Pod koniec listopada odbyło się w Moskwie II Forum marksistowskie, poświęcone 100-leciu powstania Związku Radzieckiego. Inicjatywa forum należała do naukowego środowiska moskiewskich marksistów, stąd jego tematyka w sposób naturalny dotyczyła roli nauk społecznych w XXI w.
Migawki ze spotkania potwierdzają, że środowisko jest odporne na zewnętrzne wydarzenia, nawet najbardziej dramatyczne.
Andriej Kołganow raczył przedstawić tezę, która nikogo nie zaskoczyła, a mianowicie, że ostatnie 30 lat dowodzi, iż nawet w krajach rozwijających się klasa robotnicza nie przejawia antykapitalistycznego potencjału.
Kołganow nie zauważył, że na skutek pogrążających gospodarkę europejską tym razem konsekwentnych sankcji przeciwko Rosji i jej surowcom, w Europie Zachodniej doszło do powszechnej świadomości, że dezindustrializacja, którą kraje zachodnie przeprowadziły z ciągu ostatnich 20 lat okazała się jedną wielką pułapką.
Dezindustrializacja miała tę wspaniałą cechę uboczną, że neutralizowała politycznie skuteczny protest społeczny sprowadzając go do wystąpień o charakterze żakerii, która, choćby i gwałtowna, nie miała potencjału rozwiązania problemu kapitalizmu. Tak było z protestami Żółtych Kamizelek, nie wspominając już o tzw. nowych ruchach społecznych, które domagając się radykalizacji demokracji wpisywały się w nurt reformistyczny i reformatorski systemu burżuazyjnego.
Jednym słowem, brak klasy robotniczej stał się jednocześnie synonimem braku efektywnej walki klasowej. Nazywanie klasą robotniczą różnych grup pracowników najemnych sektora usług nieprodukcyjnych nie jest w stanie zakląć rzeczywistości. Uderzenie rykoszetem zachodnich sankcji przeciwko Rosji i jej surowcom w zachodnioeuropejską gospodarkę pokazuje wyraźnie, że gospodarka oparta na sektorze usług i produkcji luksusowej wymaga zabezpieczenia w tanie środki utrzymania ludności, które nie są produkowane we własnym kraju.
Nawiązując do bohatera wydarzenia na moskiewskim uniwersytecie, do Związku Radzieckiego, można powiedzieć, że możliwość przetrwania ZSRR przez wszystkie lata agresji przeplatanej izolacją i brutalnymi sankcjami ekonomicznymi zależała w prostej linii od autarkicznej polityki gospodarczej tego państwa. I od tego, że Syberia dostarczała radzieckiej gospodarce wszelkich niezbędnych surowców dla rozwoju.
Lewica tak zachodnia, jak i wschodnia, jest immunizowana na tego typu obserwacje, ponieważ dawno już uznała, że klasa robotnicza została zastąpiona pod koniec XX w. przez tzw. klasę kreatywną. Klasa kreatywna stanowi coś w rodzaju realizacji Marksowskiej wizji człowieka komunizmu, a mianowicie ideału pełnego rozwoju ludzkiego potencjału w każdej jednostce ludzkiej.
Gospodarka jest w przekonaniu nowoczesnej lewicy kwestią techniczną, problemem rozwiązywanym przez specjalistów. Problem klasowy polega więc na blokowaniu niższym grupom społecznym dostępu do swobodnego korzystania z bogactwa tworzonego przez pracowników. Problem niewystarczających zasobów jest burżuazyjnym wykrętem mającym na celu przekonanie społeczeństwa o nieefektywności postulatu sprawiedliwej redystrybucji.
W kwestii zasobów nie ulega wątpliwości, że jest ich wystarczająco dla całej ludzkości. Niemniej, sama lewica stawia dramatyczne pytania o ekologiczną wydolność planety, co oznacza, że znika dotychczasowe niedopowiedziane przekonanie o tym, że każda jednostka może w przewidywalnej przyszłości liczyć na poziom życia i konsumpcji klas wyższych.
