Opublikowano 11 marca 2018, autor: BB

W 100 lat po Rewolucji, w 30 lat po upadku systemu „realnego socjalizmu”, w sytuacji, kiedy kapitalizm przeżywa kryzys cywilizacyjny, a lewica ma się gorzej niż kiedykolwiek, poważnie pytanie o przyczyny tego faktu wydaje się naturalne. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wraz z upadkiem tzw. realnego socjalizmu, skończyło się zapotrzebowanie na legitymizowanie systemu z lewa, które dało lewicy możliwość współkształtowania rzeczywistości politycznej w II połowie XX wieku. Rodzi się więc pytanie o to, co poszło nie tak.

Z tego punktu widzenia ciekawa jest dyskusja, która odbyła się w kwietniu 2017 r. w Chicago, zorganizowana przez Platypus Affiliated Society (link do oryginalnego zapisu ze spotkania poniżej). Punktem wyjścia było pytanie o „marksizm czasu Trumpa”, ale stanowiło ono jedynie pretekst do rozważenia kondycji lewicy w całym jej historycznym rozwoju.

Osoby dramatu:

Chris Cutrone – przewodniczący Platypus Affiliated Society, wykładowca Teorii Krytycznej w School of the Art Institute, Chicago;

Catherine Liu – profesor w dziedzinie studiów nad filmem i mediami, University of California, Irvine; autorka książki The American Idyll: Academic Anti-Elitism as Cultural Critique;

Greg Lucero: członek –założyciel Revolutionary Students’ Union, członek sekcji Chicago w Socialist Party USA

Oraz Reid Kotlas – członek Platypus, moderator dyskusji.

Zwróćmy uwagę na kilka wątków tej dyskusji.

1. Populizm

Kto mówi „Trump”, mówi „populizm”. Czy „prawicowy populizm” jest wcieleniem wroga, czy tylko symptomem wymagającym wyjaśnienia?

Według Chrisa Cutrone’a, lewica popełnia błąd, jeśli uważa Trumpa za antyneoliberała. Klasyfikując go w ten sposób, musi przyjąć „populizm” jako wyjaśniające określenie dla jego polityki, co jest błędem sugerującym, że skoro istnieje „prawicowy populizm”, to istnieje także „lewicowy populizm”, a co za tym idzie – sprzeczność między demokracją a neoliberalizmem. Tymczasem, jak zauważa, neoliberalizm odnosił swoje tryumfy dzięki demokracji, dzięki wyborom, które wyniosły Thatcher, Reagana, Clintona, Blaira czy Obamę.

„Neoliberalizm jest rodzajem demokracji, nie jej przeciwieństwem. Jeśli neoliberalizm znajduje się w sytuacji politycznego kryzysu, to jest to kryzys demokracji. Być może na tym właśnie polega rozróżnienie między populizmem a demokracją. Kiedy wynik demokratycznych wyborów jest niepożądany, jak to się wydaje w przypadku Trumpa, przypisuje się ten stan wypaczeniu demokracji przez populistyczną demagogię” – przekonuje Cutrone.

Zadaniem Cutrone’a, wybór Trumpa jest drastycznym wyrazem politycznego kryzysu neoliberalizmu: „Przez całe swe dzieje kapitalizm pozostaje w napiętych, jeśli nie w konfliktowych, relacjach z demokracją. Ale kapitalizm także odtwarza się poprzez demokrację.” Lepszym określeniem wedle Cutrone’a byłoby Harvey’owskie stwierdzenie, że Trump jest post-neoliberałem. Tak więc, pojawienie się Trumpa jest normalnym zjawiskiem w mechanizmie samoobrony i samooczyszczenia kapitalizmu. Już amerykańska partia komunistyczna nazwała Franklina Delano Roosevelta faszystą, potem tak określano Reagana, „tak jakby liberalna demokracja raczej upadała niż doznawała politycznej transformacji”.

W związku z tym, Cutrone twierdzi, że „problem z lewicą polega na tym, że ta jej histeria dotyczy mniej kwestii społecznych, co jej samej. ‘Lewica’ krzyczy o faulu, kiedy polityka mainstreamowa odbiera jej jej własny grom – kiedy zmiana przychodzi bardziej z prawa niż z jej własnej, lewicowej, ‘polityki rewolucyjnej’. Kapitalizm posuwa się naprzód i będzie się posuwał w przyszłości poprzez polityczne rewolucje o mniej lub bardziej drastycznym charakterze.”

