruch ten jest w rozsypce, a lewica nawet nie usiłuje go złożyć na powrót, ponieważ dominująca stała się w niej ideologia socjaldemokratyczna, która swoje nadzieje opiera na wierze w przezwyciężenie konfliktu klasowego w warunkach poprawy poziomu życia społeczeństwa. A to dzięki prodemokratycznym regulacjom prawnym, które zobligują kapitał do łożenia na państwo socjalne.
Efektywne państwo socjalne w powojennej Europie opierało się właśnie na skutecznym zmuszeniu kapitału do poważnego opodatkowania zysków. Było to wynikiem niepowtarzalnej sytuacji polegającej na istnieniu (choćby propagandowym) alternatywy dla systemu kapitalistycznego. Ideologiczna ściema socjaldemokracji i – konsekwentnie – współczesnej lewicy – polega na fałszu teoretycznym, który głosi, że bogactwo społeczne jest wytwarzane w sferze niematerialnej, na równi, a może i bardziej niż w sferze materialnej.
Praktycznie państwo dobrobytu opierało się na opodatkowaniu zysku kapitału, a nie na opodatkowaniu obywateli. Teoretycznie – koncepcja Marksa uzasadnia ten fakt.
Współczesna lewica opiera się jednak na pobożnych życzeniach teoretyków drobnoburżuazyjnych, którym przeczy zarówno praktyka kapitalizmu, jak i teoria marksizmu. Sfera niematerialna, jak powiedzieliśmy wyżej, tworzy warunki dla wyzysku innych, zagranicznych wytwórców bogactwa materialnego. Wewnątrz zaś narzuca sprawiedliwsze reguły podziału.
Różnica między koncepcją socjaldemokratyczną a marksistowską polega na postulacie przejęcia produkcji materialnej przez samych producentów i organizacji wokół tej struktury całości społeczeństwa z jego politycznymi instytucjami, czego gwarantem pozostaje dyktatura klasy robotniczej.
Autarkia nie jest rozwiązaniem, niemniej dążenie do reindustrializacji, które stało się ostatnio powszechną modą, dodatkowo zaświadcza o tym, że elity polityczne mają świadomość możliwości wybuchu konfliktu światowego, a reindustrializacja jest gorączkowym sposobem przygotowania się na tę ewentualność, którą elity tuszują wmawiając sobie i innym, że chodzi tylko o „pokojową” rywalizację w ramach międzynarodowej współpracy. Wskazuje to na fakt, że w obliczu sytuacji ekstremalnej, ludności nie wyżywi się nieskończoną podażą amerykańskich seriali telewizyjnych, nawet najbardziej kasowych.
W dziejach walk klasowych mieliśmy etap walki chłopstwa, które było wytwórcą materialnego bogactwa społeczeństwa. Wyzysk chłopów dał możliwość wspaniałego rozwoju wielu cywilizacji, które jednak padały pod naporem sprzeczności związanych z ich sposobem produkcji. Chłopi są dużo bardziej związani z przyrodą niż robotnicy. Chłopi nie mogli jednak spełnić tej samej funkcji, co klasa robotnicza w walce klasowej, ponieważ ich ideałem był powrót do własności prywatnej ziemi (i innych środków produkcji). Utopie powstające na bazie świadomości chłopskiej chwytały istotę problemu – kwestię własności środków produkcji – ale nie mogły jej skutecznie rozwiązać, ponieważ wspólna własność środków produkcji stała w sprzeczności z partykularnym interesem klasy wyzyskiwanej, a więc potencjalnej nosicielki idei emancypacyjnej.
Tym tłumaczyć można reakcyjne zachowanie chłopstwa w okresie rewolucji burżuazyjnej.
Ta trudność znikła wraz z ukształtowaniem się nowoczesnego proletariatu fabrycznego. Dlatego, jak pisał Marks, w idei socjalizmu naukowego została przezwyciężona utopia związana z chłopstwem jako klasą-nosicielką antagonistycznej sprzeczności w społeczeństwie klasowym aż do epoki przemysłowej.