Jak twierdzi Aleksander Buzgalin, istnieją potrzeby racjonalnie uzasadnione i te, które mają charakter bezsensowny, jedynie mający na celu ostentacyjną konsumpcję. Nie chodzi tu o prawdziwe potrzeby, ale o czysto klasową potrzebę podkreślenia swojej wyższości w danym porządku społecznym.
Jak najbardziej jest to słuszne.
Jednak w porównaniu z Marksowską wizją w pełni rozwiniętego potencjału człowieka, nowoczesna lewica kładzie akcent na tym, aby wszystkie kategorie ludności miały zagwarantowany dostęp do określonego społecznie poziomu życia i dobrobytu. Demokratyczne ramy społeczeństwa i równość szans na starcie sprawiają, że każdy może wziąć udział w wyścigu o byt, który zapewnia pełny rozwój potencjału.
Nie każdy człowiek ma ambicję i chęć, a także potencjał, aby zostać intelektualistą. Gdyby Marksowska wizja pełnego człowieczeństwa (rano myśliwy, wieczorem poeta) miała być punktem odniesienia, to można by powiedzieć, że w związku z utechnologicznieniem tego, co rozumiemy pod hasłem „myśliwy” (producent materialnych warunków bytu), bycie myśliwym przestaje mieć charakter klasowy i podporządkowujący. W efekcie, ponieważ bycie „myśliwym” (producentem) nie wiąże się z klasowym zniewoleniem (zajmuje mało czasu, nie przeszkadza w korzystaniu z możliwości konsumpcyjnych i kreatywnych dostępnych po pracy), to nie ma sensu odbieranie statusu pracy (produkcyjnej) działalności kreatywnej, która może wpływać na kształtowanie siły roboczej, a więc stanowi część tzw. robotnika łącznego.
W ten sposób, część ludności zachowuje status pełnowymiarowego realizatora istoty człowieczeństwa, pozostali mogą się spełniać w tej roli po pracy zarobkowej.
Subtelna różnica polega na tym, że w istocie okazuje się, iż realizacja potencjału człowieczeństwa polega na… konsumpcji kultury, a nie jej współtworzeniu. Nie każdy jednak ma ochotę być współtwórcą. Dopóki jednak bycie współtwórcą wiąże się z innym (wyższym) statusem społecznym (i lepszymi zarobkami), to istotnie mamy do czynienia z pewną niesprawiedliwością społeczną.
Należy więc, zgodnie z ideologią nowolewicową, doprowadzić do sytuacji, w której dochody są niezależne od wykonywania pracy. Z tym wiąże się zresztą koncepcja dochodu gwarantowanego, która pozornie znosi relacje klasowe. Najlepiej, jeśli przyjąć koncepcję Bernarda Friota polegającą na zapewnieniu każdemu płacy związanej z osobą, a nie ze statusem pracowniczym. Friot dopuszcza zróżnicowanie płac w stosunku maksymalnie 1:4, co jest związane z nabieraniem przez jednostkę doświadczenia i kompetencji w trakcie życia zawodowego.
Rzecz jasna, jest to całkowicie satysfakcjonujące, jeśli porównać tę relację z horrendalnymi różnicami dochodowymi we współczesnym społeczeństwie.
Wszystko to jednak jest wciąż nie tym, o co chodziło w marksizmie.
