Odpowiadając na artykuł pt. „Społeczeństwo bez opozycji”: kryzys lewicy w epoce neoliberalizmu i później, autorstwa A. Korjakowcewa, W. Kołtaszowa, A. Albu, S. Wiskunowa i S. Ruńka z Instytutu Nowego Społeczeństwa (12 lipca 2019 r.), Borys Kagarlicki przedstawia swoją receptę na przezwyciężenie owego kryzysu, w oczekiwaniu na skutki światowego załamania gospodarczego, który zmieni warunki działania lewicy, oczywiście na lepsze, bo bardziej przejrzyste.
Ta recepta sprowadza się do stworzenia praktycznej alternatywy dla wiszącej nad Rosją groźby „majdanu”, czyli do stworzenia populistycznego bloku z częścią „legalnej” i „systemowej” opozycji, oczywiście na własnych warunkach i z zachowaniem jasności co do własnych celów.
Dla Kagarlickiego jasnym jest, że w Rosji nie może się powtórzyć scenariusz ukraiński, gdzie liberalna opozycja weszła w sojusz taktyczny ze skrajną, faszyzującą prawicą. Jest jasne dla niego, że liberałowie nie mogą wejść w sojusz taktyczny z lewicą, ze względu na fakt, że nie są w stanie pójść na ustępstwa wobec lewicy nie ryzykując własnym programem (patrz: Ответ бывшим коллегам).
Patrząc z polskiej perspektywy nie bardzo wiadomo, na jakich przesłankach Kagarlicki opiera swój optymizm. W taktycznym sojuszu z liberałami, to lewica jest bowiem w stanie pójść na bardzo dalekie ustępstwa, nie oczekując takowych od liberałów.
Jeżeli jednak ten sojusz wydaje się odległy w Rosji, to dlatego, że ze względu na unikalną historię i tradycję autentycznej rewolucji proletariackiej lewica rosyjska identyfikuje się jeszcze z wizją społeczeństwa socjalistycznego jako celem swego ruchu. Sprzeczność między programem liberalnym a wizją socjalizmu faktycznie istnieje. Czego nie da się powiedzieć o rajcującym obie strony konsumpcyjnym społeczeństwie postkapitalistycznym w postaci jakiejś wersji „państwa opiekuńczego”.
I chociaż artykuł wyżej wymienionych autorów był podstawą dla odpowiedzi Kagarlickiego, to jednak merytorycznie artykuł stanowi obalenie argumentacji tego ostatniego. Nic dziwnego, skoro sam B. Kagarlicki jest tam przywoływany jako pretekst do polemiki.
Artykuł Korjakowcewa i ski stawia tezę o złej kondycji lewicy rosyjskiej i pogląd swój obszernie uzasadnia. W świetle tych uwag teza Kagarlickiego o tym, że projekt lewicy stanowiłby jakiekolwiek zagrożenie dla liberałów nabiera wątpliwego charakteru. Lewica w tym krytycznym ujęciu nie ma teoretycznych ani praktycznych podstaw do stawiania jakichkolwiek warunków, a co do celów, to w tym właśnie miejscu natykamy się na największą lukę w programie lewicy.
Diagnoza Korjakowcewa, Kołtaszowa i ski jest druzgocąca: ruch robotniczy cofnął się do okresu przedmarksowskiego, do mentalności oświeceniowej, w której teoria marksizmu ma status Wyższego Rozumu, czyli dogmatu całkowicie nieprzydatnego dla praktycznego działania, dającego tylko jego wyznawcom pozór wyższości i pożywkę dla sekciarskiej arogancji.
Korjakowcew, Kołtaszow i Kagarlicki („trzej panowie K”) ideowo wywodzą się z jednego pnia. O ile Kagarlicki, wzorem wielu ludzi lewicy, opiera się na tradycjach marksizmu jako na pewnym filarze, chociaż złożonej ewolucji koncepcji trudno zaprzeczyć, o tyle Korjakowcew, Kołtaszow i ska kwestionują tę właśnie niewzruszoność myśli.
Większość lewicy krajów bloku radzieckiego przyjęła w stosownym czasie rewizję marksizmu jako rzecz naturalną i nie budzącą kontrowersji, jako naprawienie błędów stalinizmu, niekiedy nawet błędów Lenina, który wcale nie był najwierniejszym uczniem Marksa, tylko antymarksowskiego, totalitarnego reżymu, który w linii prostej zrodził Stalina.
