z cyklu „Bez jaj”
Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że wczoraj do Polski dotarły ruskie śnieżyce. Szczerze współczuję warszawce. Teraz sobie możecie wyobrazić, jak jest tu – za Uralem. Myli się „kolektywny Putin”. To oczywiście prawda, że bez jego aprobaty przekroczyliśmy dwie granice, ale bynajmniej nie cała. W ramach wojny błyskawicznej przekroczyliśmy również trzecią – między Europą i Azją. I tam, jakby to nie było dziwne, dopadliśmy ruskich Europejczyków, fanów zachodniej lewicy – w marksistowskim wydaniu.
Pośpieszył się również Aleksander Łukaszenko ogłaszając w Baranowiczach żałobę narodową. Piotr Kondraszow jakimś cudem ocalał. Omega Doom donosi, że fala uderzeniowa wcisnęła go w bidet. Nie dziwcie się, że jest blady i cienki jak papier i… Bolek. Tak się czasem zdarza.
ТЕПЕРЬ – ВСЕХ СОВРЕМЕННЫХ МАРКСИСТОВ ВИДЕМ НАСКВОЗЬ.
Nie tylko ruskich.
Taka jest siła rażenia specyficznej broni neutronowej opracowanej w Markach – pod Warszawą.
Niech żyją nocne Marki! Pozdrawiam Towarzyszy.
Na froncie sytuacja zmienia się błyskawicznie. Ruscy chyba się połapali – likwidują nasze wysunięte szpice w całym kraju. Stąd pewne trudności. Miałem już zameldować Lwu Kaczyńskiemu, że na naszym odcinku zadanie zostało wykonane, ale muszę dać na wstrzymanie. Dziwię się, że pozostałe polskie oddziały nie zajęły jeszcze Białorusi – trzy dni to, jak widać, mało. Przynajmniej do 8 grudnia musimy jakoś wytrzymać.
Z ŻALEM ODWOŁUJĘ SWÓJ UDZIAŁ W RAJDZIE BARBÓRKI.
To niewątpliwie przykra niespodzianka.
W tych okolicznościach musimy sami poradzić sobie. A tu jeszcze te oślepiające burze – śnieg. Taki los już nam przypadł. Nie żalę się – do 8 grudnia nie dość, że utrzymamy – wręcz poszerzymy – swoje pozycje.
Mamy, oczywiście, zrozumiałe problemy z prowiantem. Zaopatrzenie nie dociera. Dobrze, że wpadły nam w ręce tłuste karasie, wyciągnięte z mułu. Trzymamy je żywe w zbiorniku wielkości „Batorego” – w powietrznym transatlantyku. Jeszcze wczoraj mocno od nich zalatywało mułem – dziś są już zdatne do spożycia. Część przerobimy na tarankę. Dorodne zjemy w śmietanie. Narybek poszedł do przygranicznego stawu. Zostawiamy go Łukaszence. Siatkę, a w zasadzie oceaniczny niewód, dostanie Lew Kaczyński. Przecież nie będziemy ciągnąć naszego powietrznego transatlantyku pełnego wszelakiej ryby z powrotem do Warszawy. Liczyliśmy, że pozostałe polskie oddziały wyjdą nam naprzeciw.
Ale tak się nie stało.
Niepowetowana szkoda:
http://www.1917.net.pl/node/23657
że w tym zamieszaniu zapodział się Borys Kagarlicki – facio zerwał się, jak jakiś uczniak, z korepetycji. No, ale to głównie jego szkoda.
Co się odwlecze, to… nie muszę kończyć.
Ruszamy w gęstą jak muehlenbekia complexa śnieżycę – ВДОЛЬ ОБРЫВА, ПО-НАД ПРОПАСТЬЮ, ПО САМОМУ ПО КРАЮ:
śniąc o Nowej Zelandii i Australii.
Nie dziw, że przytulamy się do siebie – w końcu zimno.
Według tutejszej propagandy jesteśmy żywą reklamą „nietradycyjnych związków płciowych i dewiacji seksualnych”. Ściślej – jeszcze żywą. Ponoć na każdym kroku szerzymy moralną zgniliznę. Coś w tym pewnie jest. Ale czy tylko my źle się bawimy?
A kto nam dał przykład, przecież nie Włodzimierz Wysocki?
Jesteśmy więcej niż skromni, patrząc na to bezeceństwo
gotowi jesteśmy na swoje nagie piersi przyjąć zarzut wtórności i naśladownictwa.
Antonio das Mortes i Omega Doom
1 grudnia 2021 r.