Trwają spory co do oceny wydarzeń na Bliskim Wschodzie, a szczególnie co do interpretacji upadku rządów Baszara Al-Assada w Syrii. Konkurują między sobą dwie narracje, z których jedna oskarża Rosję o zdradę swego sojusznika, a druga podkreśla brak woli walki i obrony reżymu syryjskiego przez wojsko Assada bez wsparcia Iranu.
Zainteresowanie tematem wynika głównie z faktu, że po rozpoczęciu konfliktu na Ukrainie, dla Rosji szczególne znaczenie ma jej pozycja w tzw. Trzecim Świecie. Odczytanie posunięcia Rosji jako wyrazu sprzeciwu wobec zachodniej dominacji skutkowało odmową przyłączenia się do sankcji ekonomicznych wobec tego kraju, co miało decydujące znaczenie w przetrwaniu przez Rosję zmasowanej presji Zachodu i w wysunięciu się tego kraju na czoło spontanicznego „frontu odmowy” wobec zachodniego imperializmu. Swoją drogą, wbrew woli samych oligarchów rosyjskich, którzy nie marzą o niczym innym, jak o pogodzeniu się z byłymi „kolegami i partnerami”.
Niemniej, jak by nie patrzył, autorytet Rosji w regionach Globalnego Południa ma ogromne znaczenie nie tylko dla tych społeczeństw, ale i dla samej Rosji. Bez wątpienia, upadek reżymu Assada jest ciosem w ów autorytet.
Przewidywana, choć nadal niepewna utrata baz w Syrii sprawia, że Krym przestaje mieć strategiczne znaczenie dla Rosji, albowiem kontrola cieśniny bosforskiej przez Turcję ogranicza swobodę manewru floty rosyjskiej na Morzu Śródziemnym. Obejściem tej przeszkody były właśnie bazy w Syrii.
Z drugiej strony, można spotkać w internecie filmiki, z których wynika, że wojsko Assada miało wolę walki. Co się więc stało? Rachid Achachi utrzymuje, że dowództwo armii syryjskiej kłamało swoim żołnierzom, że wszystko jest w porządku na froncie i odsyłało ochotników, którzy chcieli wzmocnić siły wojskowe. To by sugerowało, że decyzja o porzuceniu broni wyszła z wyższych szczebli dowodzenia. Tłumaczy się to do pewnego stopnia faktem, iż armia składała się głównie z sił etnicznych obcych Alawitom, a więc niezbyt lojalnych wobec Assada. Tutaj wydaje się trzymać kupy analiza prof. Adama Wielomskiego, która zwraca uwagę na to, że polityka postkolonialna Zachodu polegała na takim wyznaczaniu granic i kreowaniu mechanizmu władzy, które nigdy nie były w stanie stworzyć trwałego reżymu. Władzę oddawano w ręce najsłabszej grupy etnicznej, której wpływ był równoważony wpływem innych grup etnicznych w administracji czy siłach zbrojnych.
Dominuje przekonanie, że rozwój sytuacji jest korzystny z punktu widzenia reżymu Netanyahu. Upadek Syrii zapewne eliminuje ostatnią drogę zaopatrzenia palestyńskiego ruchu oporu, a więc dopełnia procesu likwidacji siły Hamasu, który do tej pory mógł chlubić się skutecznym, ponadrocznym oporem wobec przeważającej siły izraelskiego okupanta.
Warto w tym kontekście odnotować widoczny lęk krajów regionu przed zaangażowaniem się w konflikt z Izraelem wspieranym przez USA, co nie uległoby zmianie po przejęciu władzy przez administrację Trumpa. Lękliwe odpowiedzi Iranu na prowokacje izraelskie, zmiana we władzy prezydenckiej Iranu na bardziej uległą wobec Zachodu, to wszystko nie sprzyjało syryjskiemu oporowi. W sumie, okazało się, że mimo tych lękliwych i uspokajających zachowań stron atakowanych, rozpad Bliskiego Wschodu jednak nastąpił, wzmacniając dominację Izraela.
W tę lękliwość całkiem zrozumiale wpisuje się stanowisko Rosji, która nawet w ramach BRICS nie może liczyć na bezwarunkowe wsparcie.