Jednak robotnik jest bardziej oddalony od przyrody niż chłop. Stąd inna trudność polegająca na braku zakorzenienia świadomości proletariatu w tej podstawowej relacji przyroda – społeczeństwo. Stąd rozbieżność między klasą w sobie i klasą dla siebie. Zrozumienie relacji między pracą tworzącą bogactwo a przyrodą, zafałszowane uspołecznieniem relacji do przyrody przez stopień cywilizacji, kształtujący mentalnie także i robotników, wymaga pracy intelektualnej. Wymaga zdolności oderwania się od bezpośrednich manifestacji rzeczywistości społecznej. Tę zdolność daje dialektyka, która zajmuje się funkcjonowaniem intelektu i obnaża jego uzależnienie od materialnej rzeczywistości W systemie idealistycznym jest to przedstawiane jako uzależnienie rzeczywistości materialnej od Intelektu (Ducha), ponieważ w oglądzie intelektualnym nie sposób uniknąć przekonania, że rzeczywistość materialna jest celowa. Ogląd materialistyczny uzasadnia twierdzenie, że postrzeganie celowości jest skutkiem zdeterminowanej kolei wydarzeń w sytuacji, kiedy wybory są podejmowane arbitralnie, lecz racjonalne wybory są uzależnione od oceny sytuacji, czyli zdeterminowane w tym znaczeniu. Racjonalność intelektu jest wytworem reguł przyrodniczych, które same nie są regułami intelektu, tylko własnymi. Ale podjęta decyzja eliminuje pewien krąg możliwych wydarzeń, sprawiając wrażenie istnienia celowości zaszłego procesu. Racjonalność towarzyszy decyzji arbitralnej, zaś zdeterminowanie może zostać stwierdzone wyłącznie jako efekt. W każdym z tych etapów mamy do czynienia z działaniem przeciwstawnych sił: arbitralność opiera się na racjonalności; determinizm jest celowością (racjonalnością) arbitralnego wyboru.
Dialektyka mówi więc, że bez intelektu nie ma determinizmu. Dialektyka postawiona z głowy na nogi mówi, że intelekt (racjonalne działanie) jest możliwy wyłącznie w konkretnych warunkach naturalnych. Uświadomienie sobie tych warunków jest uruchomieniem intelektu do działania. Idealizm twierdzi odwrotnie, że to świadomość uruchamia świat materialny do działania.
Uświadomienie sobie własnej śmiertelności jest iskrą, która inicjuje intelekt, czyli uświadomienie sobie warunków istnienia. W ten sposób tłumaczy się pierwotność filozoficznie pojmowanej materii nad „duchem” (czyli intelektem). W istocie chodzi o to, że materia i świadomość są jednoczesne, jednak świadomość (samoświadomość) jest potencjalnością zawartą w materii, a która rozwija się wraz z przekształcaniem się i ekspansją materii, dochodząc do punktu kulminacyjnego, w którym zaczyna się produkcja materii (filozoficznej) przez potencjał intelektualny. W tej sytuacji potencja samoświadomości staje się rzeczywistością (siłą sprawczą), zaś materia staje się potencjalnością (a więc celem istnienia rzeczywistości).
W społeczeństwie oznacza to, że narasta potencjał zmiany relacji społecznych. Poziom cywilizacyjny zdaje się uniezależniać ludzi od materialnej rzeczywistości, jednocześnie czyniąc z produkcji materialnej zasadniczy cel „ducha” (samoświadomości ludzkiej).
