Do tej pory, nowoczesna lewica zadowalała się stwierdzeniem, że rozróżnienie między lewicą a prawicą tak naprawdę straciło na znaczeniu. Dziś niektórzy jej przedstawiciele zaczynają doprecyzowywać, iż faktycznie, część lewicy utożsamiła się z prawicą aż do granicy, przy której trudno już dalej nazywać ją lewicą bez utraty sensu tego pojęcia.

Jak można było przepowiedzieć z dużą dozą wiarygodności nie zatrącającej o wiedzę tajemną czy o spisek, granicą lewicowości okazał się stosunek do kapitalizmu jako sposobu produkcji. W przeciwieństwie do nurtu marksistowskiego, który w łonie ruchu robotniczego zawsze ścierał się z reformistycznym rewizjonizmem, socjaldemokracja i socjalizm ewoluowały w stronę uznania, że kapitalizm jako sposób produkcji jest w porządku, natomiast lewicowość ukrywała się w postulatach sprawiedliwego, osadzonego w demokratycznych instytucjach, sposobu podziału wytworzonego bogactwa.

To przekonanie było fundamentem lewicowej wiary w instytucję demokracji i państwa jako instytucji gwarantującej zachowanie owej instytucji. Marksizm od początku był oceniany przez nurty demokratyczno-liberalne i wolnościowe jako koncepcja głęboko antydemokratyczna i wręcz autorytarna. W tym duchu było interpretowane doświadczenie ZSRR. Mając świadomość wad systemu radzieckiego, wraz ze zbrodniami popełnionymi przez reżym Stalina, warto zauważyć, że nowolewicowa interpretacja reżymu stalinowskiego w niewielkim stopniu opierała się na ocenie odstępstwa tego reżymu od programu Marksa (który przyświecał Leninowi wbrew kapitulanckiej przed kapitalizmem postawie socjaldemokracji II Międzynarodówki), natomiast przyjmowała kryteria oceny nawiązujące do burżuazyjnej tradycji myślenia i rozumienia rzeczywistości. Antytotalitarna lewica w XX wieku – wbrew tradycji Trockiego – pojmowała doświadczenie ZSRR w kategoriach spisku, jaki zawiązali bolszewicy w celu przedłużenia trwania imperium carskiego bez cara z rodu Romanowów, ale z innym, samozwańczym i skuteczniejszym imperatorem na czele państwa.

Wobec tej spiskowej koncepcji dziejów broń złożyli trockiści po kilku dekadach nieudanych wysiłków, aby zachować czystą linię bolszewicką w warunkach trudnego tryumfalizmu burżuazji, ale ostatecznie zwycięskiego. W okresie kapitalistycznej transformacji, po nurcie trockistowskim na Zachodzie pozostało już niewiele śladu i zachodnia lewicowość, która zadomowiła się w Europie Wschodniej, stanowiła już tylko konglomerat żałosnego, epigońskiego posttrockizmu i idei nowolewicowej. Ta ostatnia była już zdeklarowaną zwolenniczką programowego odstąpienia od postrzegania kapitalistycznego sposobu produkcji jako mechanizmu, który należało przezwyciężyć na drodze do socjalizmu. Sukcesy gospodarki kapitalistycznej w obliczu klęski gospodarczej bloku wschodniego wydawały się niekwestionowane, zaś fakt przyjęcia tego wniosku przez poststalinowskie elity radzieckie i ich satelitów, ujęte koncepcyjnie w pojęciu konwergencji, był powodem, dla którego realny socjalizm doznał implozji, a nie zewnętrznego pokonania.

Minęło ponad 30 lat od tego momentu. Współczesna, nowoczesna lewica usiłuje wmówić publiczności, że błąd dotyczył wszystkich, co usprawiedliwia z góry wszelkie autorytarne i nieuczciwe metody walki z lewicą, która odrzucała nowolewicowy dyktat, nobilitowany przez demokratyczną opozycję w Polsce i w innych krajach. Tylko przyjmująca ów dyktat lewica owych państw jest uznawana za prawomocną lewicę, zaś lewica, która nie przyjmowała ani socjaldemokratycznej tradycji stalinizmu, ani socjaldemokratycznej tradycji Nowej Lewicy (która pożarła trockim), była uważana za nurt tak czy inaczej stalinowski. Dla demokratycznej, antytotalitarnej i wolnościowej lewicy nie miała prawa istnieć alternatywa, która nie sprowadzałaby się do jednej czy do drugiej strony.

Możemy się zgodzić, że „trzecia droga” nie brzmi zbyt dumnie. Dlatego podkreślamy, że stalinizm był faktycznie kapitulacją przed rewizjonizmem II Międzynarodówki i odstąpieniem od marksizmu, który pozostawał w ocenie wolnościowych nurtów tendencją niezwykle kłótliwą i arogancką w ruchu robotniczym, nie do pogodzenia z demokratycznymi regułami politycznego savoir-vivre’u. Rewizjonizm II Międzynarodówki był źródłem nurtu socjaldemokratycznego w XX wieku i zachował swój charakter gwałtownego wroga Marksowskiego despotyzmu w ruchu, kontynuowanego przez Lenina. W niejednym tekście wskazywaliśmy na programowe zbieżności między socjaldemokracją a stalinizmem. Jeśli wziąć pod uwagę, że w sytuacji zagrożenia interesów czy to kapitału, czy to biurokracji, metody rządzenia nabierają charakteru równie autorytarnego, to możemy uznać, że demokratyczne instytucje społeczeństwa burżuazyjnego są możliwe wyłącznie w warunkach pewności i bezpieczeństwa własnych interesów. Nowa Lewica nigdy nie stanowiła zagrożenia dla interesów wielkiego kapitału, inaczej niż opozycja podtrzymywana przez Zachód w warunkach państwa radzieckiego czy późniejszego ZSRR. Współczesna polityka sankcji ekonomicznych nawiązuje do efektywności gospodarczej izolacji radzieckiej gospodarki w I połowie XX wieku, a następnie po II wojnie światowej. Załamanie gospodarcze jest najlepszym i najpewniejszym narzędziem kapitału, aby destabilizować sytuację we wrogim kraju i nie dopuścić tam do powstania warunków sprzyjających ustanowieniu instytucji demokratycznych.