Rzecz jasna, nie wiadomo jeszcze, jak potoczą się wypadki. Jedno jest pewne – uspokojenia sytuacji nie należy oczekiwać, zwiększy się chaos i wzmogą walki, albowiem chwilowy sojusz przeciwko Assadowi nie ma szans utrzymać się ze względu na różnorodność celów grup tworzących tzw. opozycję demokratyczną.
Jeśli przyjąć, że większość analityków oczekiwała prędzej czy później upadku Assada, to zaskoczeniem było tempo, z jakim to nastąpiło. Wydaje się, że przyspieszenie jest związane z konfliktem ukraińskim. NATO nie daje rady wygrać wojny proxy w Europie, więc usiłuje wygrać ją na Bliskim Wschodzie. Faktyczne poparcie Globalnego Południa dla Rosji było ciosem dla amerykańskiej (zachodniej) hegemonii na świecie i to zagrożenie ma większe znaczenie dla Zachodu, a szczególnie dla USA, niż kwestia Ukrainy.
Niemniej, to tajemnicze tempo rozwoju wypadków na Bliskim Wschodzie ma niezaprzeczalny związek z konfliktem ukraińskim. Cel jest wciąż ten sam – ostateczne zniszczenie Rosji. Sytuacja Rosji jest tu nieco podobna do sytuacji Niemiec z okresu przed I wojną światową. Chodzi o niedopuszczenie nowego konkurenta na światowej arenie. Kapitalistyczny rozwój Rosji nie pozostawia innej logiki, jak tylko logika konkurencji. Warto bowiem zauważyć, że Zachód nie przyjmuje do wiadomości przekazu konstruowania innego ładu międzynarodowego, jak tylko ładu opartego na wzajemnej konkurencji gospodarczej i rywalizacji militarnej.
Trudno powiedzieć, jakie są szanse stworzenia ładu opartego na wzajemnej korzyści i współpracy, które są wizytówką BRICS, a przynajmniej szumną zapowiedzią. Kapitalistyczna logika raczej nie daje nadziei na realizację tej zapowiedzi, niezależnie od dobrych czy złych chęci przywódców państw wchodzących w skład BRICS. Zresztą logika zaciętej, śmiertelnej rywalizacji, którą zapowiada i prowadzi Zachód niweczy wszelkie dobre chęci, których realizacja wymaga stabilności i planowania, słowem – myślenia w kategoriach socjalizmu.
Trudno oczekiwać gotowości do myślenia w tych kategoriach od oligarchii, a ściślej – nowej burżuazji kompradorskiej Rosji czy Chin.
Dlatego należy przyglądać się ruchom, które będą się pojawiały w nowej konfiguracji światowej.
Opowiadanie się za lub przeciw Rosji, za czy przeciw Zachodowi, traci sens w tej sytuacji, niezależnie od stopnia oburzenia bezwzględnością i obłudą oraz bezwzględnością zachodniego imperializmu, który w odniesieniu do Rosji gra niesprawiedliwie. Podobnie jak wyklęte jest myślenie w kategoriach nie narodowych w przypadku wojen imperialistycznych. Mamy na myśli fakt, że to nie narody decydują o polityce swoich rządów. Najczęściej ta polityka wynika z potrzeby zadowolenia potencjalnych wyborców, którzy głosują zgodnie z bezpośrednimi interesami, nie interesując się możliwościami współpracy zamiast wojny.
Taką perspektywę, ponadnarodową, niezbędną do prowadzenia współpracy, a nie wojny, daje perspektywa klasowa, perspektywa internacjonalizmu proletariackiego, która obecnie nie stoi na porządku dnia. Przybliżeniem do niej w powszechnym przekonaniu Trzeciego Świata jest polityka ładu wielobiegunowego prowadzona przez BRICS. Niemniej, warto wiedzieć, że ta polityka jest obca siłom politycznym reprezentującym interesy klasowe sprzeczne z interesem świata pracy. Dlatego nawet klęska Rosji w odniesieniu do jej rzekomych pretensji do pozycji rywala amerykańskiej hegemonii NIE stoi w sprzeczności z interesami burżuazji kompradorskiej, jaką jest w ostatecznym rozrachunku elita rządząca w Rosji. Istotą burżuazji kompradorskiej jest oparcie na wsparciu zewnętrznym, wielkiej burżuazji zagranicznej, w walce z ewentualnym sprzeciwem społecznym we własnym kraju. To jest tajemnicą trwania reżymów wrogich własnym narodom w Afryce i na Globalnym Południu w ogóle.
