z cyklu „Dialogi na cztery nogi, jeśli nie na więcej”
Od rana sypie śnieg. I to jak. Czekam aż przestanie. Tak jakby noc się przedłuża. Zgodnie z planem miałem karmić kaczki. O gołębiach już nie wspomnę. Sierpówkom, wróblom, mazurkom i sikorkom zdążyłem wyłożyć żarło przed obfitymi opadami. Kosy i sroki tradycyjnie załapały się na kocie żarcie, co to mój jeż im po pracowitej nocce zostawił. Ma się rozumieć z dokładką. Zresztą „jastrzębie” robią swoje: jak upiecze się sierpówkom, to podbiorą kosa. Szkoda młodego samca. Serce mi pęka:
Dlatego żywię się wspomnieniami. Wróćmy do Wigilii Bożego Narodzenia – tuż przed pierwszą gwiazdką, no może ciut więcej. Już się ściemniało. Nie muszę ściemniać – dla mnie było ciemno. Jak zawsze karmiłem w miejscowym parku ptaki. Nagle kaczor, co to wyglądał mi na głównodowodzącego po prostu mnie zjebał, jak psa:
– Chuju, liczyłem na kukurydzę, a ty mi pszenicę pastewną. Pewnie ruską na dodatek. W ratuszu innej nie dali? I czemu tak mało chleba; nas tu przecie będzie parę setek, licząc z gołębiami. A, kurwa, o mewach zapomniałeś? I jeszcze te ruskie kawki i gawrony – po prostu plaga. Nie zasłaniaj się Ukrainą.
Na moment oniemiałem. Z wrażenia zapomniałem spytać go o imię: Jarek czy Donald? I tak już zostało. W końcu nie wytrzymałem:
– Jaki tam Ratusz? Coś Ci się chyba pojebało? Nie jedziesz przecież na suchym chlebie. Kukurydza już zeszła. Co to 25 kilo? Raptem worek. Drugi zaraz zamówię – i to bynajmniej nie w cenie hurtowej, jak jadło pozostałe. I tak żyjecie NA KREDYT. Gdybyś liczył na Ratusz lub ornitologów już byś w życiu sobie nie pojebał. A wiem, że sławny z Ciebie jebaka. Pewnie niejedną kaczkę na śmierć już zajebałeś – ma się rozumieć wraz z kompanami.
W tym momencie rezolutna kaczka wyrwała mu pióra z kupra, którym od lat tak sprawnie obraca. Znaczy, trafiłem w samo sedno.
– JEBCIE SIĘ, RODACY, W PRACY I PO PRACY.
Antonio das Mortes
30 stycznia 2023 r.