Cechą charakterystyczną nowoczesnej lewicy jest jednak domaganie się instytucjonalizacji demokracji niezależnie, a nawet wbrew warunkom gospodarczym, a w konsekwencji – społecznym. Takie postulaty wskazują na teoretyczny analfabetyzm nowoczesnej lewicy, ale są wytłumaczalne teoretycznym fundamentem nowolewicowej doktryny, która separuje sposób produkcji od sposobu podziału.

Ogólnie rzecz biorąc, nowoczesna lewica pragmatycznie twierdzi, że skoro w ramach kapitalistycznego sposobu produkcji daje się sprawiedliwie dzielić bogactwo społeczne, to nie ma co się zajmować utopijną ideą zmiany sposobu produkcji. Opozycja demokratyczna w Polsce explicite opierała swoją propagandę polityczną na fundamentalnej tezie, że braki modelu radzieckiego wynikają z niemożności stworzenia racjonalnej i efektywnej gospodarki w oparciu o odrzucenie rynku. Oczywiście, ten rynek powinien być kontrolowany przez państwo i być podporządkowany mechanizmowi sprawiedliwego podziału, który nie wynika w żadnym stopniu z istniejących stosunków produkcji. Wszystkie reformy systemu realsocjalistycznej gospodarki po II wojnie światowej były oparte na stopniowym przywracaniu modelu rynkowego poprzez stopniową decentralizację zarządzania i szpikowanie go bezpartyjnymi fachowcami. Jak wiadomo, te reformy nie doprowadziły do radykalnej poprawy mechanizmu gospodarczego w socjalizmie. Ostatecznie zostało to podsumowane w ten sposób, że żadne półśrodki nie zastąpią rynkowej żywiołowości. Jednocześnie, przykład gospodarki zachodniej zdawał się weryfikować tezę o tym, iż gospodarka rynkowa nie jest grą o sumie zerowej, ale w ramach której zyskują wszyscy uczestnicy, chociaż może w nierównym stopniu.

To przekonanie leżało u podłoża akceptacji społeczeństwa, aby na ruinach gospodarki socjalistycznej stanąć do „zdrowej” konkurencji na poziomie zerowym, w której zwyciężą, oczywiście, najlepsi. Ich sukces będzie jednocześnie stwarzał lepsze warunki działania ekonomicznego innych, mniej zdolnych przedsiębiorców i w ten sposób, w ramach przypływu, będą się podnosiły wszystkie łodzie.

Jak wiadomo, ta wizja zakończyła się spektakularnym… krachem, zaś społeczeństwo uległo nieznanej dotąd dywersyfikacji społecznej wyznaczanej przez wygranych i przegranych transformacji. Lewica podjęła jednak dzielnie dzieło swoich zachodnich kolegów, którzy – w całkowitej zgodzie z socjaldemokratycznym programem – uważali za fundament swej aktywności walkę o naprawianie skutków kapitalizmu w jego konkretnych, jednostkowych przejawach biedy czy braku sukcesu.

O ile w realsocjalizmie opozycja lewicowa była niezmiernie przejęta kwestią efektywności gospodarki i faktem, że rozbudowany socjal działał kontrproduktywnie, o tyle w warunkach kapitalizmu uznała za oczywiste, że skoro mamy już efektywną gospodarkę, to należy na tej podstawie rozbudować socjal co najmniej do poziomu realsocjalistycznego. Ta część demokratycznej, szerokiej opozycji, która trwała w przekonaniu, iż na przeszkodzie efektywności nadal stoją relikty realsocjalistycznego, rozbuchanego socjalu, została ochrzczona mianem neoliberałów. Lewica społeczna natomiast odróżnia się od tamtej przekonaniem, że co prawda za PRL socjal stanowił przeszkodę w uzyskaniu efektywności ekonomicznej, ale w kapitalizmie socjal nie ma negatywnego wpływu na efektywność. Wręcz przeciwnie. W PRL wszyscy pracowali, pardon – byli zatrudnieni,  i dlatego gospodarka nie mogła być efektywna, gdyż wszelkie zyski przedsiębiorstw były tracone w przepastnych funduszach społecznego spożycia. W kapitalizmie, ponieważ zyski są prywatyzowane, środki na utrzymanie wysokiego poziomu zabezpieczenia socjalnego, ba, na oderwanie dochodu od wykonywanej pracy, są zwielokrotnione.

Przecież to logiczne – w realsocjalizmie przedsiębiorstwa nie generowały zysku, bo wszystko (ponad fundusz inwestycyjny) było tracone na społeczne fundusze spożycia, natomiast dopiero utrzymanie kapitalisty jako kury znoszącej złote jajka powoduje, że istnieją środki i to duże, które można opodatkować i przejąć przez budżet państwa, który z kolei będzie sprawiedliwie rozprowadzał owe środki wśród potrzebujących. Kapitalista jest potrzebny, aby pilnował, żeby było co opodatkowywać i w ten sposób powstaje fundusz zasilający program socjalny państwa burżuazyjnego.

Co więcej, o ile nowoczesna lewica pochyla się z troską nad przegranymi transformacji, żyłując się, aby tylko pomóc im ze środków prywatnych sponsorów ich aktywności, o tyle dla samych aktywistów, ludzi czynnych w jakże potrzebnym sektorze usług nieprodukcyjnych, państwo wydzieliło środki (gwarantowane) na ich utrzymanie. Mamy więc podwójne standardy owej lewicy: obnoszenie się ze swoim społecznikostwem ufundowanym na prywatnych datkach i pracy społecznej zwolenników, przy jednoczesnym domaganiu się od kapitalistycznego państwa, aby zagwarantowało im dochód na poziomie pozwalającym na kontynuowanie swej działalności społecznej.