I dodaje: „Brian Eno powiedział niedawno, że szokiem dla Lewicy jest to, że myślimy, iż jesteśmy rewolucjonistami, ale okazuje się, że nimi nie jesteśmy. Kiedy mówimy o horyzontach, o socjalizmie i kapitalizmie, oraz o postaciach kapitalizmu, który przechwycił różne typy niezadowolenia i wydaje się znośny, wtedy mówimy naprawdę o tym, że kapitalizm to rewolucja. Socjalizm musi sprostać zadaniu rewolucji, którą już jest kapitalizm. Lub, jak to ujął Lenin: ‘Naszym zadaniem jest być tak radykalnym, jak sama rzeczywistość’. Problemem dogmatyzmu, zaślepienia historią, jest właśnie to: przejmujesz zestaw antynomii od poprzedniej formy kapitalizmu i upadasz na progu nowej postaci kapitalizmu, który jest realnie bardziej rewolucyjny niż ty.”

Zgoda, pod warunkiem, że uściślimy, iż nie chodzi o popularne wśród radykalnej lewicy przekonanie, że kapitalizm zmienił się w swej istocie, ale o stosunek do mutujących sposobów przezwyciężania sprzeczności na poszczególnych zakrętach historii, w celu zachowania owej istoty.

„Uznani marksiści nie zdołali wyjaśnić kilku minionych transformacji kapitalizmu. Ani Wielkiego Kryzysu, ani kryzysu koalicji Nowego Ładu prowadzącego do Nowej Lewicy lat 60-70 ub. wieku, ani też kryzys fordystycznego kapitału, który doprowadził do neoliberalizmu, nie został adekwatnie ujęty. Zamiast tego, każda zmiana spotykała się z paniką i jałowymi denuncjacjami.”

Krytyka Cutrone’a prowadzi go do stwierdzenia, że „… jedynym sposobem, w jaki ‘Lewica’ może postawić kwestię obecnie, sprowadza się do doradzania Demokratom, jak pobić Trumpa”, co nie prowadzi jednak do przezwyciężenia kryzysu neoliberalizmu. Zresztą, skoro na „Lewicy” panuje przekonanie, że „neoliberalizm jest mniej lub bardziej powierzchownym defektem politycznym, który można łatwo odwrócić dzięki prostemu wyborowi prawidłowych (Partia Demokratyczna czy brytyjska Partia Pracy) kandydatów”, to – dodajmy od siebie – zamiast polityki mamy festiwal optymizmu, który załamuje się pod własnym ciężarem, jak w przypadku wygranej Syrizy. Kapitalizm nie zmienił swej istoty.

Zarówno Trump, jak i Sanders, wyrażają kryzys związany z nazwiskami Clintona i Obamy. „Niezadowolenie z neoliberalizmu znalazło wyraz w pragnieniu powrotu do polityki przedneoliberalnej – tej Nowego Ładu i Wielkiego Społeczeństwa. Styl Sandersa przypomina lata trzydzieste bardziej niż nowolewicową kontrkulturę. Poza tym, jeśli Sanders domagał się „politycznej rewolucji”, jakby ogólnikowo nie była ona wyrażana, to akurat Trump jej dokonał. „Ekonomiczny doradca Trumpa, Stephen Moore, były neoliberał, zadeklarował republikanom w Kongresie, że nie jest to już reaganowska neoliberalna Partia Republikańska, ale że będzie to nowa ‘populistyczna pod względem gospodarczym’ partia. Trump zapowiedział podczas kampanii wyborczej, że Republikanie nie będą już partią konserwatywną, ale ‘partią klasy robotniczej’. … Demokraci będą musieli dać na to adekwatną odpowiedź, walcząc o tych samych wyborców, poszerzając jednocześnie swą bazę wyborczą na inne sposoby.”

I dalej: „’Populizm’ jest problematycznym określeniem, ponieważ wyraża zasadniczą ambiwalencję dotyczącą samej demokracji i przez to nie może dać wyjaśnienia problemu. Wiadomo, że nowa i ekspansywna polityczna mobilizacja jest brzemienna w niebezpieczeństwa. Niemniej, to jest sprawa życia i śmierci demokracji. Przerażające widmo ‘wściekłych, białych wyborców’ wdzierających się na scenę polityczną zderza się z wyrazistym faktem, że czynnikiem, który zadecydował o zwycięstwie Trumpa, byli ci sami wyborcy, którzy wcześniej wybrali Obamę.”