Dzięki ruchowi Solidarności w Polsce, miejsce klasy robotniczej w tej nowolewicowej interpretacji teorii marksizmu stało się samooczywiste. Klasa robotnicza, zanegowana jako samodzielny podmiot historyczny w koncepcjach nowolewicowych XX wieku, w ruchu Solidarności zniosła siebie w praktyce, w latach 80-tych tegoż stulecia. Przestała być problemem teorii marksistowskiej, ułatwiając wydatnie mariaż lewicy z liberalizmem, rodząc po drodze lewicę obyczajową i kulturową, konsekwentnie nie tyle antystalinowską, co antykomunistyczną (antyleninowską).
Powierzchowne przywiązanie poststalinizmu do frazeologii bolszewickiej i marksistowskiej przechowało w sarkofagu idei trupa konstruktu teoretycznego, jakim jest klasa robotnicza. To jest właśnie osobliwość lewicowości poradzieckiej w Rosji, gdzie problematyka klasy robotniczej pozostaje wciąż żywa – jak długo? – w odróżnieniu od pozostałych krajów bloku.
Wysiłek Korjakowcewa i ski idzie w kierunku uporania się z tym upiorem przeszłości. W praktyce empirycznej klasa robotnicza na Zachodzie zburżuazyjniała i straciła swą rewolucyjność, zaś w Rosji (jak w innych krajach przechodzących transformację) poparła prywatyzacyjne działania nowej, liberalnej władzy. Autorzy artykułu wykazują ponadto, że współcześnie klasa robotnicza jako aktywny i świadomy element sił wytwórczych nie jest gotowa ani nie wykazuje chęci podjęcia wysiłku mającego na celu zaspokojenie coraz bardziej różnorodnych potrzeb społeczeństwa nastawionego na komunistyczny ideał pełnego rozwoju swego potencjału w czasie wolnym od pracy.
Tak więc, ani w przeszłości, ani obecnie, klasa robotnicza nie była i nie jest warunkiem rewolucyjnego przeobrażenia społeczeństwa w społeczeństwo komunistyczne. Skupiając się na udowodnieniu tej tezy, Korjakowcew i ska skutecznie ośmieszają dogmatyczną iluzję Kagarlickiego, jakoby lewica marksistowska miała jakieś głębokie zasady, na których może się oprzeć wchodząc w taktyczne sojusze z poczciwymi (lub mniej poczciwymi) liberałami czy umiarkowanymi socjaldemokratami.
Autorzy artykułu analizują sytuację lewicy po odrzuceniu mrzonki o klasie robotniczej jako fundamencie marksizmu. Słusznie twierdzą, że lewicowe koncepcje bez tego filaru teorii Marksa odrzucają teorię na poziom oświeceniowego, utopijnego pobożnego życzenia rozumnego ułożenia spraw społecznych w ramach burżuazyjnego prawa. Pozostaje tylko metodologia, która pozwala na suche, obiektywne, naukowe badanie rzeczywistości widzianej w jej empirycznym kształcie, bez ideologicznych naleciałości, które się historycznie skompromitowały.
W sumie wszyscy „trzej panowie K” dochodzą do tego samego wniosku o konieczności zawarcia przez lewicę sojuszu o charakterze populistycznym, z tym, że Kagarlicki łudzi się jeszcze i przez to prezentuje większy optymizm co do możliwości samodzielnego działania lewicy. Dwaj pozostali panowie K takich złudzeń nie mają. Opowiadają się za realistyczną polityką cichego popierania istniejącej władzy, której racjonalnością miałoby być prowadzenie polityki neomerkantylistycznej, czyli polityki nacjonalistyczno-populistycznej, bezwarunkowo przyjmującej reguły gry panującej w międzynarodowej konkurencji gospodarczej.
Optymizm Kagarlickiego, wedle tych panów, opiera się na trzymaniu się dogmatów, co burzy racjonalny charakter nieuprzedzonej analizy odrzucającej niejawne założenia ideologiczne.
Wartość analizy przedstawionej przez Korjakowcewa, Kołtaszowa i skę polega na rzetelnym i konsekwentnym przedstawieniu teoretycznych i praktycznych skutków wycięcia „aksjomatu” klasy robotniczej z teorii Marksa. Odpada fałszywy optymizm Kagarlickiego. Dlatego też ją tu polecamy «Общество без оппозиции»: кризис левых в эпоху неолиберализма и после, choćby jako przestrogę dla „nowoczesnych marksistów”, którym jakże blisko do wspomnianej „trójcy”.
Czasem LEPIEJ SPOJRZEĆ PRAWDZIE W OCZY, NIŻ KIEROWAĆ SIĘ FAŁSZYWYM OPTYMIZMEM.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
3 listopada 2019 r.