Rzecz jasna, państwo przyznaje w tej sytuacji także dochód gwarantowany podopiecznym. Jednak, jak wiadomo, dochód ten wystarcza na tyle, aby nie umrzeć, ale już nie na poradzenie sobie z problemami, które powstają na tle zaszłości, potrzeb ponad przewidziane minimum itp. Np. Ikonowicz sam wyznaje, że przyczyną popadnięcia w spiralę biedy jest zazwyczaj choroba czy jakiś nieszczęśliwy zbieg okoliczności, zawiniony lub nie przez ofiarę. Znany jest fakt, że filantropią mogą się skutecznie zajmować ludzie, którzy mają jakieś zasoby własne, ewentualnie mogą liczyć na zmieniającą się sporą grupę zwolenników, których wkłady indywidualne w sprawę pozwalają działaczom utrzymywać się na co dzień na minimalnym poziomie. Grupa wsparcia ma wszak na celu głównie zabezpieczenie możliwości funkcjonowania działalności, czyli funkcjonowania organizacji pomocowej.

Dokładnie tak jest skonstruowany mechanizm symbiozy między lewicowymi postulatami a funkcjonowaniem gospodarki kapitalistycznej. W przeciwieństwie do koncepcji Marksa, to nie sposób organizacji kapitalistycznego sposobu produkcji jest wadliwy, ale niesprawiedliwość podziału bogactwa wytworzonego wszak przez społeczeństwo. Nowoczesna lewica przyjęła socjaldemokratyczne odrzucenie tezy Marksa, że to sposób organizacji procesu produkcji w społeczeństwie kapitalistycznym jest zły i zasługuje na zastąpienie go innym sposobem organizacji. Monopol robotników na wykonywanie pracy produkcyjnej został zakwestionowany już w ramach I rewizjonizmu Bernsteina. Praca w sektorze produkcyjnym niczym nie różni się od prac wykonywanych w dowolnych innych sektorach gospodarki. Wszystkie te typy pracy przynoszą zysk zatrudniającemu je kapitaliście, a więc – są z definicji produkcyjne.

Nie jest tak, jak widział to Marks, że dopiero jeśli człowiek nie jest głodny i bezdomny, może się zająć tworzeniem poezji. Udowodnione jest empirycznie, że głodni i bezdomni poeci mogą być wyjątkowo przekonujący i przejmujący. Co nie przeszkadza temu, że praca intelektualna wymagająca ciągłości i żmudnych badań najlepiej rozwija się na gruncie braku istotnych problemów z fizycznym przetrwaniem. Marksowską koncepcję uczynienia wszystkich ludzi zarówno pracownikami produkcyjnymi, jak i twórcami wartości duchowych zastąpiono wygodniejszą koncepcją, iż twórcy wartości duchowych mogą zastąpić robotników tworząc dobra kultury odpowiadające ich przeciętnemu poziomowi wykształcenia i rozwoju potencjału kulturowego. Jednym słowem, zamiast, żeby to robotnicy sami tworzyli pseudokulturę, część twórców poświęca się i tworzy ersatz kultury, a mianowicie rozrywkę dla mas (kulturę masową). W ten sposób formalnie mamy spełniony postulat, aby pracownicy produkcyjni mieli dostęp do kultury. Oczywiście, udajemy, że nie rozumiemy, iż chodzi o samodzielne tworzenie kultury, czyli o rozwój potencjału zawartego w istocie gatunkowej człowieka.

W naszej cywilizacji ważne jest nie tworzenie, ale konsumowanie kultury. Jest to odmienność względem kultur wcześniejszych, gdzie tworzenie kultury było ściśle związane z własną produkcją na tym polu. Tak jak niemal każdy wytwarzał swój chleb, tak niemal każdy śpiewał i tańczył, jak chciał mieć kontakt z duchowością. Społeczeństwo konsumpcyjne specjalizuje się w dostarczaniu dowolnej usługi jako gotowego produktu. Zaszczyt bycia twórcą przez duże T przysługuje nielicznym. Tego zaszczytu są pozbawieni nie tylko pracownicy produkcyjni, ale wszyscy, którzy nie mieszczą się w odpowiedniej rubryce społecznego podziału pracy. Idea Marksa jest więc utopijna i należy ją potraktować jak Pismo Święte – rozumiejąc, iż Biblia posługuje się językiem symbolicznym, a nie empirycznym.

We współczesnym, rozwiniętym społeczeństwie kwestia pracy produkcyjnej zajmuje bardzo niewielką część wielkiej sieci społecznego podziału pracy. Marksiści upatrują w tym szansy na zmianę, sytuację dojrzałości stosunków społecznych do zmiany jakościowej i przejścia do społeczeństwa bezklasowego. Problemem jest praca produkcyjna, a nie podział bogactwa, które ona wytwarza.

W koncepcji Frederica Lordona mamy echo tego problemu. Filozof nie unika tego zagadnienia. Ponieważ, jak zauważamy, nie jest to problem dotkliwy w społeczeństwie rozwiniętym, każdy może wziąć na siebie część pracy nie rozwijającej potencjału człowieczeństwa. Lordon mówi, że sam może wykonywać pracę opróżniania pojemników na śmieci. W dzisiejszych warunkach, wykonywanie takiej pracy przy założeniu, że nikt nie jest a priori zwolniony z jej wykonywania, może przypadać na delikwenta raz w tygodniu lub raz w miesiącu, co nie stanowi wielkiego poświęcenia.

Lewica woli rozpatrywać tę kwestię w kategoriach zwiększenia płacy za taką niewdzięczną pracę niż w kategoriach jej wykonywania przez kogoś, kto a priori widzi siebie wyłącznie jako twórcę wartości duchowych. Można powiedzieć, że Lordon odnajduje się we francuskich tradycjach fourieryzmu, a niekoniecznie marksizmu. Usługa nieprodukcyjna, jaką jest oczyszczanie miasta, ma kolosalne znaczenie dla współczesnej cywilizacji, która rozwija się w środowisku miejskim. Ten problem powinien być rozwiązywany w ramach współżycia małych wspólnot lokalnych. Jednym z fundamentów rozwiązania jest stwierdzony fakt, że komercjalizacja tego typu usług sprawia, iż ludzie są bardziej skłonni zanieczyszczać środowisko, kiedy wiedzą, że jest ktoś, kto dostaje pieniądze za utrzymanie czystości. Sam Lordon stwierdził z rozbrajającą szczerością, że dopóki istnieją kapitalistyczne przedsiębiorstwa robiące zyski na oczyszczaniu miasta, żadna siła nie zmusi go do segregowania śmieci. Jeśli tylko będzie miał przyjemność sam obsługiwać pojemnika na śmieci, pospiesznie przystąpi do segregowania odpadów.