Lewica zatraciła umiejętność adekwatnego odpowiadania na wyzwania sytuacji stwarzanych przez kapitalizm.

Konsekwentnie, nazywając Trumpa faszystą, Lewica usiłuje, jak zauważa inny dyskutant, Greg Lucero, wepchnąć go ponownie w minione, historyczne typy porządków symbolicznych. A „zintegrowanie kogoś w porządek symboliczny oznacza wykastrowanie go, odebranie mu życia, żywotności.” Cały efekt z tego jest do przewidzenia: Lewica pozbędzie się traumy na poziomie dyskursywnym, co wystarczy. Walki uliczne z „faszystami” są wtórne w stosunku do tego symbolicznego przezwyciężenia problemu.

Trudno się dziwić, że tego typu postawienie sprawy wywołało sprzeciw Catherine Liu, przedstawicielki nieco starszego pokolenia, zdecydowanie odcinającej się od wmawianego jej zneurotyzowania. Nawiązując do kwestii populizmu, przedstawiła ciekawą obserwację z własnego życia: „Kiedy w 19994 roku, u szczytu świetności Clintona, przeprowadziłam się na Środkowy Zachód, byłam zdumiona zetknięciem się z radykalną podejrzliwością wobec uniwersytetu, ekspertów i nauki. Nie zetknęłam się z tym, kiedy mieszkałam w bańce nowojorskiej metropolii leżącej na styku trzech stanów, która była zdominowana przez białych oraz przez żydowski szacunek dla wykształcenia. Zetknięcie się z tym populizmem i wrogością (także dlatego, że nie byłam biała) było bardzo traumatyczne, kiedy dostałam pracę w Minnesocie. Ostatecznie, doprowadziło to do mojego projektu książkowego na temat antyintelektualizmu i populizmu na Środkowym Zachodzie, cech, które uczyniły ze Środkowego Zachodu tak wspaniałe miejsce i siedlisko tak potężnego potencjału rewolucyjnego. Początkowo postrzegałam to jako coś reakcyjnego, ale dzięki badaniom i pogłębionym relacjom z mieszkańcami Minnesoty, zdałam sobie sprawę, że populizm Środkowego Zachodu powstał w warunkach buntu agrarnego 1892 roku. „Populizm’ w języku angielskim odnosi się pierwotnie do Partii Ludowej.”

I dalej: „Ludność Środkowego Zachodu czuła się oddzielona od kapitału i od lichwiarzy i zbójów. To dlatego musimy rozumieć populizm. Cierpiący lud na tym obszarze zrodził najsilniejszy ruch na rzecz trzeciej partii w USA, ruch, który ostatecznie został zniszczony w 1896 roku, kiedy Partia Demokratyczna przywłaszczyła sobie platformę Partii Ludowej.”

„Kapitał oddziela nas od świata, w którym żyjemy. Oddziela podmioty od ich historii. Jeśli przeczytacie rozdział o kapitale w Grundrisse, to zobaczycie, że kapitał od początku funkcjonował jako proces oddzielania podmiotów od wspólnoty, oddzielenia podmiotów od ager publicus, oddzielenia podmiotów od klanu czy plemienia, od środków samoreprodukcji, od samej polityki, od ucieleśnionych form pracy, od wartości użytkowych, od gwałtu i od satysfakcji.

Dzisiejsi populiści – Trump i, w inny sposób, Sanders – odnoszą się do tej lawinowej serii oddzieleń. … Tym, co Trump faktycznie ujawnia, jest autorytarianistyczny charakter postępowych Demokratów. Ich represyjne typy postępu stworzyły pewien rodzaj autocenzury językowej , która faktycznie dotyczy wykorzenienia tradycyjnych i robotniczych sposobów radzenia sobie z ‘obcym’.”

