Jakby nam mało było strachu, internet podbija stawkę większą niż życie taką, np. informacją, tym bardziej wiarygodną, że podaną za „Financial Times”: „Liczba zgonów z powodu koronawirusa na całym świecie może być nawet o 60 proc. wyższa, niż wynika to z oficjalnych statystyk, szacuje w brytyjski dziennik „Financial Times”. „FT” porównał liczbę zgonów z różnych przyczyn w marcu i kwietniu 2020 r. w 14 krajach ze średnią za ten sam okres w latach 2015-2019”
https://www.msn.com/…/liczba-zgonów-z-powodu-k…/ar-BB13gV5z…

Co z tego wynika?

„Jak pisze gazeta, w tych 14 państwach – wyłącznie zachodnioeuropejskich – oficjalne statystyki w tym okresie (marzec – kwiecień 2020 r.) wykazały 77 tys. zgonów z powodu koronawirusa, podczas gdy ogólna liczba zgonów zwiększyła się o 122 tys. w stosunku do średniej za ten okres dla ostatnich pięciu lat” (tamże).

Niewiele więcej mamy podpierających to rozumowanie danych liczbowych w przytoczonej notatce, ale już na tej podstawie można prześledzić elementarne braki w logice autorów tak polskich, jak i brytyjskich.

Nie wiemy jaka jest ogólna liczba zgonów, autorzy przedstawiają bowiem tylko przyrost zgonów. Ale OK, damy radę, jak mawiał klasyk.

Skąd wzięła się liczba ok. 60% ? Proste:
(77 000 x 100) : 122 000 = 63%

Oznacza to, że zgony z powodu koronawirusa stanowią 63% przyrostu wszystkich zgonów. Pozostałe 37% to zgony z innych powodów. Przyjmijmy, za sugestiami autorów, że wszystkie zgony „ponadnormatywne” są związane z wirusem. A więc, władze zaniżają śmiertelność z powodu wirusa nie o 63%, ale o 37%.

Popatrzmy dalej, skoro już drążymy temat.

Liczba 122 000 zgonów może przestraszyć.

Zauważmy, że jest to liczba „ponadnormatywnych” zgonów w… 14 krajach zachodnioeuropejskich. Na jeden przypadałoby więc średnio:
122 000 : 14 = 8 714 zgonów „ponadnormatywnych”.

A co z przyrostem zgonów z powodu wirusa?
77 000 : 14 = 5 500 zgonów.

Nie mamy odnośnika do artykułu z „Financial Times”, więc nie wiemy, czy w skład owych 14 państw wchodzą: Monako, Luksemburg, Andora, Watykan, San Marino, Islandia, Malta, Czarnogóra itp., czy raczej Rosja, Niemcy, Francja, Hiszpania, Polska, Włochy itp.

Przyjmijmy, że jednak autorzy zajęli się państwami o ludności podobnej do ludności Polski (przyjmijmy, że wahania w liczbie ludności w dół i w górę się równoważą).

W Polsce, w roku 2018 mieliśmy… 414 000 zgonów. A więc, analogicznie mielibyśmy w owych 14 krajach liczbę zgonów (normalnych!) na poziomie 5 796 000 osób (414 000 x 14).

Przyrost zgonów w 14 państwach to 122 000, a więc: (122 000 x 100) : 5 796 000 = 2,105%. Tyle wynosi procentowy przyrost zgonów od czasu pandemii w tych 14 krajach.

W Polsce mamy 414 000 zgonów rocznie, co miesięcznie daje 34 500 zgonów (normatywnych).

Potwierdzonych zgonów z powodu koronawirusa mamy 562. Doliczmy zaniżenie o 37%: (562 x 37) : 63 = 330. A więc: 562 + 330 = 892. Czyli: prawdziwa liczba osób zmarłych z powodu koronawirusa w Polsce powinna wynosić po korekcie 892.

W stosunku do liczby miesięcznych zgonów „normatywnych”, przyrost śmiertelności w trwającej od ponad miesiąca epidemii w naszym kraju wynosi: 0,22% ((892 x 100) : 414 000).

Średnia bywa myląca. Wchodzą w nią kraje, które nie poradziły sobie z wirusem w początkowym etapie i które „zawyżają” żniwo koronawirusa – co widać w porównaniu choćby z Polską. Średnia nie odzwierciedla skali problemu w tych właśnie krajach. Tam niewątpliwie statystyki wyglądałyby dużo gorzej. W pozostałych zaś o wiele lepiej, np. tak jak w Polsce.

Biorąc pod uwagę ogólny stan zdrowia społeczeństw, brak profilaktyki jako norma w polityce zdrowotnej państw oraz komercjalizacja służby zdrowia, wirus jest bardzo groźny.

Podchodząc do sprawy czysto statystycznie jednak, wydaje się uzasadnionym podejrzenie, że hałaśliwe lamenty przykrywają nieczyste sumienie polityków, którzy za wszelką cenę pragną ukryć prawdziwe, systemowe korzenie prognozowanego od roku kryzysu jako kryzysu głębszego niż ten z lat 30-tych ub. wieku. Dodatkowo, pod przykryciem pandemii, prowadzona jest czystka gospodarki w neoliberalnym stylu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że politycy poświęcają drobny biznes, który i tak zawsze pada ofiarą kryzysu, osłaniając tych, którzy „są za duzi, aby upaść”. Taki kontrolowany chaos, mający na celu zmobilizowanie mocy do przejścia od fazy „twórczej destrukcji” do fazy odbudowy gospodarki na zgliszczach. Z tym, że tym razem, czerpiąc z doświadczenia minionych kryzysów i radzieckich podręczników ekonomii politycznej, politycy mają nadzieję, że uda im się zgasić pożogę rozniecając tu i ówdzie małe pożary, nad którymi łatwo zachować kontrolę.

