Prawicowo-konserwatywny model społeczny, ujmując z grubsza, polega na trzymaniu się funkcjonalności różnych grup społecznych i budowaniu instytucji życia publicznego w relacji do tejże funkcjonalności. Konserwatywna prawica postrzega więc społeczeństwo jako kompleks różnorodnych grup o różnych perspektywach, ale razem składających się na jeden organizm, którego funkcjonowanie jest uzależnione od prawidłowego funkcjonowania wszystkich owych grup.

Widzi więc sprzeczność interesów partykularnych, ale w tym ujęciu interes nadrzędny państwa czy narodu prowadzi do uzgodnienia owych sprzecznych interesów, w interesie całości. W rzeczywistości jest to permanentne podporządkowanie jednych grup społecznych innym, ale przedstawiane jako konieczne, bo naturalne.

W sytuacji destabilizacji społeczno-ekonomicznej taki model zyskuje na wartości, ponieważ tłumaczy i porządkuje świat, choćby i niekoniecznie wedle tego, co sobie jakieś grupy życzą. Porządek prowadzi do szansy ogarnięcia sytuacji obiektywnej, oceny tego porządku z punktu widzenia własnego interesu i do potencjalnego buntu opartego na realistycznej ocenie rzeczywistości.

Lewica postrzega społeczeństwo jako dość jednorodną masę przeciwstawioną władzy, za którą stoją nieliczne elity. Historycznym osiągnięciem burżuazji, a w ślad za nią działaczy liberalnych, było oparcie instytucji państwa na zasadach demokracji, która właśnie zakłada taki dwubiegunowy podział społeczeństwa: władza – obywatele. Demokracja daje obywatelom prawo do żądania od władzy, aby realizowała ich interesy, którym dają oni wyraz poprzez wybory oraz poprzez rozwijające się wciąż różnorakie inicjatywy obywatelskie. Niemniej, główną osią sprzeczności pozostaje oś: władza – społeczeństwo.

W stosunku do koncepcji prawicowo-konserwatywnej, wizja lewicowa ma konstytutywną słabość – nie dostrzega lub bagatelizuje sprzeczności interesów w łonie samego społeczeństwa, samych obywateli. Brak analogicznej do konserwatywnych oponentów wizji strukturyzacji interesów społecznych prowadzi do słabości instytucji demokracji i do postępującej marginalizacji lewicy.
Polityczne hasło lewicy to „jedność”. Lewica trzyma się tego hasła mimo tego, że w rzeczywistości politycznej nie znajduje ono potwierdzenia z powodów całkowicie obiektywnych: pozornie jednolite społeczeństwo jest rozdarte różnymi, nierzadko konkurencyjnymi, a nawet sprzecznymi interesami.

W sytuacji destabilizacji społecznej, taki światopogląd nie umożliwia ogarnięcia rzeczywistości, w jakiej się znajdujemy. Może prowadzić wyłącznie do ślepego buntu, nieprowadzonego przez subiektywny (a więc autentyczny) punkt widzenia. Buntujący się muszą w efekcie przyjmować hegemonię wyraźniejszego (mniej rozmytego) punktu widzenia, czyli hegemonię demagogicznych przywódców, których cechą szczególną jest upraszczanie i brak pryncypiów.

W ten sposób, radykalna lewica podporządkowuje się z reguły liberalnym politykom, którzy posługują się jej hasłami w zależności od sytuacji. Radykalna lewica nie ma oparcia w konkretnej grupie społecznej, która by była nosicielką partykularnego interesu nie podlegającego negocjacjom, a więc i niepodatnemu na zawłaszczanie z prawa.

Oczywiście, wielka grupa społeczna, jaką stanowią pracownicy najemni, nie jest jednorodna, co więcej nigdy taką nie była – co zauważa bardzo słusznie Borys Kagarlicki.

Co więcej, Kagarlicki dodaje, że grupa ta nigdy nie była tożsama z pojęciem robotnika przemysłowego, który w teorii Marksowskiej pozostaje „figurą centralną”. Jest to zdanie, które nie da się pogodzić z popularnymi na współczesnej lewicy poglądami, zgodnie z którymi robotnik przemysłowy jest zasadniczo tożsamy z innymi grupami pracowniczymi i nie pełni w koncepcji Marksa żadnej wyróżnionej roli. Poglądy te zrodziły się na fali Nowej Lewicy na Zachodzie, na gruncie politycznego odrzucenia przez Nową Lewicę klasy robotniczej jako takiej. Echa tego odrzucenia brzmią wciąż w emocjonalnym stosunku do robotników tak w Polsce czy w Rosji, pogłębione wydarzeniami z okresu transformacji, choć bynajmniej nie zrodzonymi w tym czasie.