Problem z pracą produkcyjną nie sprowadza się do wykonywania pracy mechanicznej i ogłupiającej, co jest już samo w sobie ważnym zagadnieniem. Ważniejsze jest to, że jeśli praca produkcyjna, tj. masowa produkcja, będzie zadaniem wszystkich członków społeczeństwa, wrócimy do sytuacji, w której bezpośredni wytwórca-właściciel środków produkcji będzie decydował o tym, ile należy wytworzyć. Widzieliśmy, w poprzednim naszym tekście, że oderwanie produkcji od bezpośredniej potrzeby jest ściśle związane z oderwaniem bezpośredniego wytwórcy od właściciela środków produkcji. Nie jest to warunek wystarczający, ale konieczny. Atomizacja społeczeństwa, tj. sprawienie, że nasze wyniki zależą od możliwości maksymalizowania jednostek dobra, które możemy sprzedać i w ten sposób zmaksymalizować dochód, sprawia, że mamy do czynienia z obfitością i marnotrawstwem jako dalszym następstwem. Wyważenie między obfitością a marnotrawstwem jest możliwe wyłącznie w sytuacji, kiedy bezpośredni wytwórcy spotykają się na rynku. Skala produkcji jest określana ich wymiernymi potrzebami, a zapędy, aby produkować nadmierne ilości, są redukowane przez oszacowanie własnego wysiłku – nie traktowanie cudzego wysiłku jako wielkości pomijalnej. Potęgowane to jest w kapitalizmie przez samobójcze ignorowanie własnego wysiłku, ponieważ to ignorowanie pozwala na maksymalizowanie prywatnego dochodu pracownika. W społeczeństwie wspólnotowym własny wysiłek nie popłaca indywidualnie, więc nie może być ignorowany.

Praca produkcyjna wymaga pewnego treningu i doświadczenia. Jednak z chwilą, kiedy liczy to doświadczenie i rozumienie procesu produkcyjnego, mamy do czynienia już nie z pracą prostą, ale z pracą rozwijającą intelektualnie, z procesem dzielenia się cenną wiedzą, a więc z czymś, co już stanowi element potencjału gatunkowego. Tym bardziej elementy pracy produkcyjnej ulegają w takiej perspektywie znacznemu zawężeniu i są dostępne każdemu, tym bardziej w dobie wysokiego poziomu mechanizacji pracy.

Niechęć do koncepcji Marksowskiej nie wynika więc z tego aspektu zagadnienia. We współczesnym społeczeństwie mamy raczej do czynienia z gwałtowną chęcią tzw. klasy średniej, aby zachować wyróżnik swego dość niezbyt wyraźnego położenia społecznego między elitą a masą proletariacką (nie tylko produkcyjną, ale i nieprodukcyjną). Klasa tzw. kreatywna, czerpie swój dochód z komercjalizacji tego, co w koncepcji Marksa stanowi prerogatywę całego społeczeństwa – z twórczości: intelektualnej czy artystycznej. Nawet jeśli wynagrodzenie za tę pracę nie jest satysfakcjonujące, to satysfakcja z rozwijania własnego potencjału okazuje się wynagrodzeniem więcej niż wystarczającym, aby bardzo wysoko cenić sobie możliwość takiej aktywności. Zwłaszcza, że – mówiąc otwarcie – szanse na maksymalne stawki wynagrodzenia są zawsze obecne. Fakt, że wielu twórców nie osiąga poziomu celebryckiego nie powoduje, że ubywa liczba aspirantów do najwyższej nagrody – uznania swej unikalności jako twórcy. Czemu towarzyszy odpowiednie wynagrodzenie lub szanse na przedłużone czerpanie korzyści z faktu, że jest się znanym i uznanym. Ta pozycja jest tym bardziej godna zazdrości, że przyciąga ludzi, których jedyną umiejętnością jest utrzymywanie zainteresowania opinii publicznej, ponieważ pozwala to na monetyzowanie owego zainteresowania i utrzymania całej rzeszy różnych ludzi, którzy w inny sposób nie potrafiliby się utrzymać, jak tylko odrywając procenty od korzyści z popularności, którą sami podsycają w tymże celu – aby żyć z procentu od cudzej popularności. Popularność jest więc dobrem komercyjnym.

Społeczeństwo niekapitalistyczne nie zna komercjalizacji, a więc kładzie kres nie tylko klasie kapitalistów, ale też i grupom satelickim, które powstały w niszach stwarzanych przez wszechobejmującą komercjalizację w społeczeństwie burżuazyjnym.

I tak, wedle wizji Marksa, po odpracowaniu daniny na rzecz społeczeństwa, intelektualista może spokojnie oddać się nauczaniu uczniów i rozwijaniu ich potencjału. Żyje za wynagrodzenie za pracę produkcyjną, ale ma dużo czasu, aby poświęcić się swemu ulubionemu hobby. Dodatkowym plusem jest to, że nie musi tracić czasu na chałtury. Dziwne, ale nie każdemu podoba się taka wizja. Szczególnie tym, którzy uważają, że uczony nie będzie efektywnym badaczem, jeśli nie będzie motywowany wysokością zarobku. Jednym słowem, to samo rozumowanie, co w przypadku efektywności gospodarczej.