Rosja nie ma szansy na stanie się mocarstwem gospodarczym bez prowadzenia polityki imperialnej i imperialistycznej na wzór amerykańskiej. Tyle że akurat nam, marksistom, zależy na tym na ostatnim miejscu. Natomiast argumentem na rzecz poparcia dla imperialistycznej hegemonii amerykańskiej (przez lewicę przede wszystkim) jest miraż demokracji, która rzekomo może być upowszechniona w skali planety. Złudzenia pożytecznych idiotów imperializmu w postaci lewicy liberalno-burżuazyjnej, ewentualnie jej obłuda, są widoczne gołym okiem, ale alternatywy nie ma. Dopóki w Rosji lub Chinach nie zapanuje demokracja liberalna, lewica będzie popierała mniej lub bardziej otwarcie imperializm „demokratycznego” Zachodu.
Zaprowadzenie demokracji w tych krajach nie jest możliwe bez przejęcia przez któreś z tych państw globalnej hegemonii z rąk USA, co pozwoli na stworzenie demokratycznych instytucji kosztem wyzysku społeczeństw znajdujących się poza obrębem sojuszy nowego hegemona.
A więc, rywalizacja i wojny są wpisane w obecny mechanizm transformacji w celu osiągnięcia nowego ładu. Stary świat walczy o utrzymanie swojej przewagi pod hasłem walki z pauperyzacją tzw. klasy średniej, czyli o utrzymanie sytuacji, w której udaje się, że klasa średnia może istnieć bez wzmożonego wyzysku klasy produkcyjnej. Nieważne – swojej czy cudzej. Dla demokracji lepiej, żeby to była cudza klasa produkcyjna.
Jeżeli więc spojrzeć z tego punktu widzenia, to nie ma znaczenia czy Rosji uda się zbudować swoje imperium, czy nie. Rozpad Unii Europejskiej jest wyrazem dążenia sił prawicy do rozpoczęcia wyścigu o możliwie najbardziej korzystną pozycję startową w przyszłej walce o dominację. Te siły uważają, że każde opóźnienie w walce o tę pozycję będzie miało katastrofalne skutki w przyszłości, ponieważ sprowadza do zera szanse na wyeliminowanie konkurentów i rywali.
Tylko odmowa uczestniczenia w tym wyścigu oznacza wybór alternatywy socjalistycznej, czyli projektu oparcia relacji międzynarodowych na zasadzie współpracy, a nie konkurencji. Z tym, że nie jest możliwe utrzymanie dotychczasowego poziomu życia i marnotrawstwa ekonomicznego, czyli utrzymanie tzw. klasy średniej na poziomie dotychczasowym.
Dlatego ten projekt socjalizmu nie zdobędzie poparcia nowoczesnej lewicy, która uważa, że klasa kreatywna wytwarza wszystko, co jest potrzebne dla przetrwania społeczeństwa, a żywność powinna być tania sama z siebie, bo dla jej wytworzenia nie jest potrzebne wyższe wykształcenie. Ewentualnie, można się wyżywić z działki, ekologicznie. A tak w zasadzie, to wystarczy mieć dość pieniędzy, żeby kupić żywność. A pieniądze są w strumieniach finansowych, które składają się z zysków kapitalistycznych. Stąd widać, że los nowoczesnej lewicy jest nierozerwalnie związany z kapitałem. Wystarczy nie zastanawiać się nad tym, skąd kapitał ma zyski – wystarczy, że wiedza potoczna lewicy ma prosta odpowiedź: z wyzysku tzw. klasy średniej. Mamy tu do czynienia z doskonałym mechanizmem intelektualnego perpetuum mobile, w którym pracownik kreatywny generuje zysk, z którego kapitalista wypłaca mu tylko część. Wystarczy, aby wypłacał mu więcej, żeby wszystko było OK.
Nie wiadomo tylko skąd ta cała konkurencja o zasoby naturalne i cały ten hałas o ceny energii.
Lewica nie ma ochoty zastanawiać się nad tym.
Na szczęście nie każda lewica jest równie beznadziejna.