Upadek drobnego biznesu przy jako takiej ochronie socjalnej drobnych właścicieli oraz pracowników owych małych firm, którzy zasilają szeregi bezrobotnych, stanowi zaczyn polityki odbudowy. BĘDZIE CO ODBUDOWYWAĆ – SZTUCZNIE WYTWARZA SIĘ „OTOCZENIE NIEKAPITALISTYCZNE”. Należy zachować zdolność popytową ludności, która niezbędna będzie do rozkręcenia gospodarki po „oczyszczającym” upadku i „twórczej destrukcji”.

Przy okazji następują przemieszczenia własnościowe, albowiem bogaci, w tym banki, przejmują zazwyczaj realny majątek upadających firm oraz majątek prywatny ich właścicieli, powodując kolejny etap zawężania elity (centyla posiadającego ponad 90% bogactwa świata, jeśli wierzyć T. Piketty’emu). To może powodować bunty społeczne, a więc plan nie zapewnia z góry sukcesu. Nastroje i reakcje zdesperowanego społeczeństwa mogą być nieobliczalne.

Skuteczność tarcz finansowych i ochronnych w stosunku do sektora drobnej wytwórczości i usług zależy od stanu produkcji przemysłowej. Rosyjski ekonomista, S. Głazjew z tym faktem właśnie kojarzy skuteczność gospodarki chińskiej w wychodzeniu z zapaści, a nawet w tym upatruje szansy na ekspansję gospodarki chińskiej. Wyprowadzenie własnego przemysłu poza wysokouprzemysłowione Centrum oraz zniszczenie go w epoce transformacji przez kraje poradzieckie (inaczej niż Chiny) utrudnia politykę wyprowadzania kraju z zapaści ekonomicznej. Bez dwóch zdań, mamy do czynienia z globalnym przegrupowaniem na międzynarodowym rynku i w ramach międzynarodowego kapitalistycznego podziału pracy.

Przyspieszenie programu reindustrializacji wymaga zdyscyplinowanej i spauperyzowanej rezerwowej armii siły roboczej. Pada pomysł na stopniowe i spokojne wdrażanie programu reindustrializacji. Chaos spowodowany pandemią daje fory silniejszym i lepiej przygotowanym, świadomym tego, co się dzieje. Wedle Głazjewa, świat, który się wyłoni w wyniku tych wszystkich procesów będzie charakteryzował się podziałem na różne obszary wpływów kilku dominujących gospodarek, które wygrają ów wyścig.

Taki jest scenariusz optymistyczny, kreślony przez tych, którzy chcieliby uniknąć konfrontacji militarnej jako recepty na kryzys.

Można zaryzykować hipotezę, że konserwatywne siły polityczne (w rodzaju Trumpa) są gotowe na porozumienie w kwestii nowego podziału obszarów wpływów. Jest to całkowicie odmienne podejście od podejścia Demokratów, którzy programowo usiłują zachować hegemonię USA wbrew logice procesów gospodarczych, które zachodzą w świecie. W tym celu odwołują się do nagiej siły, w obronie… demokracji. Nie ma mowy o alternatywnych ośrodkach regionalnej hegemonii.

Mamy do wyboru, jak zwykle, między dżumą a cholerą.

Program konserwatystów przewiduje przemianę świata w wioskę z wyrobnikami przypisanymi do ziemi (czytaj: do swoich domów i zakładów pracy), nie mającymi więcej niż potrzeba na przeżycie od wypłaty do wypłaty. Plus nieliczna elita, która nadzoruje ten cały interes i pilnuje, aby przeważał rozwój zrównoważony.

Program liberalno-lewicowy (w rozumieniu amerykańskim) przewiduje taki sam podział na elitę i masy, z tym, że mamy do czynienia z obszarami „elitarnymi” i obszarami produkcyjnymi, dostarczającymi materialnych podstaw dla utrzymania poziomu życia w pierwszym obszarze. Natomiast w obszarze „elitarnym” panuje względny egalitaryzm i demokracja, oparte na państwie socjalnym.

Program demokratyczny dla świata nie przewiduje bowiem zmiany układu globalnego, ale jest nastawiony na podtrzymywanie chaosu na zewnątrz, dzięki czemu jest w stanie utrzymać niestabilną równowagę u siebie i czerpać z zarządzania owym chaosem. Przedstawia się bowiem jako siła chcąca pomóc w naprawieniu i uregulowaniu chaosu, gdy w praktyce w efekcie nieodmiennie dochodzi do całkowitego zdestabilizowania sytuacji, przekształcającego się w stan permanentny, z którym społeczeństwom „elitarnym” przychodzi jakoś żyć w myśl zasady La Rochefoucauld, że zawsze mamy dość siły, aby znieść cudze nieszczęście.

Czy w tym całym chaosie, który grozi wyrwaniem się spod kontroli lewica potrafi zaproponować własną, socjalistyczną alternatywę? Oto jest pytanie…

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
28 kwietnia 2020 r.