Nawiązując do stosunku do edukacji w USA: Greg Lucero zauważa przenikliwie, że lewica powinna kierować się hasłem: „proletaryzować intelektualistów; intelektualizować proletariat”, a dokoła słychać tyle o proletaryzowaniu się intelektualistów: „Lecz wśród tych, którzy zdobywają stopnie na uczelniach, czyż nie jest śmieszne, że to zawsze inni intelektualiści powinni się proletaryzować, podczas gdy twoja praca jest tak wartościowa? To jest brak dyscypliny. To niechęć do ciężkiego wysiłku i poświęceń w celu stworzenia czegoś – czegoś, co może być niepowodzeniem.”

2. Problemy własne lewicy

Skoro problemem jest nieumiejętność adekwatnej odpowiedzi lewicy na rzeczywistość, Greg Lucero odnosi się do psychicznej kondycji lewicy. Jego zdaniem, problem leży w tym, że lewica jest nie tyle martwa, co neurotyczna. Jest to spowodowane faktem, że lewica znajduje się w sytuacji impasu. Wiąże to z traumatycznymi wydarzeniami z jej historii. Pierwszym takim wydarzeniem, według niego, była Komuna Paryska, która – stłumiona krwawo – uświadomiła, że realizacja projektu egalitarnego, internacjonalistycznego i demokratycznego (horyzontalne więzi) nie będzie prosta w realizacji.

Rozwiązaniem zaproponowanym przez Lenina, jak twierdzi Lucero w zgodzie z obowiązującym schematem, była partia awangardy, co pogrzebało lewicowo-komunistyczne i związane z komitetami fabrycznymi pomysły odrodzenia idei Komuny. Państwo socjalistyczne rodzi się jako instytucjonalizacja awangardowej partii.

Impas spowodowany przyjęciem koncepcji partii awangardowej, a następnie państwa-partii, domagał się przezwyciężenia, co przywiodło lewicę „sowietologiczną” do fascynacji Maoistowską Rewolucją Kulturalną – „… powrót do i spuszczenie ze smyczy mas przeciwko partii, przeciwko awangardzie i przeciwko biurokracji.” Niestety, efektem była kolejna, nieprzewidziana trauma – odbudowa kapitalizmu przy Dengu, jak twierdzi Lucero. „Jeżeli masowa mobilizacja w kraju tak wielkim i różnorodnym, jak Chiny, nie wystarczy, aby przezwyciężyć biurokrację zinstytucjonalizowanego państwa-partii, to jaka może być droga naprzód?” – pyta dramatycznie.

Zła diagnoza nieuchronnie prowadzi do złych środków zaradczych.

Wtóruje mu Catherine Liu: „Lewica powinna poddać się najdogłębniejszej formie samokrytyki jako podstawie samoreorganizacji. Byłam zbyt młoda w 1968 roku, ale zawsze ten czas napawał mnie nostalgią; spędziłam życie na rozmyślaniu o obietnicach tamtej chwili. We Francji, elitarna grupa mieszczańskich studentów stała się anarchistami i zakochała się w maoizmie. Pokończyli elitarne szkoły nazywane écoles normales supérieures. We Francji istnieje bardzo karzący system hierarchiczny, który pozostał zasadniczo nienaruszony po tym, jak zakończyły się całe tamte marzenia i cały tamten protest. Tak więc, tym, co zrobił 1968 rok, to było skonsolidowanie stylu kontrkulturowego dla potrzeb nowej elity o antyimperialnym zacięciu. Kiedy Barthes i Lacan i wszyscy inni pojechali do Chin, to było w ramach jakiejś egzotyki i turystyki, które stały się częścią splendoru przynależnego byciu lewicą we Francji. Ludzi, którzy poszli tą ścieżką poszli do fabryk i się sproletaryzowali; ich życie zostało stłamszone i zniszczone, a wielu spośród nich udało się do psychoanalityków, aby zrozumieć to, co się z nimi stało. To był ruch lacanowskiej psychoanalizy. Chcieli zapytać: „kto tu działa?” Kwestia autonomii w latach 70-tych, w owym gorzkim, post-rewolucyjnym momencie, zmieniła się w pytanie: „Czego ja chcę? W jaki sposób znalazłem się tutaj i w jaki sposób zostałem wrobiony?

… Młodzi dwudziestolatkowie przeżywający swój ferment na amerykańskiej lewicy są o wiele mniej uprzywilejowani niż elita z 1968 roku, która działała zgodnie ze swą ezoteryczną teorią – poststrukturalizmem bez Marksa – co upoetyczniliśmy w USA jako ‘Teorię’. Zrozumienie historycznego dziedzictwa niepowodzeń tamtej rewolty jest naszym rozwiązaniem, naszą drogą ewakuacyjną, żeby nie popełnić tych samych błędów.”