Dlatego, skoro nowoczesna lewica odrzuciła program Marksowski jako utopijny, to konsekwentnie z tego wynika, że ta lewica nie ma alternatywy dla kapitalistycznego sposobu produkcji. Tymczasem, walka klasowa odbywa się właśnie na płaszczyźnie rozdziału dóbr podstawowych. To właśnie pokazuje nam współczesny kryzys kapitalizmu. Nawet gdybyśmy chcieli zapomnieć o teorii Marksa, to kryzys kapitalizmu nam na to nie pozwala.

Coraz więcej ludzi lewicy zdaje sobie sprawę z tego, że dotychczasowe koncepcje prowadzą do ostatecznego zaniku znaczenia lewicy. Następuje recydywa koncepcji prawicowych, nacjonalistycznych, koncepcji sprzed wytworzenia się ruchu robotniczego. Współczesna lewicowa perspektywa nie stanowi dziś alternatywy wobec tych koncepcji. Jest tylko ich gorszym, nieoryginalnym odbiciem.

*

Artykuł Joli Kipczak (

Много шума из ничего: «левые нарративы» или классовая борьба?

) zdaje sprawę z niektórych elementów tej nowej świadomości lewicowej. Autorka pisze: „Pewni bardziej radykalni obrońcy idei ‘lewicowej narracji’ mogą krytykować kapitalizm, lecz pomysł, aby się od niego odżegnać wciąż jeszcze majaczy w oddali. ‘Inteligentna krytyka kapitalizmu jest słuszna, powinniśmy to przyjąć’, twierdzi Lercher, a jednocześnie, w tym samym wywiadzie, uściśla swoje poglądy: ‘Potrzebujemy półpaństwowego rynku pracy, który wpisywać się będzie w stosunki rynkowe na zasadach niekomercyjnych’.”

Inteligentny charakter lewicowego myślenia polega na pogodzeniu wewnętrznej sprzeczności między niekonsekwentnym, ale zawsze, komercyjnym charakterem rynku pracy a półpaństwowymi ograniczeniami, które mają zabezpieczyć figowy listek niekomercyjności rynku pracy. Jednym słowem, 30 lat po upadku realnego socjalizmu, nowoczesna lewica usiłuje przejść drogę w odwrotnym kierunku: dysponując rynkowymi mechanizmami należy tak je dostosowywać do założonego, niekomercyjnego charakteru pewnego segmentu rynku pracy, aby praktycznie nie stosowały się do niego reguły rynku. W ten sposób zapewne nowoczesna lewica wyobraża sobie, że osiągnie zastosowanie mechanizmu socjalistycznej regulacji rynku pracy w nienaruszonych ramach ogólnej gospodarki kapitalistycznej (czyli rynkowej). Co ma pomóc zachować kapitalistyczną (rynkową) racjonalność przy wprowadzeniu zwolnienia od kapitalistycznych uciążliwości przynajmniej ten segment rynku pracy, na jakim jest to możliwe.

Wiadomo, nie jest to możliwe w przypadku sfery produkcji materialnej, ale nie ma powodów, aby nie było możliwe w przypadku tej sfery aktywności ludzkiej, która w sposób sztuczny wszakże została skomercjalizowana. Ostatecznie, nawet jeśli nie da uszczęśliwić socjalizmem wszystkich pracowników, to przynajmniej nie powinno się uniemożliwiać części z nich wyrwania się z okowów rynku.

Autorka zauważa: „Ta absurdalna mieszanka kapitalizmu i nieobowiązkowych środków kontroli rynku przypomina próby zmienienia tygrysa w wegetarianina. Jest to o wiele bardziej utopijne zamierzenie niż dowolne, socjalistyczne propozycje wprowadzenia znacjonalizowanej gospodarki planowej, kontrolowanej przez klasę robotniczą”. Z tym, że ta propozycja, wbrew pozorom, nie jest absurdalna. Co więcej, w sytuacji kryzysu ekonomicznego starczego kapitalizmu pozaprodukcyjna część społeczeństwa nie ma miejsca na rynku pracy. Żądania gwarantowanego dochodu podstawowego nie są wyrazem siły świata pracy, ale świadectwem, że praca pozaprodukcyjna nie ma szans na znalezienie wystarczającego popytu na normalnym rynku pracy. Kryzys powoduje, że popyt robotników na dobra wyższego rzędu kurczy się gwałtownie, zaś popyt z zysku kapitalistycznego przypomina bardziej relacje między pracodawcą a służbą z epoki przedkapitalistycznej.

Rozrost tzw. klasy średniej był związany z rozwojem klasy tzw. ludowej i wzrostu jej popytu, który pozwolił poszerzyć popyt klasy panującej, arystokracji.

I dalej: „Całkowicie oczywiste jest, że filozoficzna podstawa tych koncepcji prowadzi nas do wniosku, iż kapitalizm jako taki jest niewzruszony”. Raczej powiedzielibyśmy, że ponieważ kapitalizm przechodzi strukturalny kryzys, a socjalistyczne rozwiązanie polegające na znalezieniu innego, alternatywnego sposobu produkcji jest niemożliwe na samej lewicy, to kapitalizm musi się przerodzić w jakiś typ formacji klasowej, ale charakteryzującej się zrównoważoną gospodarką. Musi to być więc jakaś forma nawiązująca w treści i istocie do konserwatywnego, stagnacyjnego społeczeństwa przedkapitalistycznego, choć forma może być różna.

Autorka słusznie zauważa: „Głównym kierunkiem orientacji ‘lewicowej’ okazuje się nie walka klasowa przeciwko kapitalizmowi, ale demokratyczne postulaty. ‘Powinniśmy wzywać do poszerzania demokracji’ pisze Lercher w swoim artykule ‘Po co nam dzisiaj socjaldemokracja?’ Julia Herr, w tym czasie przewodnicząca Socjalistycznej Młodzieży Austrii, pisze: ‘Socjaldemokraci w latach 70-tych walczyli o demokratyzację systemu gospodarczego i o sprawiedliwy podział przywilejów. Obecnie, nie wiadomo dlaczego, utraciliśmy wiarę w swoje siły”.

