Podstawowym problemem lewicy jest – wedle jej własnej diagnozy – przedłużający się brak jedności, który to brak eliminuje ją z rozgrywek na „wielkiej” scenie politycznej. Ostatnio przekaz na ten temat zaprezentowali goście RadioFA, w dniu 12 maja b.r.: Michał Nowicki i Bojan Stanisławski.

Jednocześnie, obaj mówcy zgodzili się (jak zresztą zgadzali się przez cały czas trwania audycji, jakby chcieli udowodnić na własnym przykładzie, że postulowana jedność jest możliwa), że mają patent na skuteczność kampanii wyborczej, polegający na przyjęciu przez tzw. lewicę koncesjonowaną haseł odważnie promujących program otwarcie prosocjalistyczny. Na wzór leksyki wyborczej Berniego Sandersa.

Jednym słowem – lewicy brakuje odwagi w głoszeniu swych poglądów.

Co więcej, gdyby zamiast boczyć się na media lewicy wegetującej na marginesie mainstreamu, liderzy startujący w wyborach winni korzystać z zaproszeń, które ta lewica śle do nich nieustannie, pałając nieodwzajemnioną miłością bliźniego. Tak robią kandydaci lewicowi w USA, tak też dzieje się na prawicy, czego najlepszym dowodem paradowanie kandydata Bosaka po różnych oddolnych prawicowych mediach i konwentyklach. Co przekłada się na poparcie wyborcze.

W miarę rozkręcania się atmosfery w wirtualnym studio mnożyły się słowa krytyki pod adresem wyborczej reprezentacji lewicy. Najbardziej oberwało się owej reprezentacji za brak wyraźnego odcięcia się od postulatów drobnego biznesu, który okazał się bardziej zdeterminowany niż radykalna lewica i w okolicach święta majowego wystawił swój protest uliczny korzystając zapewne z tego, że lewicowi aktywiści byli akurat zajęci przestrzeganiem lockdownu narzuconego przez „faszystowski reżym” Prezesa wszystkich Polaków.

Michał Nowicki i Bojan Stanisławski: debata na temat lewicowych mediów

W tej kwestii niekoncesjonowana lewica udowodniła przewagę swego radykalizmu nad tchórzliwym wykorzystywaniem niezadowolenia drobnych przedsiębiorców dla korzyści wyborczej i ukazania dwulicowości obecnie rządzącej ekipy, której zabezpieczenia dla small biznesu nie są satysfakcjonujące. W ten sposób, w praktyce, radykalna lewica zredukowała liczebność swych potencjalnych zwolenników odejmując drobny biznes od 99% społeczeństwa i przesuwając go do obozu wielkiego kapitału, który normalnie traktuje ów biznes jako kozła ofiarnego, jako bufor chroniący wielki kapitał przed skutkami kryzysu. Racjonalność takiego postawienia sprawy w odniesieniu do własności, która w przypadku przemiany ustrojowej nie jest na samej radykalnej lewicy przewidywana do nacjonalizacji ani nawet do zniesienia w pierwszym rzucie najważniejszych zadań nowego ustroju, wydaje się mocno wątpliwa.

Odzwierciedla ona jednak obawy grup społecznych, z którymi utożsamia się radykalna lewica, a które są zagrożone proletaryzacją w wyniku kryzysu ekonomicznego kapitalizmu. Wraz z traktowaniem sfery produkcyjnej jako „czarnej skrzynki”, na plan dalszy schodzi kwestia organizacji systemu produkcji w oparciu o sojusze skierowane przeciwko wielkiemu kapitałowi. W tym sojuszu ważne jest utrzymanie drobnych przedsiębiorców, rzemieślników itp. grupy społeczne przy proletariacie przemysłowym. W momencie jednak, kiedy cała uwaga drobnomieszczańskiej radykalnej lewicy jest skierowana na zagadnienie podziału wtórnego (redystrybucja dochodu i dochodów poza systemem produkcji), znaczenie takiego sojuszu jest dla niej pomijalne.

W tym jednak momencie, różnica między lewicą burżuazyjną a lewicą radykalną przestaje istnieć.

Nawet jeśli nastąpi zmiana warty i lewica radykalna zastąpi na wielkiej scenie politycznej zużytą lewicę burżuazyjną, ta pierwsza będzie już „dojrzała” do owego zastępstwa, powielając model amerykański podziału na lewicę i prawicę.

Pozostaje kwestia, czy aktualny kryzys gospodarczy urealnia scenariusz owej zmiany warty. Radykalizacja świadomości społecznej, na którą liczy radykalna lewica, wydaje się potwierdzać tę nadzieję. Ale ważniejsze od przejęcia zasobów lewicy burżuazyjnej jest pytanie o to, czy lewica radykalna ma szanse stanąć na wysokości zadania.

Odpowiedź na to pytanie nie zależy od tego, czy potrafi się ona zjednoczyć, czy nie. To jest zasadnicza kwestia z punktu widzenia odsunięcia koncesjonowanych reprezentantów lewicy. Problem w tym, że rozgrywać się to będzie na tle rywalizacji ugrupowań zebranych wokół „charyzmatycznych liderów” lub partii-matek, co tylko zaostrza rywalizację i osłabia chwilową, koniunkturalną jedność.

Jednocześnie, teoretyczna słabość lewicy radykalnej na Zachodzie, ujawniona w pełnej okazałości po 1989 r. i dotychczas nie przezwyciężona, każe wątpić w zdolność zbiorowego przełomu programowego.

Jednostkowe mogą się trafić. Jednak będą musiały pokonać opór samej lewicy radykalnej. Na ile jest to niewdzięczne zadanie wskazuje opór chociażby na rodzimym podwórku.

Na koniec nie byle jaka reprezentacja radykalnej lewicy zawiązała sojusz egzotyczny sojusz skierowany przede wszystkim przeciw „szurii” i szurom oraz „gównoburzom na facebooku”.
Zgody zabrakło tylko w ocenie postaci Mateusza Piskorskiego.

Ale nad tym można przejść do porządku.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
14 maja 2020 r.