3. Trauma zachodniego marksizmu

(CL) „Musimy też przyznać się do traumy zachodniego marksizmu. Mimo wszystkich analiz kulturowych, teoretycznych czy artystycznych, które przeprowadziła Szkoła Frankfurcka i jej następcy, okazali się oni całkowicie niezdolni do zapobieżenia wzrostowi eurokomunizmu i socjaldemokracji oraz finalnej degeneracji ruchu zachodniego marksizmu.”

Jakie jest rozwiązanie proponowane przez Lucero? Tu, dziwnie, ale odwołuje się do Lenina (naszym zdaniem totalnie nieadekwatnie) z Państwa i rewolucji, w którym pisze się, że są to dwie różne rzeczy. „Możemy budować socjalizm wyłącznie po rewolucji. Jako rewolucjoniści nie możemy się zinstytucjonalizować. To jest kluczowy problem lewicy. Nie możemy dać się zinstytucjonalizować w symbolicznym dyskursie kapitalistycznym. … Rewolucja jest najbardziej autorytarną rzeczą z możliwych. Jest niebezpieczna. Jest gwałtowna,. Jest krwawa. I, najprawdopodobniej, zostaniemy pożarci przez siły, które zwolnimy. … W czasach Trumpa musimy potwierdzić nasze pragnienie rewolucji na przekór wszystkiemu – na przekór Trumpowi, Demokratom, na przekór zinstytucjonalizowanej, neurotycznej Lewicy.”

Czyli, przedstawiciel najmłodszego pokolenia lewicy w owej dyskusji, zasadniczo proponuje działanie rozpaczliwe, nie oparte na racjonalnym planie. Mimo że prowadzi ono obiektywnie do rozlewu krwi i gwałtu. Obawiamy się, że nie jest to droga przezwyciężająca lewicowy neurotyzm. Hasłem dnia jest więc dla Grega Lucero przejście od neurozy do psychozy – wedle jego własnych słów (wszystko pod hasłem, że Lenin był w tym znaczeniu psychotycznym typem, by nie rzec… psychopatą). Można zauważyć, że współczesna lewica nie potrafi wyzwolić się od przekonania, że fakty rzeczywistości zachodzą na poziomie… dyskursu.

4. Skutki

Chris Cutrone: „Obawiam się, że szok związany z Trumpem jest na tyle wielki, że może pogodzić milenialsów z Partią Demokratyczną w jej najbardziej odrażającej postaci, a mianowicie w jej najbardziej konserwatywnej postaci zachowującej status quo. Obawiam się, że fenomen Sandersa jest tu pomostem.”

CL: „Miała miejsce odnowa marksizmu na uczelniach po upływie 20-30 lat nie samej polityki tożsamości, ale fali ruchu antydialektycznego, różnicowego, Foucauldiańskiego, Heideggerowskiego. … Mamy teraz poluzowanie krypto-antymarksizmu na uczelniach i ludzie są porażeni wybuchem walki klasowej ujawnionej w ostatnich wyborach. … Chociaż nie należę do żadnej partii rewolucyjnej, tak długo trwałam przy odmiennych opiniach na uczelni, i nagle rzeczy, które zawsze chciałam powiedzieć stały się wypowiadalne. Ten opresywny konsens został głęboko naruszony i z tego powodu czuję optymizm.”

