„Для нас принципиально важна задача подняться на более высокий теоретический уровень, потому что это единственный способ подготовиться к борьбе за коммунистическое будущее” (ОЛЕГ БУЛАЕВ: ДИАМАТ: ЧТО ЭТО И ЗАЧЕМ ОН НАМ? patrz:

Диамат: что это и зачем он нам?

).

Marksiści odróżniają się na tle reszty lewicy, która reprezentuje całe spektrum poglądów od zdecydowanie proburżuazyjnych po skrajnie anarchizujące, tym, że traktuje zadanie emancypacji jako zadanie dla ludzkiego rozumu, a nie tylko serca.

Paradoks polega na tym, że intelektualiści lewicowi, w większości przypadków, sprowadzają lewicowość do odruchu serca, współczucia dla skrzywdzonych i poniżonych, zaś robotnicy oceniają wizje lewicowe przez pryzmat ich praktycznej stosowalności i skutków, jakie mogą przynieść programy emancypacyjne oparte wyłącznie na odruchu serca.

Robotnicy nie posiadają jednak narzędzia intelektualnego, które pozwoliłoby im obiektywnie ocenić te wizje i programy. Są zmuszeni do działania metodą prób i błędów i do sprawdzania „w praniu” istoty przedkładanych im programów. Dlatego robotnicy działają z pewną ociężałością i opóźnieniem czasowym, które mogą mieć negatywne znaczenie dla ich walki. Niemniej, nie postępują pochopnie, a jednocześnie nie odpuszczają z byle powodu.

Ta ostatnia cecha jest charakterystyczna dla lewicowych intelektualistów, którzy przywykli do intelektualnych, lekkich gier słownych bez materialnych konsekwencji i dlatego są skłonni łatwo zmieniać poglądy, zawsze znajdując dla tego procederu przekonujące w tym standardzie uzasadnienie.

Współcześni intelektualiści lewicowi nie cenią teorii, ponieważ jest ona dla nich nieprzydatna. Ale jest nieprzydatna dla nich, w przeciwieństwie do robotników. Zdolność intelektualnych potyczek i dyskursów, w których napotyka się same ruchome piaski, same paradoksy i punkty widzenia, które potrafią zastąpić dotychczasową, niepodważalną perspektywę, nie są żadną twardą opoką, na której można coś zbudować. Świat intelektualny jest oderwany od świata rzeczywistego, a świat rzeczywisty to świat zmysłowy, pewny na zasadzie… idealistyczno-subiektywnej: istnieje to, co potrafię odczuć. Dlatego intelektualiści kierują się odruchem serca, a nie intelektem, który im podpowiada, że rzeczywistość materialna jest niedostępna, pozostaje kwestią wyboru.
Dlatego wróg polityczny jest tym wrogiem nie dlatego, że jakaś obiektywna sytuacja stawia go w konieczności określonego działania, dla której nie ma alternatywy poza umiejętnością przetrzymania bezpośrednich, negatywnych konsekwencji, aby dotrzeć do rozwiązania, które na dłuższą metę jest rozwiązaniem korzystnym, ale… nieoczywistym na pierwszy rzut oka.
Jeżeli nie ma pewności, że sytuacja materialna jest obiektywna, trudno namówić kogoś, aby działał oglądając się na dalekosiężną ocenę procesu historycznego. Co więcej, intelektualny ogląd takiego podejścia jest oceniany jako wulgarny materializm historyczny, czyli stalinowski determinizm historyczny. W tym sensie, trzymanie się poststalinowców determinizmu historycznego, abstrahującego od elastycznej oceny politycznej sytuacji bieżącej, może być słusznie potraktowane przez Olega Bułajewa jako przejaw idealizmu. Na zdeterminowany proces nie ma wpływu bieżący chaos. Wszystko się wyrówna w owym procesie historycznym, gdzie nastąpi wypośrodkowanie między wzajemnie sprzecznymi kierunkami ruchu. Tymczasem obiektywny ruch procesów materialnych, rzeczywistych, nie wyklucza nieadekwatnych odpowiedzi intelektualnych.

W konkretnej, historycznej epoce następuje zespolenie obiektywnego ruchu procesu historycznego, zdeterminowanego przez dynamiczne zmiany działalności ludzkiej skierowanej na środowisko przyrodnicze (na naszym etapie – poprzez rozwój przemysłowy), z subiektywnym interesem konkretnej, historycznej klasy społecznej. Ten moment zespolenia nie trwa w nieskończoność.
Wybór intelektualny jest tu wspierany przez interes partykularny i wzajemnie. Jest to wybór arbitralny, ale dzięki tej arbitralności, bardzo konkretnej arbitralności, odpowiada na konkretnohistoryczny problem i tylko na ten problem w szczególności. Nie rozwiązuje wszystkich problemów świata, ale stwarza płaszczyznę do postawienia i rozwiązania kolejnych problemów, których nie da się rozwiązać bez podjęcia konkretnych decyzji politycznych. Ponieważ intelektualne rozwiązania rozwiążą jedynie intelektualne odbicie owych problemów, a nie problem rzeczywisty.

Jeżeli Marks twierdzi, że przed ludzkością pojawiają się tylko te problemy, do których rozwiązania ona dojrzała, to nie da się przeskoczyć etapu dojrzewania. Głębokie umysły mogą dostrzegać zarysy problemów odległych, ale jednocześnie mogą je rozwiązać jedynie w głowie. Stąd historia ludzkości nigdy nie odczuwała deficytu koncepcji utopijnych.