Utrata wiary wiąże się z faktem, że dezindustrializacja Zachodu, a jednocześnie zderzenie z kryzysem strukturalnym powoduje, że nie ma podstaw ekonomicznych dla zaspokojenia owych roszczeń. Warstwy i grupy nieprodukcyjne społeczeństwa wytwarzają tytuły do żądania udziału w podziale bogactwa materialnego (wartości) owego społeczeństwa, ale nie wytwarzają owego materialnego bogactwa, które powstaje na styku pracy i przyrody. Z faktu, że w PKB wlicza się wynagrodzenia pracowników nieprodukcyjnych nie oznacza, że powstają dobra stanowiące zabezpieczenia dla popytu efektywnego owych grup na dobra materialne.

Można cytować bez końca kwiatki z nowolewicowej rabatki: „Mouffe pisze: ‘Problem współczesnych społeczeństw demokratycznych polega, naszym zdaniem, na tym, iż ich konstytucyjne zasady ‘powszechnej wolności i równości’ w praktyce nie są realizowane… ‘Radykalna i wszechobejmująca demokracja’, o którą walczymy, jest pomyślana jako radykalne przedłużenie istniejących instytucji demokratycznych’. (…)

Ta perspektywa ucieleśnia… status quo! Istniejąca superstruktura ‘demokratycznych’ instytucji, która jak wskazuje praktyka, zawsze jest na rękę klasie panującej, powinna nie zostać zlikwidowana, a ‘ulepszona’, mówi nam ona. Jednocześnie prawdziwa przyczyna takiej nierówności i wyzysku – kapitalizm – jest ignorowana”.

Brak zakorzenienia intelektualistów w systemie produkcji wyjaśnia przekonująco, dlaczego uważają oni państwo i społeczeństwo za konstrukty pojęciowe, a nie za obiektywną rzeczywistość stojącą u podłoża różnych narracji, które są produktem specyficznego miejsca zajmowanego w społecznym podziale pracy przez intelektualistów. Oderwanie od pracy (w sensie kształtującym walkę klasową) powoduje, że możliwa jest taka dewiacja ideowa. Zasadniczym łącznikiem intelektualisty z obiektywną rzeczywistością jest wyłącznie system podziału dochodu i dochodów. Sam proces wytwarzania dochodu (wartości dodatkowej) znajduje się całkowicie poza zasięgiem jego percepcji. Tym samym jest dla niego faktem nieistniejącym, ponieważ niepoznawalnym, nie mówiąc już o atrakcyjności konstrukcji jakiejkolwiek narracji wokół tego faktu społecznego.

Ważne z tego punktu widzenia jest odróżnienie między różnymi nurtami przyznającymi się do lewicowości. Przy wspólnym, unisono wyrażanym przekonaniu, że rozróżnienie między lewicą a prawicą straciło zasadniczo na znaczeniu. Niemniej, każda próba wyrzucenia poza nawias lewicowości osobnika nie uznającego ekskluzywności pojęcia lewicy, spotyka się z charakterystycznym sprzeciwem. Skąd ten upór w trwaniu przy identyfikacji, która straciła dla danej jednostki znaczenie?

Wyrzucanie poza nawias lewicowości w oparciu o kryteria marksizmu, które ci sami osobnicy już dawno uznali za niekompatybilne ze współczesnym społeczeństwem i poziomem jego rozwoju, nie powinno budzić oporu. A jednak…

Teoria Marksa ma pewne konsekwencje, które stanowią o kryteriach jej prawdziwości bądź fałszywości. Między innymi, chodzi tu o prognozę zatkania się kapitalistycznego systemu gospodarczego ze względu na jego wewnętrzne sprzeczności, czyli o niemożliwość wzrostu stopy zysku. Po upadku realnego socjalizmu mamy do czynienia z powrotem do trendu kapitalistycznej ewolucji, która służyła za podbudowę dla tej właśnie prognozy.

Niemożność realizacji zysku pociąga za sobą konieczność oderwania się od utożsamiania gospodarki realnej z systemem finansowym, który polega na znajdowaniu sposobów, aby przechwytywać nadzwyczajną wartość dodatkową przez kapitalistyczne Centrum. Ideologia nowej lewicy rozciąga niewiarę w istnienie gospodarki realnej (niezależnej od sposobu przywłaszczania wartości dodatkowej przez rozbudowane sposoby przechwytywania tej ostatniej), na podobieństwo niewiary w istnienie obiektywnych klas zderzających się ze sobą w konkretnej i rzeczywistej walce klasowej.

Tymczasem, zgodnie z teorią Marksa, sprzeczność kapitalizmu w obecnym momencie historycznym koncentruje się w pigułce, jaką jest system przemysłowy jako łącznik społeczeństwa z przyrodą, adekwatny do osiągniętego poziomu rozwoju ekonomicznego. Na bazie rozwoju sił wytwórczych, który pozwala na utrzymanie ogromnej nadbudowy nad materialny fundament struktury gospodarczej, rozwijają się różne warstwy i grupy społeczne, których związek z produkcją jest minimalny lub żaden, a jednocześnie – ze względu na swoją rozbudowę – sfera usług nieprodukcyjnych nie może zdać się na finansowanie wyłącznie z dochodów kapitalistów i robotników. Również i finansowanie przez państwo stanęło pod znakiem zapytania ze względu na kryzys, w którym okazało się, że państwa wysokorozwiniętego kapitalizmu pozbyły się jednocześnie gospodarczych, twardych fundamentów swojej potęgi. Wraz z upadkiem systemu kolonialnego i drugim etapem osiągania świadomości antykolonialnej przez państwa tzw. Trzeciego Świata możliwość pozyskiwania nadzwyczajnej wartości dodatkowej Centrum kapitalistycznego opiera się coraz bardziej na nagiej sile militarnej. Obecne kryzysy wojenne są sposobami obnażania tego faktu.