CL: „Istnieją głębokie ekonomiczne przyczyny upadku polityki radykalnej w tym czasie, powodujące inkorporację i instytucjonalizację w ramach uczelni. To ma wiele wspólnego z pogonią kapitału za rentą, przejściem na giełdę, a następnie wejściem w erę firm dot.com. Niewielka mniejszość naszego pokolenia przebiła się jako awangarda postępu technologicznego i stała się milionerami i miliarderami. Wtedy Pierre Lévy i inni teoretycy stwierdzili, że odtąd można osiągać zysk bez wyzysku, a więc ci, którzy walczą na ulicach po prostu są w błędzie. Wydawało się, że kapitał faktycznie podniesie wszystkie łodzie, a nawet jeśli myślałeś, że to niemożliwe, to i tak nadal nie było politycznej siły. Kiedy Reagan i Thatcher złamali demokrację socjalną, wydawało się, że nastanie ożywienie po powojennym konsensie. Miało to nastąpić w wyniku wolnego od wyzysku przyrostu zysku po recesji lat 1992-94. Nieruchomości i giełda przyspieszyły począwszy od 1994 roku i wbiły ostatni gwóźdź do trumny aktywizmu całego pokolenia. Ta bańka stworzyła więcej fikcyjnego kapitału zniszczyła więcej przekonań politycznych, niż kiedykolwiek widziałam. … Historia odtąd się nie liczyła! Mieliśmy patrzeć na świat ze zwierzęcego punktu widzenia, albowiem robotnicy zniknęli i odtąd nie było więcej mowy o pracy. Przepraszam, ale powstrzymywałam się od powiedzenia tego na tylu konferencjach, przez te wszystkie lata!”

„Traumatyczne wybory Thatcher i Reagana wepchnęły lewicę w żałosną, ohydną imitację formuł używanych przez prawicę. Zmiażdżenie związków zawodowych i klasy robotniczej było tak potężne pod obiema tymi administracjami. Wtedy lewicowcy odkryli, że klasa robotnicza faktycznie lubi tych prawicowych autokratów. Nastąpił ogromny spadek wiary w siebie, co sparaliżowało jakiekolwiek odniesienie do utopii socjalistycznej. Horyzontem był kapitalizm.”

Ciąg dalszy znamy…

Zaczęliśmy od stwierdzenia, że lewica ma się gorzej niż kiedykolwiek. Nie każdy musi podzielać to zdanie. Jeżeli horyzontem lewicy ma być powrót do welfare state, to optymizm może brać się z przekonania, że jest to plan jak najbardziej realny, albowiem zrozumiały dla szerokich grup społecznych i odwołujący się do pamięci nieodległych czasów. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę, iż kapitalizm wciąż się zmienia pozostając w swej istocie taki sam, to bieżąca sytuacja polityczna rozwiewa złudzenia co do możliwości odtworzenia chwilowych, niepowtarzalnych warunków powojennej Europy, w której welfare state był możliwy. Historia ponownie stawia zadanie rozwiązania socjalistycznego w skali globalnej. Ponownie konfrontuje kapitalizm, tym razem z globalną klasą robotniczą. W skali globalnej nie da się powtórzyć rozrzutnego dobrobytu dla wszystkich, rozciągnąć „Europy socjalnej” na cały świat. Sprzeczności czysto klasowe stają się przez to wyrazistsze. Czy kapitalizm nie ma możliwości ucieczki do przodu? Oczywiście, ma.

Dlatego nie ma pewności, że lewica stworzy alternatywę dla kapitalizmu. Ma doświadczenie w polityce reaktywności na posunięcia kapitału i niechęć do nadawania tonu. Zadowala się rolą doradcy, jak dzielić bogactwo, nie kwestionując sposobu jego wytwarzania. Ta postawa jest związana z podmiotem, z którym utożsamia się lewica. Socjaldemokracja tradycyjnie nie kwestionuje systemu produkcji, skupiając się na postulowaniu rozwiązań socjalnych z uwzględnieniem ograniczeń zgłaszanych przez kapitał. Radykalna lewica formułuje tylko bardziej radykalne żądania socjalne, nie stanowiąc nowej jakości w stosunku do socjaldemokracji.

Ta różnica jakościowa istniała w programie bolszewików; wynikała z teorii Marksa, stąd zaskoczenie Lenina, że marksiści zachodni nie podjęli dzieła rewolucji. Bez uporania się z dziedzictwem marksizmu doby Rewolucji Październikowej i później, nie przeprowadzimy istotnej krytyki lewicy w XX wieku.

Ale przynajmniej dyskusja się ożywiła. Może do Polski też dojdzie. Zapewne okrężną drogą, przez Rosję…

Ważne, że trwa.

Poniżej link do całości dyskusji (za „Platypus Review” 98, July-August 2017):
https://platypus1917.org/2017/07/21/marxism-age-trump/

Ten wpis został opublikowany w kategorii Teksty bieżące. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
← POLSKA – KRAJEM MUZEÓW
Неделя до выборов: что-то сломалось →