Analiza Francisa Perrina opiera się na stwierdzeniu, że błędem Niemiec było uzależnienie energetycznego zdrowia swej gospodarki w 50% na imporcie rosyjskiego gazu. Można zrozumieć, że dla profesora Perrina jest to problem Niemiec, w jakimś stopniu, ze względu na Unię Europejską, mający przełożenie na pozostałe kraje Europy Zachodniej. Chociażby poprzez wpływ na wartość euro. W przypadku Francji, zależność w miksie energetycznym od rosyjskiego gazu jest bardzo niewielka.
W opinii prof. Perrina, sytuacja Europy nie jest więc tak dramatyczna, jak to opisuje wielu innych analityków, którzy widzą wręcz oczyma wyobraźni nieuchronny rozpad UE. Perrin wręcz dostrzega zasługę USA w ostrzeganiu Europy przed zbytnim uzależnieniem od taniego, rosyjskiego gazu. A dobro Europy jest tożsame z dobrem USA, jak zdaje się sądzić profesor, że sądzą Stany Zjednoczone. Jednym słowem, niepokój USA o dobro sojuszniczej Europy wydaje się niekłamany w tej ocenie.
Niezależnie od tej oceny, prof. Perrin zauważa, że sytuacja związana z konfliktem rosyjsko-ukraińskim, który doprowadził do zerwania niezdrowych więzi Europy z Rosją, przypadkowo gra bardzo na korzyść USA. Perrin tego nie komentuje. Po prostu, tak wyszło, że szlachetni bywają niekiedy wynagradzani.
Perrin nie ukrywa, że problemy ze skokiem cen gazu zaczęły się jeszcze na długo przed rozpoczęciem „specjalnej operacji wojennej”. O ile pamiętamy jednak, w 2021 r. kojarzono je głównie z napięciem i nastrojami niepewności związanymi z paniką wojenną. Trudno więc uniknąć tu podejrzenia, że powodem była – tak czy inaczej – Rosja. Pamiętamy jeszcze podejrzenia graniczące z pewnością, iż Putin rozpuszczał sam różne plotki, aby windować ceny gazu, mimo że z państwami Europy zawierał wieloletnie kontrakty, które chroniły je przed skutkami spekulacji giełdowych.
Szczerze mówiąc, bardziej realistyczne wydają nam się oceny katastroficzne stanu gospodarki europejskiej. Perrin prowadzi analizę w stylu specjalisty od ekonomii nośników energii, podczas gdy analitykiem politycznym najwyraźniej nie jest i nie ma takich ambicji.
Warto pamiętać, że już w pierwszej połowie lat 70-tych ub. stulecia zdarzył się pierwszy szok naftowy, który skutkował nowym zjawiskiem ekonomicznym, a mianowicie stagflacją, która łączyła w sobie harmonijnie inflację z brakiem rozwoju, co wyraża się w utrzymaniu bądź zwiększeniu poziomu bezrobocia. W latach 80-tych Europa zdywersyfikowała swój portfel i zaczęła sprowadzać tani gaz i ropę z ZSRR. Nie należy zapominać, że to właśnie pozwoliło Europie Zachodniej, a w szczególności Niemcom oprzeć swoją gospodarkę na pewnych i solidnych podstawach.
Ta konkurencja surowcowa ze strony ZSRR, a później Rosji, pozbawiła jednocześnie państwa naftowe przewagi politycznej. Miało to więc wpływ na całość globalnej gospodarki, chroniąc ją przed potencjalnym kryzysem strukturalnym już w końcu XX wieku. Przeciwnie, zamiast problemów z kryzysem strukturalnym kapitalizmu, mieliśmy do czynienia z tzw. upadkiem „komunizmu”.
Unia Europejska była mechanizmem uporządkowania gospodarki europejskiej w taki sposób, w którym zlikwidowano ewentualną rywalizację wewnętrzną. Nie wolno zapominać o roli, jaką odegrała imigracja z krajów rozwijających się do Europy. W pewnym sensie imigracja przerzucała koszty bezrobocia na barki państw pochodzenia robotników tymczasowych, przyjezdnych, o daleko nie zawsze uregulowanym statusie legalnym. W warunkach nienormalnie taniego kosztu utrzymania społeczeństwa konsumpcyjnego, logicznym było ograniczanie przemysłu jako fundamentu gospodarki europejskiej do pojedynczego kraju. Początek lat 2000-ych stał się więc okresem dezindustrializacji Europy Zachodniej. Było to możliwe dzięki taniemu zaopatrzeniu w surowce ze strony Rosji.