Kraje przemysłowe lub przymuszone do reindustrializacji, jak Rosja, muszą zostać sprowadzone do roli otoczenia niekapitalistycznego po to, aby kraje wysokorozwinięte mogły powrócić do statusu krajów uprzemysłowionych. Status uprzemysłowienia jest niezbędny dla kontynuowania kapitalistycznego sposobu produkcji i odsunięcia chwili strukturalnego, ostatecznego kryzysu tego systemu.

Do tego celu prowadzi polityka klimatyczna i zmierzająca do nowej polityki przywiązania obywatela do ziemi, czyli do jego unieruchomienia, pozbawienia mobilności, ponieważ potrzebny będzie klasyczny proletariusz, aby odrodzić kapitalizm w jego wcześniejszej fazie.

Problemem jest bowiem fakt, że lewica, w tym neo- i postmarksistowska, nie mają żadnego pomysłu na zastąpienie systemu produkcji kapitalistycznej – co wyraża explicite autorka omawianego tekstu. Nowoczesna lewica skupiła się wyłącznie na kwestii sprawiedliwego podziału, zaprzestając krytyki kapitalistycznego sposobu produkcji. Poprawianie bolączek tego sposobu produkcji sprowadzało się na przestrzeni wielu dekad do kwestii ekologii, zaś w sferze walki społecznej – do zagadnienia podziału. Jest to klasyczne, socjaldemokratyczne podejście do problemu walki klasowej, więc nie ma w tym nic zaskakującego.

Lewica radykalna, która jako nurt posttrockistowski zagospodarowała lewą stronę sceny politycznej, opierała swój program działania na przeciwstawianiu się systemowi radzieckiemu i mocarstwowości ZSRR. Problemem tej lewicy nie jest dostrzeganie wad systemu radzieckiego, ale kształtowanie swojej tożsamości wokół negacji tradycji radzieckiej. W ten sposób, lewica radykalna powoli ukształtowała się na bazie coraz bardziej zdecydowanego odpuszczania przez nurty trockistowskie owej tradycji idącej od Rewolucji Październikowej. Rewolucja Październikowa była przeciwstawieniem się socjaldemokratycznej degeneracji rewolucyjnego ruchu robotniczego, która dokonywała się wbrew teorii Marksa. Wyrażało się to w rewizji teorii wartości opartej na pracy.

Stalinowski model radziecki charakteryzował się tym, że po trudnościach, w jakich znalazła się gospodarka radziecka obłożona ówczesnymi sankcjami, wobec których dopiero ponad sto lat później zbuntował się świat, zbaczał on coraz bardziej w kierunku rewizji socjaldemokratycznego typu. Już dyskusja wokół modelu socjalistycznego w latach 30-tych prowadziła w tym kierunku. Model radziecki był wszystkim, poza przechodzeniem w kierunku dyktatury proletariatu i propozycji nowego sposobu produkcji, tymczasem przedstawionej już przez Marksa.

Ten model de facto socjaldemokratyczny w warunkach sankcji mógł logicznie prowadzić wyłącznie do tego rozwiązania, do jakiego doprowadził. To, że było to rozwiązanie satysfakcjonujące ówczesną, nowoczesną, radykalną lewicę, podkreśla fakt, iż ta lewica (posttrockistowska i antytotalitarna typu wolnościowego) entuzjastycznie powitała prokapitalistyczną transformację, ponieważ w swojej koncepcji teoretycznej miała do czynienia nie tyle z kapitalizmem, co z postkapitalizmem (jeśli nie z superkapitalizmem), zaś walka klasowa przewidywała – jak to dziś wyraźnie widać – codzienne walki o sprawiedliwe, oparte na demokratycznych instytucjach, rozdzielanie dochodów w społeczeństwie, niezależnie od wkładu pracy produkcyjnej.

Ponieważ wszystko w społeczeństwie obfitości jest pracą – tj. działaniem skomercjalizowanym – włącznie z działalnością artystyczną, której formy są innowacyjne do granicy absurdu, a także działanie typu społecznikowskiego, opierające się na finansowaniu państwowym i prywatnym, które jest legalizowane i regulowane przez demokratyczne państwo. Jednym słowem, wszystko jak w koncepcji Mouffe. A więc – wspólnym mianownikiem tych zjawisk jest brak kwestionowania kapitalistycznego sposobu produkcji. Zwyczajnie – kapitalistyczny sposób produkcji przestaje znajdować się w zasięgu percepcji lewicowych intelektualistów, co świadczy najlepiej o tym, że kapitalistyczny sposób produkcji zwyczajnie nie istnieje.

Ten system pozwalający na wzięcie w nawias produkcji materialnej, reprodukującej istnienie społeczeństwa, jest fundamentem ideowym nowoczesnej lewicy i skrajnie przeciwstawnym marksizmowi sprzed bernsteinowskiego rewizjonizmu kwestionującego teorię wartości opartą na pracy.

Tak się dziwnie składa, że reżymy, które usiłują osiągnąć przewagę gospodarczą na wzór przewagi, jaką kraje kapitalistycznego cieszyły się przez dwa stulecia, są reżymami autorytarnymi. Również na wzór swoich poprzedników, którzy musieli siłą i przemocą podporządkować sobie resztę świata. Nowoczesna, radykalna lewica ma szczery zamiar walczyć za utrzymanie demokratycznego kształtu rozwiniętego, burżuazyjnego społeczeństwa, kosztem reszty świata i tych społeczeństw, które mają nadzieję, że etap autorytarny zostanie niedługo przezwyciężony dzięki osiągnięciu wysokiego poziomu rozwoju ekonomicznego i materialnego bogactwa, które będzie mogło posłużyć za podstawę budowy instytucji demokratycznych. Wszystko wedle modelu rozwoju burżuazyjnego społeczeństwa, skoro budowa społeczeństwa socjalistycznego na bazie przemysłowej jest zabroniona. Problem w tym, że społeczeństwa pasożytujące na biedzie reszty świata, budujące swoje instytucje demokratyczne na niemożności ich budowy w reszcie świata, który musi pracować w brudnej produkcji na ich bogactwo, niespecjalnie pali się do ustąpienia miejsca owym aspirującym społeczeństwom.

