Wedle prof. J. Mearsheimera, główną winę za zaistniały konflikt wojenny na Ukrainie jednoznacznie ponosi Zachód, a w szczególności Stany Zjednoczone. Tezę tę amerykański politolog sformułował już w 2015 r., a w świetle obecnych wydarzeń podtrzymuje swój wcześniejszy pogląd.

Uzasadnienie prof. Mearsheimera jest proste i odwołuje się do analogii: gdyby np. Meksyk czy Kanada zdecydowały się wejść w orbitę wpływów Rosji lub Chin, to czy USA uznałyby to za błahostkę bez większego znaczenia, albowiem „żyjemy przecież w XXI wieku!”? Tymczasem, z takim właśnie uzasadnieniem obłudnego zdziwienia „nadmiarową” reakcją Rosji mamy do czynienia w obecnym, konkretnym przypadku wojny na Ukrainie.

Dalszą cegiełką do zrozumienia sytuacji jest argument innego amerykańskiego eksperta ds. Rosji, nieżyjącego już prof. Stephena F. Cohena, który zauważył, że oskarżenie Rosji o to, iż pogwałciła ona postzimnowojenny ład w Europie jest nietrafiony, ponieważ Rosja została z tego ładu po prostu, od początku wykluczona (patrz: Stephen F. Cohen: The Ukrainian Crisis – It’s not All Putin’s Fault (Recorded in 2015).

Cała reszta wydarzeń jest tylko tego dramatyczną konsekwencją.

Ta obserwacja uniemożliwia wiązanie obecnej eskalacji rusofobicznej nagonki wyłącznie z umocnieniem się nacjonalistycznych tendencji populistycznej prawicy w Polsce, która narzuciła narrację wokół wojny na Ukrainie całej Europie. Jak można zauważyć, europejska prawica nacjonalistyczna jest raczej prorosyjska. Dryfowanie Rosji w kierunku nacjonalizmu jest związane z kolei z idącym w parze z wyżej wspomnianym odrzuceniem Rosji także odrzuceniem jej aspiracji do modelu liberalnej demokracji. Na przeszkodzie temu ostatniemu stoi prosta zależność między rozkwitem gospodarczym a rozwojem demokracji. Analogicznie, osuwanie się gospodarki europejskiej w kryzys powoduje przesuwanie się polityki państwa burżuazyjnego w kierunku przeciwnym do demokracji.

Wyjątek, jakim na tle europejskiego, prawicowego nacjonalizmu, jest polski nacjonalizm w odniesieniu do Rosji, wynika z faktu, że Polska jest tradycyjnie, historycznie naturalnym hegemonem lokalnym w Europie Wschodniej, odwiecznie rywalizującym z Rosją właśnie. Niemniej, gdyby nie to, że integracja kapitalistyczna w ramach Unii Europejskiej z założenia była obliczona na strukturalne zacofanie ekonomiczne nowoprzyjętych państw, nacjonalizm w tych państwach nie miałby większych szans. Jednak kryzys strukturalny globalnego kapitalizmu spowodował, że tendencja spadkowa dopadła także i rozwinięte kraje Europy Zachodniej. A wraz z nim nastąpił wzrost popularności idei nacjonalistycznych.

Niemniej, patrząc z perspektywy historycznej chronologii, to nie prawicowo-nacjonalistyczni przywódcy Europy zadecydowali o izolacji Rosji i jej wykluczeniu z postzimnowojennego ładu. Podobnie do przywołanych wyżej amerykańskich politologów, konserwatywni liderzy Europy zadowalali się zabezpieczeniem interesów własnego kapitału, na co było przyzwolenie elit rosyjskich – w końcu elity zawsze się dogadują kosztem mas.

Wykluczenie Rosji było natomiast naturalnym ruchem dla Europy lewicowej i demokratycznej, i było następstwem odrzucenia Związku Radzieckiego jako modelu pewnego mniej lub bardziej zdeformowanego eksperymentu socjalistycznego. Unia Europejska była alternatywnym modelem demokratycznego procesu budowania systemu z elementami reformistycznego socjalizmu w ramach kapitalistycznego systemu produkcji.

Pierwszym czynnikiem przegranej lewicy był brak oporu przeciwko zniszczeniu gospodarek realnego socjalizmu i uznanie przez zachodnią lewicę, iż po wschodniej stronie Żelaznej Kurtyny nie ma czego bronić. Drugim elementem było nie wymuszenie przez lewicę zachodnią rozwiązania NATO po rozpadzie Układu Warszawskiego. Wreszcie, ataki prawicy głównie z Polski i krajów bałtyckich na pamięć historyczną o ZSRR w Parlamencie Europejskim, korespondowały z polityką prowadzoną przez tzw. nowoczesną lewicę. Wszystko to służyło uzasadnianiu izolacji i wykluczeniu Federacji Rosyjskiej ze struktur europejskich, o czym mówi prof. Mearsheimer.