Grupy społeczne należące do sfery nadbudowy nie są w stanie – z wyżej podanych powodów – dostarczyć owego subiektywnego czynnika niezbędnego dla rzeczywistego rozwiązania postawionego przed społeczeństwem zadania. Obecna sytuacja pandemii najlepiej to ilustruje. Grupy nadbudowy mają przewagę nad grupami działającymi w sferze produkcji materialnej, ponieważ na straży ich dochodów stoi aparat przemocy państwowej. Dopóki ten aparat będzie kontrolował klasę produkcyjną, której owoce pracy będzie mógł przywłaszczać – nieważne czy w postaci podatków, czy w postaci bezpośredniego czerpania z przychodów, ta sytuacja przewagi będzie trwała. Niemniej, sytuacja komplikuje się już w odniesieniu do części owych grup, które czerpią swe tytuły do czerpania z bogactwa materialnego ze świadczenia usług. Ta grupa nie należy do beneficjentów przymusu stosowanego przez aparat państwa. Ten aparat za te grupy społeczne nie odpowiada. Przy okazji, grupy te są, w sytuacji kryzysu kapitalistycznego, tradycyjnym buforem osłaniającym wielki kapitał prywatny przed bankructwem. Upadek tych drobnych właścicieli jest nawozem pod odbudowę kapitalistycznego sposobu produkcji po etapie „twórczej destrukcji”.

Proceder lockdownu okazał się procedurą, której racjonalność leży w rozładowaniu szczytu zachorowań, tak aby infrastruktura medyczna była w stanie wytrzymać. Z drugiej strony, niespieszne działania ochronne państwa wobec drobnych właścicieli (small biznesu) przywodzą na myśl konstatację, że skuteczność deklarowanej polityki byłaby kontrproduktywna z punktu widzenia możliwości gospodarki krajowej do odbicia. Ochrona tych grup neutralizuje agresywność owego pokryzysowego odbicia. Powrót do sytuacji sprzed pandemii, kiedy to gospodarka globalna chyliła się ku popadnięciu w recesję głębszą niż wielka depresja lat 30-tych, prowadzi do przeorganizowania globalnego rynku, dając szansę graczom, którzy dotąd zajmowali pozycję nieodpowiadającą ich ambicjom i możliwościom.

Dążenie do możliwie szerokiego własnego zaopatrzenia w podstawowe produkty, zamykanie się gospodarek w narodowych ramach, reindustrializacja, te wszystkie elementy jeszcze przed kryzysem wskazywały na świadomość elit rządzących, że kolejny kryzys kapitalizmu postawi graczy w sytuacji „każdy za siebie”. Obecnie toczy się subtelna, choć niemniej brutalna gra o hegemonię w międzynarodowym kapitalistycznym podziale pracy. W tej sytuacji, drobny właściciel jest skłonny zrozumieć, że jego los zależy od siły państwa, które mogłoby mu zapewnić przetrwanie, gdyby tylko wygrało rywalizację na rynku międzynarodowym i zajęło odpowiednie miejsce w międzynarodowym kapitalistycznym podziale pracy. To oznacza jednak powrót do przebrzmiałych już nieco metod wyzysku siły roboczej. Jednak niekoniecznie dane państwo zdoła skorzystać z nadarzającej się sposobności. W przypadku Polski, gdzie rząd prawicowy, nastawiony na konfrontację ideologiczną i ekonomiczną, ma związane ręce wewnętrzną opozycją polityczną, wykorzystanie sytuacji może nastąpić tylko za cenę brutalnych posunięć. To skutkuje jednoczeniem się opozycji i wzrostem jej siły. Jednak opozycja nie ma pomysłu na nową sytuację geopolityczną, co zaskutkuje trudnościami ekonomicznymi i pogłębioną niestabilnością polityczną kraju. Tym bardziej, że oczekiwania demokratyczne będą o wiele wyższe niż w przypadku PiS. Także oczekiwania co do ochrony licznych grup społecznych będą ogromne. Rozczarowanie będzie odbijało się tym głębszym echem, pogrążając państwo gospodarczo i politycznie. Efekty aliansu (za cenę realnej suwerenności) z obozem hegemona przyjdą dopiero po upływie dłuższego czasu. Poza tym, postać hegemona nie jest pewna. Można się znaleźć w obozie przegranych. Wówczas trudno sobie wyobrazić stopień degradacji instytucji państwa.

Jeżeli w Rosji Wasilij Kołtaszow gra na neomerkantylizm, to jest to postawienie na politykę usiłującą grać w warunkach przynajmniej jakiejś jasności, odrzucając złudne iluzje. Jest to jednak gra dla mocnego gracza, a takim Rosja nie jest. Kraje, które do rozdających karty nie należą znajdują się w sytuacji trwożnego wyczekiwania, na czyją stronę przechyli się szala.
W takiej sytuacji, Lenin zdecydował się rozegrać szansę, której nikt serio nie brał pod uwagę. I to się udało. Wywrócił szachownicę. O taką odwagę nie podejrzewamy współczesnej lewicy. Niemniej pamiętajmy, że Lenin utwierdził się w swoich poglądach właśnie czytając Hegla krytycznie, w duchu Marksa, i studiując dialektykę. Gdyby nie teoria, nie miałby ruchu alternatywnego.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
13 maja 2020 r.