Ideologicznie, uzasadnianiu „słusznego” oburzenia wobec tych aspirujących społeczeństw, a przede wszystkim reżymom pretendującym do ich reprezentowania, służy ideał demokracji niemożliwej bez wyzysku reszty świata. Lewica radykalna wchodzi jak w masło w to uzasadnienie, które jakże przypadkowo przypisuje jej miejsce w uprzywilejowanym świecie. I to jeszcze z przeświadczeniem o własnej, demokratycznej wyższości.

Tymczasem, dla zabezpieczenia przewagi kapitalistycznego Centrum niezbędny jest proces reindustrializacji. To wymaga, jak pisaliśmy wyżej, proletaryzacji własnego społeczeństwa. Temu służą różne instrumenty podporządkowania jednostek totalnej kontroli państwa jako instytucji zabezpieczającej interesy klasy kapitalistów. Zmiana w kierunku reżymu autorytarnego jest w toku w wysokorozwiniętych demokracjach. Zgoda społeczeństw jest uzyskiwana dzięki zagrożeniom – fikcyjnym i realnym, którym stale poddawane jest społeczeństwo.

Problem w tym, że program lewicy nie stanowi tu żadnej alternatywy. Właśnie dlatego, że nie dopuszcza do pomyślenia alternatywnego sposobu produkcji. Dyktatura proletariatu jest takim samym zagrożeniem swobód demokratycznych dla większości lewicowych aktywistów, jak reżymy totalitarne. Obiektywny proces społeczny będzie więc przebiegał obok lewicowego aktywizmu, który obiektywnie wspiera kapitalizm. Dobrze, że część działaczy lewicowych zaczyna sobie choć trochę zdawać z tego faktu sprawę. To jednak nie oznacza, że mają oni rozwiązanie problemu.

Posttrockiści zdają sobie sprawę z tego, że „Подход марксистов к государству тезисно можно изложить так: это инструмент угнетения правящего класса, оно должно быть уничтожено и заменено на государство рабочих.” Niemniej, cała subtelność unicestwienia siły tej tezy polega na tym, jak lewica rozumie pojęcie „robotnik”, „klasa robotnicza”.

Jeśli, jak to mają w zwyczaju, pod pojęciem klasy robotniczej rozumie się całość pracowników najemnych pod pretekstem, że wszyscy pracownicy najemni przynoszą swoim pracodawcom wartość dodatkową, to ignoruje się fakt, że część kapitalistów działających w sferze nieprodukcyjnej wykorzystuje swoich pracowników do uzyskiwania udziału w wartości dodatkowej wytwarzanej w sferze produkcyjnej. Cała konstrukcja ma charakter złożony i wielowarstwowy. Jest to naturalne, ponieważ społeczeństwo jest żywym organizmem i w miarę upływu czasu odkładają się różne warstwy artefaktów społeczno-gospodarczych, które stają się czymś naturalnym, co nie znaczy, że mają takie samo odniesienie do zjawiska zasadniczego, a mianowicie do relacji między społeczeństwem a przyrodą. Przyroda (ziemia) pozostaje drugim niezbędnym czynnikiem wytwarzania bogactwa obok pracy. Podział dotyczy bogactwa. W interesie kapitału leży zaciemnianie tego faktu i udawanie, że bogactwo jest tworzone również w sferze, np. finansowej spekulacji. Tymczasem, podobnie jak w przypadku wymiany rynkowej, z samej wymiany nie powstaje nowa wartość, tak i w spekulacji, a także w przemieszczaniu dóbr między sferami aktywności społecznej, nie powstaje żadna nowa wartość.

Zwolennicy przeciwnej tezy utożsamiają wypłacane wynagrodzenia z rzeczywistym bogactwem. Tymczasem, w odróżnieniu od wartości dodatkowej, mamy tu do czynienia z wartością nowowytworzoną, dla której opłacenia podstawą jest wytworzone bogactwo materialne (czyli to, które tworzy się na styku przyrody z pracą). Takie utożsamianie jest jednak bardzo korzystne dla działaczy społecznych o poglądach lewicowych, albowiem czyni z nadbudowy ekonomicznej jej bazę. Tymczasem, dzisiejsze wydarzenia polityczne wyraźnie wskazują na fałszywy charakter tego przekonania. Państwa Europy, które uległy modzie na dezindustrializację znajdują się dziś w dramatycznym położeniu, z którego wyjściem jest dla nich jedynie opowiedzenie się po stronie militarnego hegemona, który udaje, że może zagwarantować dalsze, niezakłócone wyzyskiwanie reszty świata.

Autorka artykułu przytacza sposób myślenia współczesnej socjaldemokracji. Czym różni się ona od współczesnej, radykalnej lewicy? „W konfrontacji z wrogiem klasowym (zaznaczmy, że tego terminu oni nie używają) ważne, aby w momencie, ‘kiedy rozpoczyna się konflikt, nie przerósł on w formę ’antagonizmu’ (walki między dwoma wrogami), a odwrotnie, ‘oponent nie powinien być uważany za wroga, którego należy zlikwidować, ale jako doradca, którego istnienie jest uzasadnione”.

Gdyby nie istniał kapitalista, skąd brałaby się wartość dodatkowa do podziału? Model radziecki nie przekonał, iż możliwa jest efektywna alternatywa dla kapitalistycznego sposobu produkcji. W miarę upływu czasu, daje się zauważyć, że lewicowy mainstream odstępuje od koncepcji bezpośredniej demokracji i od bezpośredniego, samorządowego podziału wartości dodatkowej na rzecz instytucji demokratycznej biurokracji państwowej. Idee samorządności w miejscu pracy na nowo sprowadza problem sposobu produkcji i problem uczestnictwa w produkcji, który stanowi warunek uczestnictwa w podziale. Dlatego ta perspektywa niezauważalnie przechodzi do lamusa wszelkich utopii. Koncepcja biurokracji państwowej – mimo że stanowi krętą drogę od realnego socjalizmu do realnego kapitalizmu – okazuje się duża bardziej operacyjna.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
4 sierpnia 2022 r.