z cyklu „Jaja jak czerwone berety”
Nigdy nie byłem miłośnikiem poezji Roberta Rożdżiestwieńskiego. Moim zdaniem spory dystans dzielił go od twórczości – dajmy na to – Andrieja Wozniesieńskowo czy Jewgienija Jewtuszenki. Robert nijak nie mógł przebić się do świata równoległego – Chlebnikowa, Klujewa czy Cwietajewej. Już na wstępie przytłaczał go Majakowski. Odkąd pamiętam kojarzył mi się z aż nazbyt oficjalnym zadęciem, nieprzysłoniętym nawet skromnym parawanem bądź listkiem figowym.
A tu proszę (Маргарита Лисовина – Довоюй, родной) odnalazł się w małej ojczyźnie w skali Rosji i Ukrainy, w Donbasie, na łonie przyrody i w zgliszczach, by nie rzec na barykadzie. Bynajmniej nie w mojej piosence.
Wychodzi na to, że Robert Rożdżiestwieński to wyjątkowo przebiegły pies wojny. Przy nim Jurij Podolaka, wykreowany przez Andrieja Rudoja na najemnika kolektywnego Putina (ЮРИЙ ПОДОЛЯКА – ПЁС ВОЙНЫ. Охранительство, фейки, дешёвый хайп на ура-патриотах) to Fafik:
Pewnie byłoby już po sprawie. A tu masz, nie miałem racji. Z drugiej strony, trudno przyznać rację Andriejowi, skoro Jurija Podolakę wziął na warsztat jedyny w tym gronie zawodowiec od wojen, Siergiej Kołmogorow. Pierwsze podejście: Осторожно, Юрий Подоляка! Ч.1.:
Drugie: Осторожно, Юрий Подоляка! Ч.2:
Nawet zawodowiec nie powalił go jednym strzałem. Andriej Rudoj miał pecha – rykoszet.
Po cholerę wyskoczył przed Wasilija Sadonina z Chabarowska? Tego, co tylko co powalił partnera Jurija Podolaki, niejakiego Michaiła Onufrijenkę.
I tak przestała istnieć duża sieć agenturalna… z rosyjską radykalną lewicą włącznie.
Okazało się, że w aferze tej umoczona jest nadto „partia wojny” Władimira Sołowjowa i wnuk Mołotowa.
Naszemu przewodnikowi po Ukrainie, Tatianie Montjan, dziękuję za ostrzeżenie.
Za Tobą w ogień z pieśnią na ustach:
Co nam ogień krzyżowy!?
I kto tu, qrwa, mówi o pokoju?
Włodek Bratkowski
4 maja 2022 r.