Zbliżający się kryzys strukturalny kapitalizmu stawia na porządku dnia pytanie o możliwe scenariusze rozwoju sytuacji. W tej kwestii, w poglądach B. Kagarlickiego zaszła charakterystyczna zmiana. O ile dotychczas stał on na stanowisku, że możliwy jest wyłącznie rozwój w kierunku państwa opiekuńczego, inaczej kapitalizmu socjalnego, o tyle w najnowszej wypowiedzi dał wyraz przekonaniu, że pojawiła się możliwość rozwoju procesu w kierunku socjalizmu. Przy starym stanowisku, póki co, pozostaje Aleksandr Buzgalin.

Kagarlicki wyraża przekonanie, że Rosja znajduje się w długiej fazie restrukturyzacji kapitalistycznej, w której zarówno reżym, jak i gospodarka są słabe. Daje to szansę zmiany ustrojowej. Pytanie brzmi: w czyim interesie?

I tu mamy sedno problemu.

Szeroko pojmowana klasa, na której opiera się lewica, jest – jak pokazano wyżej – niejednorodna. Perspektywa socjalizmu jej nie jednoczy. Z drugiej strony, Kagarlicki wskazuje na konieczność tworzenia szerokiego bloku społecznego, albowiem żadna klasa nie działa samodzielnie. Ważne jest jednak ustalenie konkretnej hegemonii w łonie takiego bloku. W przeciwieństwie do Olega Dwurieczenskiego, który hegemona (awangardy) upatruje w nielicznym segmencie szeroko pojętego proletariatu, charakteryzującym się zawężającymi kryteriami, w tym zdolności do jedynie reprodukcji własnej siły roboczej, bez żadnych nadwyżek, Kagarlicki odwołuje się do Leninowskiej definicji klasy. Z jej zastosowania wynika konieczność rozróżnienia klas w oparciu o kryterium miejsca w społecznym procesie produkcji oraz kryterium sposobu, w jaki dana grupa uczestniczy w podziale społecznego bogactwa.

Są to te kryteria, na jakich opieramy swoje rozważania. Jak widać, ich zastosowanie daje jednoznaczne rezultaty.

Szeroko rozumiana grupa pracowników najemnych nie zajmuje tego samego miejsca w społecznym procesie produkcji ani nie uczestniczy w identyczny sposób w podziale społecznego bogactwa. Mylące są pozory wynikające z mimikry, jaką w kapitalizmie przyjmują różne sfery aktywności w procesie ich komercjalizacji. Rozróżnienia można dokonać odwołując się do historycznego procesu wyłaniania się usług w miarę rozwoju ekonomicznego społeczeństwa, w którym rosną nadwyżki wartości dodatkowej, a które stanowią podstawę pojawienia się owych usług (zgodnie z komplikowaniem się społecznego podziału pracy). Również sam kapitał nie jest jednorodny. Sfera produkcyjna obrasta sferą usług zorganizowanych na modłę kapitalistyczną, gdzie relacje między pracą a kapitałem powielają się, aczkolwiek działanie kapitału obsługującego kapitał produkcyjny oraz społeczeństwo pozostaje ściśle uzależnione od kondycji kapitału produkcyjnego. Abstrahujemy w tym momencie od kapitału finansowego, który rozwinął się gwałtownie w związku z koniecznością przechwytywania zysków przez Centrum z produkcji zdelokalizowanej do Peryferii.

Instytucja państwa burżuazyjnego zagospodarowuje część tej wartości dodatkowej, zasilając gospodarkę krajową, pozbawioną podstaw fizycznych (gospodarka realna). To powoduje, że w społeczeństwie wytwarza się iluzja o produkcyjnym charakterze sektora finansowego, który zasila budżet państwa. Tak więc pracownicy najemni zatrudnieni przez instytucje obsługujące sfery działalności socjalnej i kulturowo-edukacyjnej państwa mają podobne złudzenie produktywności. Relacja państwo – pracownik najemny zastępuje relację robotnik – kapitalista i skutkuje horyzontem walki klasowej ograniczonym do relacji z władzą państwową.