Warto pamiętać, że opozycja demokratyczna w Polsce i cały ruch dysydencki w Europie Wschodniej opierał się na uznaniu, iż Związek Radziecki był antytezą drogi do socjalizmu w ogóle, a demokratycznej drogi do socjalizmu w szczególności. Głównym zarzutem wobec ZSRR było to, że pod przykrywką budowania socjalizmu, system radziecki jest kontynuacją imperialnej, wielkomocarstwowej i wynarodawiającej etnosy wchodzące w jego skład polityki carskiej Rosji. W szczególności, przykład Ukrainy stanowił najbardziej charakterystyczny motyw tej krytyki systemu radzieckiego. Polska opozycja demokratyczna ewoluowała od krytyki wypaczenia idei podmiotowości emancypacyjnej klasy robotniczej do krytyki w kategoriach narodowych. Już pod koniec lat 60-tych, opozycja demokratyczna widziała w PRL wyłącznie satelitę radzieckiego imperializmu i odwoływała się do idei socjalistycznej wyłącznie w kategoriach walki narodowej PPS w tradycji piłsudczykowskiej, zaś w kwestii robotniczej podejmując jedynie pracę reformistyczną i związkową, co znalazło wyraz w działalności KOR.

Była to optyka całkowicie zgodna z tradycją Nowej Lewicy na Zachodzie, stanowiącej podstawę dla sowietologii i kształtowania neokonserwatywnego nurtu politycznego. Tej opcji sprzeciwiały się niedobitki zachodniej lewicy posttrockistowskiej, ale i one szybko ewoluowały, zwłaszcza po upadku ZSRR i bloku wschodniego na pozycje wyznaczane przez szeroką Nową Lewicę.

Można wysnuć wniosek, że zasadniczą przeszkodą w integracji Federacji Rosyjskiej w strukturach gospodarczych i wojskowych Europy była nie tyle prawica zachodnioeuropejska, co nadająca ton w strukturach biurokratycznych wspólnoty europejskiej nowoczesna, „antysowiecka” lewica.

To tłumaczy, dlaczego nie wystarczyło odcięcie się od radzieckiej przeszłości przez przywódców nowej Rosji. Dla demokratycznej Nowej Lewicy i jej posttrockistowskich kontynuatorów oczywistym było, że rzecz nie kończy się na ZSRR. Głównym wrogiem tej lewicy był tradycyjnie wielkorosyjski szowinizm, zaś demontaż ZSRR nie był kompletny bez demontażu państwa federacyjnego, niewolącego w sobie inne narody, ze szczególnym uwzględnieniem narodu ukraińskiego.

W tym wykluczeniu Rosji ze struktur „wolnego świata” polska, demokratyczna lewica szła ręka w rękę z nacjonalistyczną prawicą. Znajdowało to wyraz w „braterstwie broni” między opozycją prawicową, jeszcze dość nieśmiałą, a opozycją lewicową, wywodzącą się ze struktur postalinowskiej biurokracji. Obie spotykały się na wspólnym gruncie zapiekłego resentymentu wobec Rosji, który przekraczał ramy wyznaczane przez ideologiczny konflikt między kapitalizmem a socjalizmem.

To zjawisko jest powodem, dla którego obserwujemy tak wyraźną różnicę postaw między lewicą polską a, np. lewicą grecką. Ten podział na lewicy zarysowuje się dziś coraz wyraźniej, w miarę jak lewica zachodnia dostrzega zagrożenie ze strony prawicy i zanikających zdobyczy minionego, powojennego okresu państwa socjalnego.

W Polsce, w kwestii stosunku do Rosji, lewica tzw. postkomunistyczna (czyli postbiurokratyczna), obejmująca także dawną opozycję demokratyczną (czyli drugi odłam lewicy postbiurokratycznej) spotyka się z lewicą posttrockistowską. Opozycja demokratyczna, krytyczna wobec idei „Kultury Paryskiej”, zlewa się w tej kwestii z geopolityką neopiłsudczyka, Jarosława Kaczyńskiego. Różnica sprowadza się do niezwykle istotnej dla posttrockistowskiej lewicy obyczajowej kwestii radykalnej demokracji. Niemniej, w chwili bieżącej akurat nie te kwestie wyznaczają przyszłość Europy.

Zarówno dla posttrockistów nawiązujących do tradycji opozycji demokratycznej, jak i dla PiS Jarosława Kaczyńskiego, zasadniczą sprawą pozostaje rozmontowanie Federacji Rosyjskiej, co dopiero zostanie uznane jako zakończenie procesu demontażu Związku Radzieckiego. Taka postawa jest charakterystyczna dla tej części posttrockizmu, która jest związana z „Czwórką” Ernesta Mandla i Alaina Krivine. Bardzo blisko tej optyki pozostaje SWP i wszelkie odpryski lewicy niegdyś marksistowskiej, które wyznają teorię, iż ZSRR pozostawał państwowym kapitalizmem. Dołączają się do tego wszystkie nurty lewicowe, które opowiadają się za reformizmem i stoją na stanowisku lewicy burżuazyjnej.  W kwestii stosunku do Rosji, wszystkie te nurty schodzą się pragmatycznie z nacjonalistyczną prawicą, co widać na przykładzie aktualnego konfliktu wokół Ukrainy.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
16 kwietnia 2022 r.