*
Można zapewne postawić hipotezę, że taki błyskawiczny rozwój wypadków na Bliskim Wschodzie, który zaskoczył wszystkich, nie wynikał z logiki rozwoju konfliktu w regionie, ale z kalkulacji, która stawia na wygranie wojny proxy toczącej się na Ukrainie na scenie bliskowschodniej. Potwierdza to zaangażowanie Ukrainy w tym konflikcie, które zostało otwarcie potwierdzone.
Naszym zdaniem, to jest wyjaśnienie nie tyle sytuacji konfliktogennej na Bliskim Wschodzie, ale owego zaskakującego tempa rozwoju wypadków.
Czy cel został osiągnięty?
Z jednej strony, Rosja zachowała się analogicznie do Iranu i pozostałych krajów, w tym samej Syrii, a mianowicie w sposób deeskalujący. O ile Zachód ma przekonanie graniczące z pewnością, że Rosja nie użyje broni atomowej, o tyle nie ma takiej pewności w przypadku Izraela. Poza tym, siła Rosji, jej przetrwanie mimo zmasowanej wojny sankcjami ekonomicznymi, wynika z oparcia w tzw. Trzecim Świecie. Dlatego destabilizacja Globalnego Południa gra na niekorzyść Rosji. Każda dominacja musi mieć jakieś racjonalne uzasadnienie. Wyzwanie rzucone przez potęgę gospodarki chińskiej i militarną siłę Rosji hegemonii amerykańskiej musi się tłumaczyć interesem reżymów, które byłyby zainteresowane wsparciem Chin i Rosji. Pokazanie, że te państwa są niezdolne do zapewnienia bezpieczeństwa ewentualnym satelitom na świecie, redukuje ich aspiracje do globalnej hegemonii. A bez tego zarówno Rosja, jak i Chiny powinny wrócić do roli wasala USA. Jedno jest tu pewne, owe państwa nie mogą zachować swojego potencjału terytorialnego, ludnościowego i ekonomicznego, nie mówiąc już o wojskowym, ponieważ zachowując go stanowią ciągłe wyzwanie amerykańskiej hegemonii. Nawet jeśli w sposób świadomy i konsekwentny odżegnują się od rywalizacji z Zachodem.
Aktualnie różnica między hegemonią amerykańską a chińską polega na tym, że chińska może się odwoływać do dominacji ekonomicznej, ponieważ akurat gospodarka chińska przeżywa okres wczesnokapitalistycznego, dynamicznego wzrostu, podczas gdy imperium zachodnie jest w fazie degeneracji i upadku.
Interesująca w tym kontekście jest interpretacja Jacques’a Baud, która wskazuje na (niespełnione) zainteresowanie Turcji utrzymaniem przez Rosję roli czynnika stabilizującego na Bliskim Wschodzie. Obecność Rosji w tym regionie pozwala na trzymanie poniekąd w szachu Izraela. USA mogło sobie w tej sytuacji pozwolić na jednoznaczne popieranie Izraela, który musi się liczyć z amerykańskim protektorem. Załamanie Syrii powoduje zawalenie się tej kruchej równowagi, z czego korzysta Izrael realizując kolejny etap swego projektu Wielkiego Izraela. Nie taka jest wszakże rola tego państwa w tym obszarze, zakładana przez anglosaksoński imperializm.
Z tej perspektywy można powiedzieć, że Rosji udało się uciec od roli żandarma Bliskiego Wschodu, w którą USA chętnie by ją wrobiły. Rosja nie ma potencjału do odgrywania tej roli i wydaje się, że Putin zdaje sobie z tego sprawę. Chwilowe rozczarowanie ludności regionu „zdradą” Rosji jest z tego punktu widzenia mniej szkodliwe niż przyjęcie owej niewdzięcznej roli, której odgrywanie przynosiłoby zresztą tylko korzyści Zachodowi. To odpowiednik roli kompensacyjnej, jaką odgrywały gospodarki bloku socjalistycznego, równoważące w krajach rozwijających się skutki marnotrawnej ekonomii „wolnorynkowej”.
