z cyklu „Jaja jak czerwone berety”

 

Nieodżałowany Jacek Tittenbrun zanim jeszcze został profesorem usystematyzował strukturę klasową z pozycji marksowskich, ewentualnie, jak kto chce – z neomarksistowskich, wyróżniając dwie, a nawet trzy klasy robotnicze. Przy tym powołał się na znaną definicję klas społecznych autorstwa Lenina. Pierwszą umieścił w sektorze państwowym, drugą – w prywatnym, trzecią – w rolnictwie. Ponadto wyróżnił szereg klas pracowniczych oraz… stany społeczne.

Taki podział nie wzbudził uznania ortodoksyjnego marksisty, prof. Ludwika Hassa, który nie widział sensu dzielenia klasy robotniczej. Jego zdaniem rozmywało to podział zasadniczy na dwie klasy antagonistyczne (burżuazja – klasa robotnicza). Ludwik Hass nie miał wtedy jeszcze tytułu profesora. Nie kwestionował jednak różnic interesów wewnątrz klasy robotniczej, tym bardziej w ramach szeroko pojętego proletariatu. Kładł nacisk na konflikt klasowy, dystansując się od drobnomieszczaństwa i inteligencji, której był zagorzałym krytykiem. Przede wszystkim jednak – od warstwy biurokratycznej.

Wkrótce pożegnaliśmy się z ZSRR i PRL-em.

Jacek Tittenbrun wrócił do tematu już w nowej Polsce:

„(…) klasy społeczne należy wyróżniać na podstawie różnic miejsca zajmowanego przez dane grupy ludzi w podziale pracy i własności lub, zwięźlej i precyzyjniej – stosunków własności środków produkcji, wymiany, usług i finansów oraz siły roboczej.

Obsługiwane przez siłę roboczą materialne i idealne warunki pracy w poszczególnych dziedzinach gospodarki można objąć ogólną nazwą środków gospodarowania lub weberowskim terminem środków zaopatrywania. Przyjęcie za podstawę wyodrębniania klas stosunków ekonomiczno-socjologicznie rozumianej własności prowadzi do stwierdzenia, że we współczesnej Polsce występuje nie jedna (z zastrzeżeniem, o którym mowa poniżej), lecz co najmniej dwie klasy robotnicze. Robotnicy sektora prywatnego w odróżnieniu od swoich klasowych odpowiedników z sektora publicznego posiadają siłę roboczą generującą wartość dodatkową (w drugim przypadku można mówić jedynie o produkcie dodatkowym).

Pojęcie klasy robotniczej odnosimy wyłącznie do obsługujących środki produkcji materialnej bezpośrednich producentów.

Operatorzy środków wymiany, usług itd. nie są w tym ujęciu klas robotnikami, lecz członkami odrębnych klas pracowniczych. Nawet bowiem jeśli funkcjonują one w ramach tego samego, co dana klasa robotnicza sektora własnościowego (publicznego bądź prywatnego), to różnią się od robotników ze względu na cechujące je stosunki własności siły roboczej.

Pełna prezentacja tych różnic zabrałaby nam zbyt dużo miejsca, ale wskażmy kilka z nich.

O ile typowy robotnik jako bezpośredni producent ma w swej pracy do czynienia przede wszystkim, choć oczywiście nie wyłącznie, z rzeczami, o tyle istotnym składnikiem pracy sprzedawcy, agenta ubezpieczeniowego, kelnera czy aktora jest konieczność brania pod uwagę, orientowania się na nie, dostosowywania się do szczególnych potrzeb, życzeń, wymagań preferencji, cech itp. innych osób.

Pracowników tych musi ‘cechować umiejętność nawiązywania kontaktu z ludźmi, określonego, np. uprzejmego, życzliwego odnoszenia się do innych, zdolność perswazji, zainteresowania klienta. Wykonując swe pracowe role, muszą oni objawiać specjalne cechy i walory osobiste, co nie jest natomiast warunkiem zatrudnienia się w charakterze robotnika przemysłowego czy transportowego.

Owe cechy osobowe nie tylko są koniecznym warunkiem wykonywania wymienionych typów prac, ale także wpływają na otrzymywane za nie wynagrodzenia. Lubiany przez publiczność piosenkarz lub aktor może zarabiać o wiele więcej niż nie ustępujący mu poziomem umiejętności zawodowych, ale nie dorównujący popularnością kolega.

Usatysfakcjonowany grzeczną obsługą klient nie pożałuje kelnerowi napiwku, na który nie może raczej liczyć jego nie dość usłużny kolega. Przy angażowaniu i ocenie pracy personelu sklepowego, bierze się pod uwagę prezencję osobistą, z uwzględnieniem postawy, rysów twarzy i głosu, umiejętność wysławiania się taktownego zachowania w stosunku do nabywcy’.

Używając kategorii ‘zmiennych wzoru’ Talcotta Parsonsa, moglibyśmy powiedzieć, iż owa spersonalizowana siła robocza pracownika handlu, banku czy usług ma charakter partykularystyczny, w odróżnienia od uniwersalistycznej siły roboczej typowego robotnika przemysłowego.