Oczywiście, można powiedzieć, że było to błędem sąsiadów Niemiec.
Należy zrozumieć, że uczynienie z Rosji rezerwuaru tanich surowców, zaś z Europy Wschodniej rezerwuaru taniej siły roboczej, było warunkiem kontynuacji polityki dobrobytu mimo tego, że obiektywne warunki bynajmniej nie sprzyjały temu projektowi. Można nawet zaryzykować tezę, iż Europa Wschodnia przejęła rolę imigracji z Trzeciego Świata, rozbijając kruchą równowagę społeczną w państwach szczycących się polityką wielokulturowości.
W ten sposób, uzależnienie się Europy od gwaranta taniego utrzymania luksusowego stylu życia było błędem ogólniejszym niż tylko błąd Niemiec. Jednocześnie bowiem, ta pokusa łatwego życia na cudzy koszt przyspieszyła kryzys strukturalny kapitalizmu. Utrzymanie relacji neokolonialnych na odległych kontynentach było łatwiejsze – z pomocą kompradorskich elit niesuwerennych państw w Afryce czy w Azji – niż neutralizacja zderzenia z podporządkowanymi partnerami na tym samym kontynencie, pod bokiem.
Zastanawiające, że Perrin nie widzi sprzeczności w swojej wypowiedzi. Na pytanie o to, jak długo będzie jeszcze trwał kryzys energetyczny, Perrin wiąże go zdecydowanie z wojną na Ukrainie. A więc, jak się zdaje, nawet on nie widzi możliwości przezwyciężenia kryzysu energetycznego bez … konkurencji taniego gazu rosyjskiego w warunkach kilku lat do przodu. Obecnie mamy, twierdzi Perrin, jako Europejczycy niespotykaną szansę, że początek zimy jest łagodny, zaś Chiny prowadzą politykę zero Covidu, co przekłada się na obniżenie zapotrzebowania gospodarki chińskiej na nośniki energii, w tym na gaz. Kiedy tempo chińskiej gospodarki wróci do poziomu przedcovidowego, konkurencja o gaz będzie zażarta na rynkach międzynarodowych.
I tu leży pies pogrzebany – przez pół wieku Europa miała niesłychaną okazję i szczęście, że mogła praktycznie monopolizować zapotrzebowanie na gaz rosyjski (i inne surowce). Perrin nie zauważa, że niezwykłe szczęście Europy przez owe minione dekady pozwoliło na rozwój i utrzymanie nienormalnego poziomu konsumpcji w warunkach narastającego kryzysu starczego kapitalizmu. W pewnym sensie można powiedzieć, że relacje między Europą Zachodnią a Rosją miały przez ten czas charakter relacji z wewnętrznym dominium czy z neokolonialnym pozbawianiem suwerenności kraju uzależnionego.
Perrin słusznie więc wskazuje na to, że w przyszłości Europa zderzy się z konkurencją na rynku międzynarodowym nośników energii. Ponadto, warto dodać, że upadek gospodarki niemieckiej jako lokomotywy gospodarki europejskiej powoduje, że konkurencja na tych rynkach jeszcze wzrośnie i ulegnie intensyfikacji, ponieważ poza utratą faktycznego monopolu na rosyjskie surowce, zdezintegrowana Europa pomnoży sobie sama konkurencję i to pod samym bokiem.
Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, dziwić może powszechne przekonanie, że błędem Europy (szczególnie Niemiec) było uzależnienie od rosyjskiego gazu i innych surowców. Jeżeli spojrzeć na sytuację obiektywnym, nieuprzedzonym okiem, suwerennością gospodarczą mogą cieszyć się państwa, które same posiadają większość niezbędnych im czynników służących produkcji i utrzymaniu poziomu gospodarki. Po rozpadzie ZSRR gospodarka rosyjska stała się uzależniona od zewnętrznych czynników, od innych państw. Europa zyskała niezwykłą szansę przywłaszczenia sobie bogactw rosyjskich niemal na wyłączność. Tę szansę zrealizowały Niemcy w postaci zbudowania najpotężniejszej gospodarki europejskiej. Czy Europa miałaby taką samą możliwość rozwoju na tym poziomie, gdyby musiała konkurować z USA i wyłaniającymi się nowymi potęgami ekonomicznymi na świecie? Wydaje się, że pierwszy kryzys naftowy pod koniec ub. wieku wyraźnie wskazywał na zagrożenie tej perspektywy.