Amerykański, a ściślej zachodni, kapitał nie był zainteresowany rozwijaniem gospodarek krajów zacofanych. Zainteresowanie kończyło się na zasobach naturalnych. Kraje socjalistyczne z kolei były zainteresowanie stworzeniem świata równoległego do globalnego kapitalizmu, albowiem w wyniku sankcji obóz socjalistyczny był odcięty od międzynarodowego kapitalistycznego podziału pracy. Oczywiście, współpraca istniała tylko, kiedy Zachód mógł ograć ZSRR znajdujący się w sytuacji przymusowej. Kontakty handlowe z Trzecim Światem pozwalały na wzajemnie korzystne w jakimś stopniu relacje. Polityka ZSRR dawała krajom rozwijającym się perspektywę ekonomiczną, jakiej nie daje monopol kapitalistyczny (imperialistyczny).
Kapitalistyczna Rosja nie może prowadzić na Globalnym Południu polityki analogicznej do tej z okresu ZSRR. Musi włączyć się w kapitalistyczną konkurencję lub poddać się. Poddanie się w Syrii niekoniecznie jest więc złym znakiem. Pokazuje, że Rosja ma racjonalną ocenę własnych możliwości.
Z drugiej strony, wycofanie się Rosji z gry stawia wygranych operacji syryjskiej (w tym Turcji) w trudnej sytuacji. Przed dojściem Trumpa do władzy mamy w powietrzu konfrontację regionu z Izraelem oraz konfrontację izraelskich ambicji z interesem amerykańskim. Wycofanie się Rosji powoduje, że Turcja, Izrael i USA mają problem…
*
Pochłonięcie dynamicznie rozwijającej się gospodarki wczesnokapitalistycznej daje Zachodowi możliwość samoodrodzenia, na co właśnie Zachód gra.
W obecnej konfiguracji bogaty, postkapitalistyczny Zachód stanowi dla dynamiki kapitalistycznej Chin tzw. otoczenie niekapitalistyczne, niezbędne dla realizacji procesu przekształcenia wartości dodatkowej w zysk. Nic dziwnego, że Zachód się broni przed losem jaki na kilka stuleci zgotował ludom pozaeuropejskim.
Jako marksiści, nie chcemy opowiadać się za jednym z wariantów rozwoju kapitalistycznego.
Rozumiemy aspiracje niezachodniego świata, który dąży do rozwoju. A poza kapitalistycznym rozwojem nie ma alternatywy, ponieważ lewica dawno już pogrzebała projekt socjalistyczny w projekcie postkapitalistycznym, czyli de facto w wizji utrwalenia dominacji Zachodu nad znieruchomiałą resztą świata. Ideologicznie jest to uzasadniane interesem planety, dla której liczebność ludzkości jest zbyt wielka, a więc w sposób zrozumiały sam przez się, bogate społeczeństwa Zachodu powinny przetrwać, natomiast koszty zapłacić powinna ludność tzw. reszty świata, która i tak nie ma wartości, ponieważ nie jest kreatywna i zajmuje się jakąś rzemieślniczą produkcją żywności lub wydobyciem, czyli wyczerpuje zasoby planety.
Przedmiotem troski jest tzw. klasa średnia, stanowiąca wszakże sól ziemi, a reszta, sorry, taki mamy klimat… niesprzyjający bezpośrednim producentom.
Lewica w istocie rzeczy jest przekonana o tym, że model zachodni, jak najbardziej kapitalistyczny, jest możliwy do rozciągnięcia na cały świat. Wynika to z przekonania o racjonalności i efektywności tego modelu, co było racjonalizacją porzucenia realnego socjalizmu na rzecz gospodarki wolnorynkowej, alias kapitalistycznej. Lewica zachodnia jest mniej prymitywna od postsocjalistycznej, więc rozumie, że model globalnej gospodarki wolnorynkowej jest nie do utrzymania w skali globalnej. Niemniej udaje, i częściowo wierzy w to, albowiem skład lewicy współczesnej stanowi amalgamat najbardziej eklektyczny z możliwych, że jest to jednak możliwe – tak myśli lewica liberalna w sensie ekonomicznym, czyli to, co nazywa się potocznie lewicą neoliberalną.
Ideologicznie, wiara w mechanizm rynkowy, który oczywiście obejmuje siłę roboczą jako czynnik produkcji, zakłada, że część ludzkości jest zbędna, analogicznie do zbędności eksploatowania innych, materialnych zasobów przyrodniczych. Odpowiednikiem niewykorzystywania zasobów przyrody jest niewykorzystywanie zasobów ludzkich, a więc ich likwidacja.