Sfera produkcji materialnej umyka postrzeganiu, albowiem wpierw fizycznie została usunięta z Centrum. Zbliżanie się kryzysu i jego pierwsze zapowiedzi związane z niewielkim jeszcze kryzysem lat 2008-2009 skutkowały przeorientowaniem się krajów Centrum na reindustrializację. Kapitał zdał sobie sprawę z tego, że osłabienie dotychczas niekwestionowanej gospodarczej hegemonii Centrum grozi odcięciem przepływów wartości dodatkowej, a więc i destabilizacją sytuacji politycznej w owym Centrum. Naruszenie tej stabilnej i wygodnej pozycji kapitału Centrum wydarzyło się za sprawą ekspansywnej gospodarki Chin, które zdołały zastosować metody kapitalistyczne przeciwko kapitałowi hegemonicznemu.

Zapewne ta ofensywa destabilizacyjna była umożliwiona osłabieniem kapitalizmu dzięki upadkowi tzw. realnego socjalizmu, co pociągnęło za sobą rozpad „niekapitalistycznego otoczenia” w Trzecim Świecie. Chiny potrafiły zagospodarować część tego zdestabilizowanego obszaru wykorzystując to, że Centrum było zajęte świętowaniem tryumfu nad „komunizmem” i próbą zagospodarowania obszaru poradzieckiego.

Destabilizacja stosunków kapitalistycznych stwarza szansę zmiany, ale kierunek tej zmiany zależy od precyzji programowej lewicy. Odwołanie do precyzyjnej, klasowej definicji siły prosocjalistycznej, ma kolosalne znaczenie z punktu widzenia konieczności uwzględnienia w kalkulacjach lewicy także krajów dawnych Peryferii, gdzie dokonało się uprzemysłowienie.
Kraje tzw. Centrum i okołocentrum mają ogromną rolę do odegrania w tworzeniu świadomości klasowej. Czeka nas walka analogiczna do walki, jaką Marks toczył z liberalno-demokratycznymi przodkami współczesnej, nowoczesnej lewicy. Walka ta obraca się wokół tych samych kwestii, które różnią marksizm od koncepcji progresywno-demokratycznych.

Według B. Kagarlickiego, współczesny blok musi mieć charakter dużo bardziej złożonej kombinacji. Taki blok musi opierać się na tym, co łączy jego części składowe. Póki co, takim łącznikiem jest państwo socjalne. Perspektywa Kagarlickiego nakierowana na hegemona, który zagwarantuje azymut na socjalizm, nie poprzestając na państwie socjalnym, załamuje się więc w obliczu pragmatycznych wyborów i trudności. Zwraca jednak uwagę na to, że w obecnej sytuacji kryzysu strukturalnego, nawet przejęcie władzy pod hasłami socjaldemokratycznymi będzie prowadziło do konieczności radykalizacji żądań ulicy i do radykalizacji programów politycznych. Konsekwentne państwo socjalne nie może się obyć bez nacjonalizacji własności oligarchów, konieczna będzie nowa industrializacja oraz państwowe inwestycje. Konsekwentne żądania społecznej kontroli przekształcą państwowe inwestycje, a państwową interwencję (kapitalistyczną z istoty) – w społeczne zarządzanie gospodarką.

Z historii wiemy jednak, że siły liberalno-demokratyczne nie poddają się radykalizującemu się naciskowi oddolnemu i stawiają mu opór, mając poparcie określonych segmentów dotychczasowego bloku, który zaczyna się rozpadać po szwach zróżnicowanych interesów partykularnych. Świadomość tej rozbieżności interesów jest warunkiem nie bycia zaskoczonym takim nieuniknionym rozwojem wypadków. Liberalno-demokratyczna część bloku w naszych czasach jeszcze mocniej niż w przeszłości oddziela sferę gospodarczą od sfery politycznej, pozostawiając tę pierwszą w kompetencji fachowców, rzekomo neutralnych politycznie. Na lewicy brak jest jasnej świadomości tego, że właśnie ta zredukowana sfera produkcji materialnej stanowi istotę walki klasowej i zasadnicze zadanie do rozwiązania, aby przejść do budowy społeczeństwa bezklasowego.

Istota klasowości leży w tej właśnie sferze. O dojrzałości stosunków społecznych do przerodzenia się w stosunki bezklasowe świadczy fakt, że sfera ta uległa właśnie takiej redukcji pod względem ilościowym. Niemniej, właśnie relacje na tym zawężonym odcinku kształtują redystrybucję dochodu i dochodów w całej pozostałej, szerokiej sferze konsumpcji społecznej.