Przedstawiciele wszystkich klas pracowników najemnych zbywają (wydzierżawiają)* swoją siłę roboczą właścicielom danych środków pracy, różnią się jednak między sobą rolą, jaką w sposobie ich wynagradzania odgrywa, z jednej strony, ‘czysta’ siła robocza, a więc sama zdolność wykonania określonej pracy, praca potencjalna, i z drugiej, rzeczywista praca (uwarunkowana oczywiście przez naturalne uzdolnienia i nabyte kwalifikacje czyli posiadaną siłę roboczą).

Ekspedienta od robotnika akordowego różni więc odmienny stosunek formalnej siły roboczej do jej faktycznej realizacji w procesie konkretnej pracy. Praca bezpośrednio produkcyjna jest bardziej wymierna, co sprawia, że łatwiej daje się tu obliczyć ilość wydatkowanej pracy i na tej podstawie zarobek). Natomiast … nawet jeśli pracę pracownika handlowego cechuje wymierność i skończoność (całość przeprowadzonych danego dnia operacji podlega bowiem zaksięgowaniu i zewidencjonowaniu), to przecież tempo tej pracy, ilość wykonanych operacji zależą przede wszystkim od liczby klientów i ilości ich poleceń.
Intensywność pracy, stopień jej uciążliwości i poziom wydajności pracy sprzedawcy handlu detalicznego wyznaczane są w decydującym stopniu przez liczbę konsumentów i dokonywanych przez nich transakcji, zależne z kolei od typu sprzedawanych towarów, lokalizacji danego punktu sprzedaży itp. Odwołując się do innej pary pojęć układu kategorii T. Parsonsa, moglibyśmy powiedzieć, że siła robocza robotnika ma charakter osiągnięciowy, gdyż jej ocena uzależniona jest od rzeczywistych dokonań uzyskanych za jej pomocą, podczas gdy większe znaczenie samych cech siły roboczej jako takiej we względnej niezależności od działań, których staje się podstawą oznacza, że siła robocza pracownika handlowego czy bankowego ma charakter przypisaniowy.

Rola na rynku usług odpowiedniego wyglądu zewnętrznego, zachowania itp. cech względnie niezależnych od pracy pozwala uznać za askryptywną siłę roboczą, również siłę roboczą wielu pracowników tej sfery.

Już dotychczas nakreślony obraz wycinka przecież tylko struktury klasowej wydaje się dostatecznie skomplikowany, a wszak powinno się jeszcze przynajmniej wspomnieć o zasadności wyróżnienia obok wymienionych klas robotniczych klasy np. robotników rolnych. Z punktu widzenia problemu zasygnalizowanego w tytule artykułu ważniejsze jednak jest wskazanie, iż obok tak pojmowanych klas robotników można mówić o globalnej czy megaklasie robotniczej, przy budowaniu pojęcia której zwracamy uwagę na wspólne cechy poprzednio wyodrębnionych infraklas, pomijając cechy je różniące.

Tak określona klasa nie jest naturalnie wyłącznie bytem klasyfikacyjnym, powołanym do istnienia jedynie arbitralną wolą badacza, chociaż wspólna świadomość klasowa, zdolność do kolektywnego działania itp. socjologiczne cechy nie są częścią definicji klasy, lecz podlegają – w przypadku każdej klasy – konkretno-historycznemu badaniu W przypadku polskiej klasy robotniczej natężenie dwu wymienionych wyżej cech uległo, w porównaniu z okresem ‘realnego socjalizmu’, osłabieniu. I znowu, czytelnika zainteresowanego analizą przyczyn tego procesu musimy odesłać do innego tekstu.
Analogicznie, można mówić również o megaklasie pracowniczej, nie zapominając jednak – jeśli nie chce się popełniać zarówno naukowych jak i politycznych błędów – o realnych różnicach własnościowych dzielących poszczególne klasy pracowników (…)” (patrz: Jacek Tittenbrun: Klasa robotnicza czy „klasa pracownicza”, 2004; zainteresowanych odsyłam do artykułu na stronie internetowej „Władza Rad”).

Trzymając się jego wykładni, mamy zatem dwie „megaklasy”, nieantagonistyczne interesy których bynajmniej nie są zbieżne.

Stanom społecznym Jacek Tittenbrun poświęcił odrębny artykuł: „Teoria stanów społecznych jako narzędzie badania zróżnicowania społecznego w sferze pozaekonomicznej”, [w:] R. Suchocka (red.), Zróżnicowanie społeczne w teorii i empirii, wyd. WSNHiD, Poznań 2007.

Współczesna lewica nadal abstrahuje w tym temacie od jego dorobku. Nic dziwnego, że trzymając się różnorodnych dychotomii stawia na siebie i stosowny procent społeczeństwa w myśl zasady: czym większy, tym lepiej.

To uderza do głowy.

Wystarczy jeden kieliszek (https://youtu.be/42t-NCCbShQ)!

 

Włodek Bratkowski
8 lutego 2020 r.