W wyniku wyższej ewolucji społeczeństwa postkapitalistycznego, gdzie liczą się wysokorozwinięte technologie informatyczne, ranga produkcji materialnej maleje nie tylko proporcjonalnie, ale i w wielkościach absolutnych. Dla potrzeb kapitalistycznej dynamiki niezbędne jest utrzymywanie rezerwowej armii pracy, natomiast jest to absolutnie zbędne z punktu widzenia postkapitalizmu, czyli obniżenia dynamiki rozwoju. A więc, gospodarka zrównoważona, niekomunistyczna, jest synonimem gospodarki przedkapitalistycznej, neofeudalnej czy jak tam ją chcecie nazwać. Istota jest ta sama – przywrócenie proporcji grup społecznych, dostosowanej do możliwości ekonomicznych bazy wytwórczej.
Ekologia oznacza zmniejszenie wydajności gospodarczej, a więc redukcję zbędnej ludności, niepotrzebnej już jako rezerwowa armia pracy. Dlatego lewica będzie wspierała projekt imperializmu zachodniego mimo pewnych sympatii politycznych wobec ruchów emancypacyjnych na Globalnym Południu. Interes materialny jest jednak ważniejszy niż sympatie polityczne w grze klasowej.
Nurty antykomunistyczne na lewicy zawsze i niezmiennie odznaczały się w tej kwestii politycznym pragmatyzmem uzasadnianym patriotyzmem i przynależnością do wyższej kultury humanistycznej. A więc utożsamianiem się z interesem grup i warstw pośrednich, które niezmiennie są świadomościowo i interesem materialnym związane z klasą panującą, przeciwko klasie bezpośrednich wytwórców.
Obecna konfiguracja ekonomiczno-polityczna na świecie lokuje kraje Globalnego Południa na pozycjach bezpośredniego wytwórcy, a więc lewica zachodnia ma sprzeczne interesy z tym nurtem rozwojowym, co świetnie tłumaczy ambiwalencję lewicy w konflikcie globalnym i opowiadanie się za imperializmem zachodnim przeciwko dzikiemu kapitalizmowi regionów zacofanych.
Tym, co uzupełniło te puzzle nowolewicowe, uzasadniające przejście do zachodniego obozu imperialistycznego, jest zbieżność ideologii ekologicznej ze sprzecznością interesów, jaką lewica ma z klasą robotniczą od czasów klasyków marksizmu.
Lewica w pewnym sensie uwzględnia wymiar przyrodniczy marksizmu w postaci odcięcia się od odpowiedzialności za wykorzystanie zasobów Ziemi. Dorabia sobie czyste sumienie w postaci zwalczania kapitalistów produkcyjnych (szczególnie w Trzecim Świecie), którym przypisuje rolę czarnego charakteru – brudnych drani niszczących przyrodę. Jednocześnie, kapitał finansowy jest pod tym względem czysty, eksploatuje kapitał produkcyjny, a więc jest w tym sensie „antykapitalistyczny”. I z czystym sumieniem nowoczesna lewica może postulować opodatkowanie kapitału finansowego (a nie zniesienie prywatnej własności środków produkcji) jako żądanie podzielenia się ze społeczeństwem zrabowanym zyskiem nieprodukcyjnym, a więc pasożytnicznym. Czyli wartość dodatkowa, wyciskana z klasy bezpośrednich producentów,, przechwytywana przez kapitał finansowy, jest dzielona (wtórny podział dochodów) przez instytucję budżetu państwowego między grupy nie biorące udziału w produkcji. I to właśnie nowoczesna lewica nazywa walką klasową, nie wchodząc w rzeczywisty konflikt z kapitałem, a więc jego antagonizmem z klasą robotniczą.
Z perspektywy marksistowskiej nie jest rozwiązaniem ani popieranie dynamicznego kapitalizmu typu chińskiego, ani zachodniego imperializmu.
Logika Rosji, nawet w jej wersji sprzeciwiania się amerykańskiej, zachodniej hegemonii nad światem, prowadzi do konieczności podjęcia wyzwania nieuchronnego w przypadku istnienia społeczeństw klasowych.