Czym groziło kontynuowanie uzależnienia Europy od rosyjskich surowców? Szczególnie jeśli rosyjska gospodarka jako gospodarka niesuwerenna jest w równym stopniu zależna od zewnętrznego kapitału. Argumentem przytaczanym jest ten o zagrożeniu wzrostem cen surowców, w tym gazu, ze strony Rosji.
Ten element może oczywiście odgrywać swoją rolę, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę ekspansję Chin i powolne budowanie systemu uzależnienia gospodarki europejskiej od współpracy z Chinami. Rosja pozostaje w tym projekcie organizmem raczej niesuwerennym, sprowadzonym do roli dostarczyciela surowców. W pewnym sensie, Chiny, poprzez swoje projekty typu nowego jedwabnego szlaku, zapewne usiłowały łagodnie i miękko podłączyć się pod europejski monopol na rosyjskie surowce. Wydaje się, że pewne oznaki sukcesu w tym względzie były głównym powodem, dla którego dla USA tak palącym stał się postulat odcięcia Chin od rosyjskich surowców. A ponieważ quasi-monopol na te surowce miała Europa, z którą – szczególnie z Niemcami – Rosja liczyła się bardzo, pozostając w stanie niesuwerenności wobec Europy, to polityka chińska musiała być niezwykle delikatna i wyważona. W dużym stopniu widać tę ostrożność w polityce ekonomicznych więzi z innymi kontynentami, w tym z Afryką. Tym bardziej USA uznały, że muszą rozbić te wysiłki Chin póki sprawy nie zaszły jeszcze zbyt daleko, do punktu, w którym trudno będzie już to odkręcić.
Wydaje nam się, że zasadniczym celem USA pozostaje rozbicie quasi-monopolu Europy na związki ekonomiczne z Rosją i rozczłonkowanie Rosji w celu uczynienia z Syberii obszaru „wolnej” konkurencji o wpływy. Piszemy „wolnej” w cudzysłowie, ponieważ przewaga USA w tej rywalizacji nie ulega wątpliwości.
Nie chcemy twierdzić, że Rosja jako kraj kapitalistyczny czułaby się jakoś szczególnie lojalna wobec dotychczasowych partnerów poza faktem, że współpraca i sojusz z Niemcami daje szansę na powrót Rosji do suwerenności przynajmniej w ograniczonym zakresie. Czyli do suwerenności wobec wszystkich z wyłączeniem niemieckiego partnera. Sojusz z Niemcami stanowi sposób na obejście bojkotu integracji Rosji z europejską wspólnotą polityczną i gospodarczą. Czyli wejście do Europy tylnymi drzwiami, ale zawsze. Oczywiste jest, że sojusz z Rosją wyniósł Niemcy do roli lidera nie tylko gospodarczego, ale i politycznego. Czyli jest to zerwanie z sytuacją, jaką narzuciły Stany po II wojnie światowej. Kapitalizm nie jest szczególnie sentymentalny. Europejskie państwa burżuazyjne chętnie korzystają z niemieckiej potęgi pozostawiając im problemy związane z przemysłem, zostawiając sobie same korzyści gospodarki sprowadzonej głównie do sfery usług. Niemniej, państwa europejskie boją się wzmocnienia Niemiec. Sądzimy, że racjonalnie oceniają możliwość tego zagrożenia w sytuacji sojuszu Niemiec z Rosją i dlatego tak chętnie podporządkowują się samobójczej polityce sankcji, narzuconej przez Amerykanów. Już wcześniej nasze analizy prowadziły nas do wniosku, że sankcje mają głównie na celowniku Niemcy.
Europejska polityka jeszcze nie była w takiej sytuacji. Nie ma możliwości dłużej kontynuować sielskiego trybu życia z minionego okresu.
Wyścig reindustrializacyjny stanowi dowód, że państwa Europy niecierpliwią się w boksach, aby jak najszybciej wyskoczyć wyprzedzając konkurentów już na starcie. Rolę hamującą odgrywają „lewicowe”, tj. centrowo-socjaldemokratyczne elity polityczne Europy, które nie spieszą się, aby oddać wszystkie zdobycze w sferze nadbudowy dla powrotu do realnych trosk związanych z zarządzaniem rzeczywistą gospodarką, od czego już odwykły.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
21 listopada 2022 r.