W tym kontekście najwyższe wykwity lewicowej refleksji teoretycznej, polegające na starożytnym wręcz upieraniu się przy sprawiedliwym rozdzielnictwie dóbr materialnych, jawią się jako jawny bezsens i obnażają nieadekwatność lewicy do podejmowania problematyki współczesnej myśli filozoficznej. Rzecz bowiem nie w rozdzielnictwie, ale w produkcji. Poziom rozwoju sił wytwórczych stawia przed społeczeństwem ludzkim wyzwanie dotyczące charakteru produkcji świata materialnego, który warunkuje przyszły charakter intelektu, a więc – w praktyce – organizacji życia społecznego. Pole arbitralnego wyboru zdaje się nieograniczone, niemniej racjonalny wybór jest o wiele skromniejszy. Musi on wynikać z przemyślenia przeszłych doświadczeń, aby pozostał racjonalny.
Potencjał samoświadomości działa z równym niepohamowaniem, co potencjał świata przyrody (ucieleśnienia materialności). Wszystko, co możliwe musi się zmaterializować, nawet jeśli jest niekorzystne z punktu widzenia człowieka jako wytworu walki z niepohamowaniem potencjału materialności, która była naszym wcześniejszym doświadczeniem.
Emancypacja klasy robotniczej (związanej z produkcją materialną) jest racjonalnym rozwiązaniem problemu dialektyki rozwoju rzeczywistości na zasadzie postulowanej przez myślicieli starożytności – a mianowicie na zasadzie dążenia do Prawdy, Piękna i Dobra, które to pojęcia jedynie odwołują się do instynktownych przeczuć, a nie do ścisłej definicji. Jako abstrakcyjne pojęcia zawierają w sobie zbyt obszerną zawartość konkretności, by mogły być adekwatnie wyrażone w stosunku 1:1. Zadania zawarte w walce klasowej i w filozoficznym pojęciu klasy robotniczej mają taki sam status wyrażając dynamiczny i wewnętrznie sprzeczny charakter zjawiska, które opisują. Ale dzięki temu sformułowaniu (klasa robotnicza odnosząca się do produkcji materialnej) wyrażają w skrócie istotę zadania wynikającego z racjonalnej, arbitralnej decyzji, którą wybrało społeczeństwo tworząc ruch robotniczy.
Krytycy marksizmu odnoszą się do wewnętrznych sprzeczności koncepcji, które są wyrazem sprzecznej natury zjawisk, których problematyzację koncepcja ta podejmuje i wyjaśnia. Dopóki proces nie zakończył się, nie istnieje jego determinizm, a możliwości wyboru dają wrażenie wewnętrznej sprzeczności. Chodzi o osiągnięcie takiego stanu organizacji społecznej, w której zadania tkwiące w pojęciu klasy robotniczej zostaną rozstrzygnięte i przyjęte jako stan naturalny. Nie kładzie to kresu dalszemu rozwojowi (nie jest to żaden koniec historii ani kraina wiecznej szczęśliwości – możliwości konfliktów dzielących społeczeństwo zostały skutecznie zarysowane w historii współczesnej, a lewica jest gotowa uznać je za ważniejsze niż emancypację klasy robotniczej, co tylko wskazuje na potencjał konfliktu w nich drzemiący).
Ambicją współczesnej lewicy jest zaistnienie na politycznej scenie w sytuacji, kiedy scena ta jest zbudowana ze zmurszałych desek i grozi zawaleniem w każdej chwili. To jest działanie nacelowane na pogrążenie się wraz z całą resztą. Tymczasem marksizm ma dawać kierunek poruszania się w tym chaosie towarzyszącym kresowi danej cywilizacji. Ten kres nie był nadzieją marksizmu – wystarczy wspomnieć peany Marksa na cześć burżuazji w Manifeście czy jego rozterki na temat brytyjskiego panowania w Indiach, ewentualnie sarkastyczne uwagi Engelsa na temat „idiotyzmu życia wiejskiego”. Od lewicy zależy, czy marksizm pozostanie w historii li tylko tragiczną samoświadomością zmierzchu cywilizacji zachodnioeuropejskiej, czy teorią nowego etapu dziejów ludzkich.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
11 listopada 2019 r.