Część lewicy, ta bliższa ideom komunizmu, trzyma się przekonania, że rządząca partia chińska stanowi alternatywę wobec logiki kapitalistycznego rozwoju. Rosja tę logikę porzuciła wraz z rozpuszczeniem obozu socjalistycznego, choćby w jego zdegenerowanej postaci. Rosja chciała się przyłączyć do Zachodu w postaci wasala korzystającego z ułatwień rozwoju ekonomicznego kosztem Globalnego Południa. Jak to wskazaliśmy wyżej, miało to cenę życia pod mieczem Damoklesa w postaci nieuchronnego w perspektywie rozpadu Federacji Rosyjskiej. Gdyby chodziło tylko o interesy globalne, to zapewne oligarchia nie miałaby z tym problemu, aby tylko zachować jej nakradzione bogactwo (własność zasobów naturalnych). Rosyjska tzw. klasa średnia doskonale to przyjmuje do rozumiejącej wiadomości, albowiem na niej rozpad FR nie robi większego wrażenia, ba, pozostaje warunkiem „normalności” zachodniej i gwarantem udziału w zachodnim klubie wyzyskiwaczy klasy produkcyjnej na reszcie planety.
Problem w tym, że istnieją uwarunkowania lokalne, które grają rolę we wszystkich konfliktach na kuli ziemskiej. Akurat w przypadku Rosji, która jest „niedoludniona”, wojna na Ukrainie nie jest wojną imperialistyczną, tylko samoobronną. W równaniu, które opisuje konflikty europejskie, to raczej kraje Europy Zachodniej są przeludnione (zgodnie z logiką ideologii ekologicznej). Z tego jasno wynika, że niemiecki Drang nach Osten nie jest przeżytkiem i to nawet w wersji rozszerzonej, ogólnoeuropejskiej – stąd waga Unii Europejskiej.
Elity i część społeczeństwa krajów posocjalistycznych mają niczym nie uzasadnioną nadzieję, że przeludniona w tym wymiarze UE przygarnie ludność wschodnioeuropejską do klubu bogaczy. Druga część elit i raczej większość społeczeństw nie daje się omamić złudzeniami oraz samooszustwem (lub zwyczajnie nie jest fałszywa) ma uzasadnione podejrzenia, że projekt UE nie jest bajką noworoczną, tylko projektem obliczonym na przetrwanie Zachodu w postaci globalnego wyzyskiwacza mocy produkcyjnych reszty globu.
A ponieważ lewica faktycznie boi się przeludnienia i zagłady ekologicznej, to daje imperialistom zachodnim wspaniały pretekst do hamowania rozwoju gospodarczego krajów posocjalistycznych. Z takiego podziału ról wynika, że Europa Zachodnia pozostanie solą ziemi, natomiast wschód Europy odegra rolę podludzi, podkonsumentów itd., a więc zbędnej rezerwowej armii pracy – z naciskiem na ZBĘDNEJ. Tylko wyższe klasy pozostaną przydatne zachodniemu imperializmowi jako konkurencja wobec ich własnej tzw. klasy średniej, co spowoduje obniżenie jej aspiracji.
Prawica nacjonalistyczna nie podziela iluzji nowoczesnej lewicy i jest tym samym określana jako siły faszystowskie, cokolwiek by to w lewicowej nomenklaturze znaczyło.
*
Normalne, że wszelkie analizy sytuacji międzynarodowej Rosji odwołują się jako do oczywistości do jej pretensji do statusu mocarstwa imperialnego. Nie bez słuszności, albowiem w przypadku rozwoju kapitalistycznego, żadna inna rola w grę tu nie wchodzi.
Właśnie element ekologiczny, przekonanie o nadliczebności ludzkości w stosunku do możliwości zapewnienia przetrwania przez planetę, wojny przyszłości będą musiały być prowadzone w celu poszukiwania przestrzeni życiowej dla ludności, z którą dany reżym będzie odczuwał jedność, przynajmniej przybliżoną.