Rzecz jasna, że nie jest tak, iż w komunizmie wszyscy będą poetami czy malarzami lub innymi twórcami przez duże „T”. Otóż, w komunizmie nie jest ważne, czy ktoś wykorzysta, czy nie swój potencjał. To sprawa indywidualna. Każdy ma szansę, ale każdy ma też swoje preferencje i swoje ograniczenia, w tym psychiczne, które wpływają na jego możliwości rozwojowe. Jak mówią mądrzy, starożytni Chińczycy: rzecz nie w tym, aby rywalizować z innymi, ale żeby doskonalić się we współzawodnictwie z samym sobą. Bycie odbiorcą kultury jest równie kreatywne, co bycie twórcą. Widzimy to bardzo wyraźnie, kiedy porównujemy naszą kulturę z okresu tzw. realnego socjalizmu a tą współczesną. Aby być niegdyś odbiorcą, trzeba było być częścią tej kultury. Dziś kultura wmawia nam, że wszystko zaczyna się w każdym momencie od zera, nic nie opiera się na trwałej podstawie zastanej wiedzy i przekonań. Postnowoczesność sprawia, że kultura polega na wyobraźni, na tej największej mocy kreatywnej człowieka, ale nie daje możliwości odbioru o charakterze aktywnym, ponieważ odcięcie się od przeszłości, od wiedzy zastanej, sprawia, że tylko poddajemy się sile wyobraźni innego człowieka. Wszystko jest kwestią estetyki, a nie poznania.
W ten sposób niknie również potencjał intelektu, ponieważ ten ostatni zasadza się na tworzeniu na trwałej opoce dotychczasowości.
Ale nie w tym rzecz.
Zniewolenie od początku dziejów wiązało się z wykorzystaniem wiedzy przeciwko bliźniemu. Utrwalenie społecznego podziału pracy było zalążkiem podziału klasowego.
Poza więc funkcją elementu, czynnika rozrywki dostępnej po pracy nawet zminimalizowanej czasowo, utrwalony podział pracy będzie cały czas drążył skałę i rekonstruował relacje klasowe. Relacje klasowe są związane z prostym wyborem: praca produkcyjna czy możliwość życia z cudzej pracy produkcyjnej?
Czasy się zmieniają i pewne idee stają się przestarzałe. Jednak w marksizmie wciąż nieprzestarzała jest kwestia tego, czy bezpośredni producent jest odsunięty od decydowania o podziale wypracowanego przez siebie bogactwa, czy też zachowuje on zasadniczą pozycję przy podejmowaniu tej decyzji.
Pozytywne opinie o społeczeństwie realnego socjalizmu, przy oczywistej krytyce jego wypaczeń, pozostają wciąż wypadkową poparcia dla upełnomocnienia całego społeczeństwa do podejmowania decyzji o podziale bogactwa. Dopóki jednak istnieje podział na bezpośrednich producentów, którzy poza godzinami pracy pozostają konsumentami sfery pełnego rozwoju ludzkiego potencjału, i na twórców kultury i cywilizacji, dopóty nie mamy do czynienia z dążeniem do przezwyciężenia społeczeństwa klasowego. Impas realnego socjalizmu polegał właśnie na tym, że nie dążąc do realizacji postulatu decyzyjności bezpośredniego producenta (co jest aktem jak najbardziej klasowym i budzącym sprzeciw ze strony grup społecznych, które odczuwają to jako odebranie im suwerenności i oddanie na łaskę arbitralności grup stojących niżej w poziomie kulturalnego rozwoju), musiał przybliżać się do rozwiązania znanego z historii społeczeństw klasowych. Co urzeczywistniło się w powrocie do kapitalistycznych stosunków produkcji i burżuazyjnego sposobu urządzenia społeczeństwa.
Pogląd Kołganowa i Buzgalina, że najbardziej rewolucyjnymi grupami społecznymi są pracownicy kreatywni (pracownicy wykwalifikowani oraz inteligencja) wynika z przekonania, że drogą rewolucyjną, zdolną zmienić od podstaw społeczeństwo kapitalistyczne, jest umiejętność zracjonalizowania owego społeczeństwa. Tymczasem racjonalizacja, która prowadzi do postępującego wyalienowania większości społeczeństwa w warunkach kultury, która jest wyłącznie konsumowana, a nie tworzona, może i daje w efekcie na jakiś czas większe spłaszczenie nierówności społecznych, ale nie ma nic wspólnego ze zniesieniem relacji klasowych.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
4 grudnia 2022 r.