Wedle Olega Dwurieczenskiego, współcześni marksiści patrzą wstecz i dlatego są niezdolni do zdefiniowania dzisiejszego proletariatu, który powalczy o socjalizm. Kagarlicki słusznie wypomniał Dwurieczenskiemu, że wzorcem ortodoksji marksizmu pozostaje po dziś dzień Karol Kautsky, a opinie o odstępstwie Lenina od koncepcji Marksa wyraża się właśnie w oparciu o przyłożenie do nich wzorca ortodoksji Kautsky’ego. Oparcie się na Leninie jest więc powrotem do ortodoksji, jak ją rozumiał Marks. Wykładnia Kautsky’ego kształtuje wyobrażenie o marksizmie do dziś, więc „cofnięcie się” do Lenina jest krokiem naprzód w stosunku do współczesnej lewicy.
Ostatecznie, Kagarlicki i Dwurieczenski w praktyce politycznej prezentują dość podobne stanowiska, z tym, że w przypadku Kagarlickiego jest to kompromis, zaś w przypadku Dwurieczenskiego – szczyt refleksji. Biorąc pod uwagę zaznaczone wyżej nieuchronne rozejście się bloku społecznego po osiągnięciu pierwszego etapu przemian polegającego na ustanowieniu umiarkowanego rządu socjaldemokratycznego, pojawia się problem przejścia do etapu drugiego. Tylko drugi etap gwarantuje zrobienie kroku w kierunku społeczeństwa socjalistycznego. Krok ten wymaga wprowadzenia dyktatury proletariatu. Kagarlicki dobrze charakteryzuje to pojęcie jako klasową istotę polityki. Na co dzień mamy do czynienia z dyktaturą klasy, w naszym przypadku – kapitalistycznej. Formy, w jakich przejawia się ta dyktatura (demokracja czy jej brak) zależą od okoliczności, nie świadcząc o treści ustroju.

Dla Dwurieczenskiego, chociaż najostrzejsze kryterium w jego definiowaniu proletariatu spełnia jedynie milion z kawałkiem obywateli Rosji, w praktyce awangarda kształtuje się na podstawie aktualnego stanu wrzenia w danej grupie społecznej. Jeżeli blok jest konstruowany bez hegemona, tym hegemonem może w danym momencie być dowolna część owego bloku, którą akurat najmocniej zdenerwowała jakaś decyzja rządu. Taką definicję awangardy może sobie przyjąć A. Nawalny, który w swym liberalnym światopoglądzie nie jest przywiązany do konkretnego interesu, jaki kryje się za daną grupą społeczną. Wszyscy mamy świadomość manipulacyjnego aspektu mobilizacji przez Nawalnego. To nie jest blok społeczny, ponieważ interesy części grup wchodzących pozornie w jego skład, nie są żadną częścią składową kompromisowego programu. Blok Nawalnego jest nastawiony na obalenie aktualnej władzy, do czego można wykorzystać dowolne niezadowolenie, którego nie weźmie się pod uwagę w momencie konstrukcji rządu powstałego na tle tej mobilizacji. Ten blok jest nastawiony na realizację postulatów społecznie mniej radykalnych od interesów większości ludzi zaangażowanych w owym bloku. Walka o przejęcie hegemonii w takim bloku, pod nieobecność interesów klasy zainteresowanej w przejściu do socjalizmu, jest prowadzona w oparciu o puste powietrze.

Niestety, nawet jeśli abstrahować od „bloku” Nawalnego, wszelkie bloki konstruowane przez radykalną lewicę są konstruowane w oparciu o ukrywanie interesu hegemona, na podstawie zalecenia, aby cele bloku były rozumiane i akceptowane przez „zwykłego obywatela”.

Niezależnie od tego, że taka koncepcja przypomina bardziej taktykę blankistowską niż faktycznie leninowską (nie ukrywającą interesu hegemona), stawia ona faktycznego hegemona na zewnątrz owego bloku. W opisywanej wyżej sytuacji przejęcia władzy przez socjaldemokrację nie ma na czym oprzeć polityki radykalizacji żądań. Alternatywą dla takiego umiarkowanego rządu, nie dorastającego do zradykalizowanej sytuacji politycznej jest populistyczna prawica opierająca się na pozostałym poza blokiem (lewicowym) hegemonie i zagospodarowanie sceny politycznej na poziomie bardziej wstecznym niż polityka socjaldemokratyczna.

Stąd istotna różnica między rozwojem sytuacji w Niemczech i w Rosji, w 1918 roku.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
26 kwietnia 2020 r.