Nie stoi to w sprzeczności z solidarnością klasową, w której wyniku elity globalne będą decydowały, jaka część społeczeństwa jest im bardziej potrzebna: inteligencja czy robole. Obie grupy społeczne skądinąd mają perspektywę znacznej redukcji. Chyba, że ludzkość jako całość zechce zacząć kolonizować odległe planety. To rozwiązuje problem na chwilę, ponieważ bardzo szybko konflikt globalny stanie się konfliktem międzyplanetarnym. A ludzkość podzieli się na odrębne gatunki… Żadnego poczucia wspólnoty nie możemy wówczas zakładać. Dlatego nie oddalając się w odległe rozważania, możemy zadowolić się analizą bieżącej rzeczywistości. Wyniki analiz nie będą się niczym różnić poza, ewentualnie, skalą i kolorytem lokalnym.
Coraz wyraźniej staje przed nami wybór realny – konieczność zmiany paradygmatu myślenia, albowiem pozostawanie w logice społeczeństwa klasowego prowadzi do przewidywalnych efektów, które staraliśmy się przedstawić powyżej. To tylko zamiana miejscami, żadne rozwiązanie w duchu ewoluującego procesu. Prędzej czy później świadomość tego dotrze do ludzi i społeczeństwo bezklasowe przestanie być postrzegane jako coś utopijnego, ale jako konieczność. Widocznie musimy przejść przez wszystkie etapy, które Rewolucja Październikowa przeskakiwała w wielkim pospiechu. Ale nie na darmo – niezależnie od wszystkich błędów i ofiar, stworzyła ona pewien projekt, póki co wirtualny, ale dający możliwości zaczepienia myśli o jakiś realny kontur.
Dlatego mimo tak tragicznej sytuacji, pozostajemy z nadzieją na jej rozwój.
*
W gruncie rzeczy mamy więc Rosję przed wyborem – jeśli nie został on jeszcze dokonany w momencie, kiedy wraz z upadkiem ZSRR rozwój kapitalistyczny wymusił na Rosji powrót do polityki imperialnej. Dla lewicy ZSRR nigdy nie odstąpił od imperializmu carskiego, a więc nie ma różnicy. To sprawia, że upadek świeckich reżymów, takich jak Assada w Syrii, jest powodem do radości. Analogicznie do radości, jaką powinniśmy odczuwać w Polsce razem ze zwolennikami kapitalizmu, liberalizmu i neoliberalizmu w okresie kapitalistycznej transformacji lat 90-tych. Dla lewicy, to zachodnia demokracja jest programową alternatywą dla realnego socjalizmu, a nie któryś z rzędu powrót do „norm leninowskich” czy „ortodoksyjnego marksizmu”.
W pewnym sensie można zrozumieć lewicę burżuazyjną, która opiera się najbardziej konsekwentnie przed przyjęciem Rosji do rodziny zachodniej cywilizacji: polityki i ekonomii. Rozpad Federacji teoretycznie otwierałby drogę do takiej asymilacji w ramach UE. Problem w tym, że UE nie jest sama bezproblemowa, albowiem klub bogatych społeczeństw z definicji nie może być otwarty dla wszystkich. Może skupiać tylko nielicznych, taki złoty miliard, w europejskich proporcjach.
Projekt europejski jest więc pułapką dla naiwnych. Burżuazja i kapitał o tym wie, natomiast lewica nowoczesna częściowo jest naiwna, częściowo sprzedana za granty i udaje, że wierzy w możliwość upowszechnienia modelu demokratycznego i gospodarczego na wzór zachodni. Wojny współcześnie nie są wynikiem przede wszystkim istnienia bandyckich państw czy ruchów, ale tego, że upowszechnienie modelu gospodarki wolnorynkowej i prosperującej dla wszystkich jest utopią.
Coraz więcej ludzi zaczyna to dostrzegać i wybiera model państw narodowych, w ramach których rozwija się własna burżuazja. Model jest nie mniej konfliktogenny niż obecny, postkapitalistyczny. To wynika z istoty systemu kapitalistycznego, a szerzej – klasowego. Wojny imperialistyczne zostaną zastąpione wojnami narodowymi, co nie sanowi dla społeczeństw zbytniego pocieszenia.
Nawiązanie Rosji do projektu Noworosji jest bezpośrednią konsekwencją odejścia od modelu radzieckiego, jaki by on nie był.
Po prostu nie ma dla kapitalizmu czy postkapitalizmu alternatywy poza socjalistyczną.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
1 stycznia 2025 r.